W Otrębusach aż huczy od plotek. - Słyszałam, że wszystko zaczęło się od męża jakiejś woźnej. To on podobno pierwszy zachorował - mówi jedna z mieszkanek. - Pierwsza była jakaś dziewczyna - poprawia ją koleżanka.
- To urasta do jakiejś strasznej legendy - drży Anna Małecka (25 l.).
Sepsa paraliżuje miasteczko
Szkoła wczoraj była otwarta. Nauczyciele czekali w gotowości, aby poprowadzić lekcje. Ale dzieci nie przyszły. Rodzice postanowili nie wypuszczać ich z domu, aż sytuacja się wyjaśni. - Problem w tym, że my tak naprawdę nic nie wiemy. Nikt nas o niczym nie informuje! - skarży się Agnieszka Witomska-Rejnowicz, nauczycielka ze szkoły. - Jedyne informacje docierają do nas pocztą pantoflową.
- Czym zajmuje się sanepid?! - wtóruje jej inna mieszkanka Otrębus, Joanna Melańczuk. - Przecież powinien być zorganizowany jakiś oddzielny punkt szczepień! Przychodnia nie jest od tego. Tutaj są inni chorzy. Kto pomyślał o tym, że trzeba zidentyfikować nosiciela, który zaraził Piotrka? A oni tylko mydlą oczy! - wyrzuca z siebie. Inne mamy też się denerwują.
Mieszkańcy obwiniają sanepid
Sanepid uspokaja, że nie ma mowy o epidemii. - Nie ma żadnego ogniska sepsy w Otrębusach. To odosobniony przypadek zachorowania - mówi Wiesław Rozbicki (62 l.), rzecznik Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. - Wcześniej też nie było żadnego przypadku zachorowania na sepsę ani w tej miejscowości, ani w okolicach - zapewnia.
Przyznaje, że sepsa jest rzeczywiście wywoływana przez bakterie i można się nimi zarazić przez dotyk czy drogą kropelkową.
Rodzice mają jednak za złe sanepidowi, że nie zamknął i nie odkaził szkoły.
Piotrek leży na oddziale intensywnej opieki medycznej w Centrum Zdrowia Dziecka. Jest w śpiączce farmakologicznej.