Czego słuchał PRL

2010-03-01 12:45

W Polsce powojennej grano na przemian skoczne ludowe oberki i muzykę poważną. Wraz z nadejściem odwilży w 1959 roku narodził się big-beat, który w mgnieniu oka opanował dusze i serca polskiej młodzieży.

Po wojnie w polskim radiu puszczano muzykę poważną i ludową. Niejeden Polak właśnie przez rozgłośnię radiową po raz pierwszy w życiu miał okazję posłuchać, jak brzmi fortepian razem z kilkoma rzędami skrzypiec, klarnetem i kontrabasem. W przerwach między występami orkiestr symfonicznych z radia Polski Ludowej rozbrzmiewała skoczna i radosna muzyka ludowa. W konkurencji śpiewu solowego zaś nie do pobicia był Mieczysław Fogg. Dystyngowany pan i niekwestionowany bohater powstania uwiódł polskich słuchaczy tak bardzo, że długo nie miał żadnej konkurencji. „To ostania niedziela” czy „Jesienne róże” to były prawdziwe hity. Płyty z nagraniami Fogga osiągnęły nakład 25 milionów egzemplarzy. Wielką sławą cieszyła się Maria Koterska, która długo kręciła karuzelą na Bielanach i wydawało się, że zawsze już będzie tak prawie przedwojennie.

Muzyka jednak ma to do siebie, że zmienia nurty. Tak też stało się podczas odwilży. W 1959 roku przy gdańskim Jazz Clubie powstał pierwszy polski zespół rock’n’rollowy: „Rhythm and Blues”. Brzmiał inaczej niż wszystko, czego można było słuchać oficjalnie, za to bardzo podobnie do tego, czego od jakiegoś czasu słuchano, wychwytując sprzętem radiowym audycje zachodnich rozgłośni. Tak narodził się big-beat. Czerwono-Czarni, Niebiesko-Czarni,  Blackout, który przepoczwarzył się w Breakout... muzyka rockowa opanowała młode uszy i serca nie tylko nastolatków. Ostre i nowoczesne brzmienie nie odbiegało poziomem od produkcji powstających w tych szczęśliwszych krajach, w których dobrą gitarę można było kupić w sklepie za rogiem, a pałek do perkusji nie trzeba było strugać ze sztachety.
Polska muzyka lat 60. miała w sobie ten sam ferment i bunt, który doprowadził na Zachodzie do rewolucji obyczajowej, ruchu hippisowskiego i festiwalu w Woodstock.

W radiu i telewizji można było posłuchać także wokalistów śpiewających teksty poetyckie: Marka Grechutę i Ewę Demarczyk, którzy w najmniejszym nawet stopniu nie zajmowali się opiewaniem osiągnięć socjalizmu. Czerwone Gitary melodyjnie czerpały z dobrych zachodnich wzorów i nikt ich za to nie potępiał. W 1967 roku Czesław Niemen za występ w stroju kresowego chłopa i zaśpiewanie protest songu „Dziwny jest ten świat” dostał w Opolu nagrodę specjalną. Stało się wtedy jasne, że dźwięki muzyki za nic mają żelazną kurtynę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki