Tym razem był jednak bez formy. Mówił bezbarwnie, głównie wycofywał się z wcześniejszych zeznań. Tylko raz się rozkręcił.
- Dlaczego wszyscy ci piłkarscy sędziowie dzwonili do pana, skoro uważa się pan za niezwiązanego z futbolem emeryta? - zapytał go prokurator.
- Bo ja zawsze byłem dobry i serdeczny - odparł bezczelnie "Fryzjer". - Nawet jak 9 policjantów przyjechało mnie aresztować, to ich podjąłem kawą i ciastkami. Trzy razy wyprowadzali mnie z domu, bo im bateria siadała w kamerze, a chcieli to koniecznie nagrać. Na lawetę swoim autem to ja osobiście im wjechałem, bo oni nie dali rady. Musiałem dom objechać, jakbym wiedział, czym to się skończy, to wjechałbym samochodem w drzewo. I miałbym spokój, a teraz wszyscy mnie kopią - dodał ze swadą.