Jeszcze wiele przede mną

2007-07-12 18:29

Maria Szabłowska: - Na czym polega siła artystów, którzy wiele lat trwają, tak jak ty - ponad trzydzieści?

ALICJA MAJEWSKA: - Na tym, że jesteśmy odróżnialni. Każde z nas ma coś, co go wyróżnia: specyficzną barwę głosu, osobowość estradową: nie pomylisz Santor z Kunicką. Mamy wiarygodność i siłę repertuaru.

Krzysztof Szewczyk: - Był w twoim życiu taki moment, kiedy pomyślałaś sobie - mam świetny repertuar, jestem piosenkarką?

ALICJA: - Jestem niewysoka i drobna i długi czas nosiłam w sobie głębokie przekonanie, że prawdziwą piosenkarką może być tylko duża blondyna. A na to nie miałam szans.

Krzysztof: - Ale śpiewałaś od dzieciństwa.

ALICJA: - Jak prawie każdy. I od dziecka miałam skłonności do tragicznego, emocjonalnego repertuaru. Śpiewałam "Serce matki", "Gdzie jest mój dom prawdziwy"...

Maria: - Uwierzyłaś, że będziesz piosenkarką jeszcze w Particie?

ALICJA: - Z Partitą to była przygoda estradowa. Kiedy śpiewałam z nimi, ciągle wysiadał mi głos. Zdarzały się koncerty, kiedy musieliśmy zaśpiewać np. 40 chórków, bo towarzyszyliśmy wszystkim solistom. Pierwszy lekarz, który zobaczył moje gardło, zapytał, czy mam inny zawód, bo śpiewaniem długo nie pociągnę.

Krzysztof: - Głos nie wytrzymywał ciągłego śpiewania chórków i to było powodem rozstania z Partitą?

ALICJA: - To chyba był główny powód. Pamiętam trasę w czasie Wyścigu Pokoju - po Polsce, NRD i Czechosłowacji - kiedy Urszula Sipińska rozstała się z Piotrem Figlem, a ja z Partitą. Antek Kopff, szef muzyczny Partity, strasznie na nas wrzeszczał, mnie bolało gardło, czułam się fatalnie, więc zadzwoniłam do męża, Janusza Budzyńskiego, żeby się wyżalić. A on mi powiedział: "Na pewno jest tam dworzec kolejowy, więc wsiadaj w pociąg i wracaj!". Tak się skończyła moja przygoda z Partitą.

Maria: - Ale kiedy uwierzyłaś, że będziesz piosenkarką?

ALICJA: - W studiu, w czasie nagrywania.Poczułam, że chcę i mogę jeszcze lepiej zaśpiewać, dążyć do doskonałości. Bardzo mi się to podobało, czułam, że wiele ode mnie zależy. Do dziś bardzo lubię próby.

Krzysztof: - Czy to prawda, że debiutowałaś jako Ordonka?

ALICJA: - To był mój debiut solowy. Ryszard Kubiak robił w telewizji program z piosenkami Ordonówny. Bardzo lubiłam piosenki przedwojenne i na blachę się przygotowałam, miałam nawet zajęcia z Ludwikiem Sempolińskim. Zaśpiewałam i zaangażowali mnie. W tym programie brały udział największe wtedy gwiazdy: Rena Rolska, Barbara Rylska, Jadwiga Barańska, Halina Kunicka...

Maria: - I ty - debiutantka.

ALICJA: - Płakałam Januszowi w SPATIF-ie, że nie dam rady. Ale to był mój wielki sukces: miałam masę telefonów z gratulacjami.

Maria: - Zobaczył cię Mariusz Walter i zamówił u ciebie nagranie.

ALICJA: - To były same początki Studia 2, niezwykle wtedy popularnego programu telewizyjnego. Potem zaproponował mi recital.

Krzysztof: - Zawsze miał niesamowite wyczucie telewizji i umiał wyławiać przyszłe gwiazdy...

ALICJA: - W Opolu, kiedy miałam śpiewać "Jeszcze się tam żagiel bieli" powiedział Włodkowi Korczowi, że ma wrażenie, jakbym ja, jadąc samochodem, z pierwszego biegu przechodziła od razu na piąty. Włodek zrozumiał to w lot i zmienił aranż. Walter nie zgodził się też na białą, nobliwą, lnianą sukienkę. Powiedział, że w takim stroju to do komunii świętej, a tu mamy dramatyczną piosenkę. Zaśpiewałam w stroju, który jeszcze w nocy wykańczały krawcowe.

Krzysztof: - Czy "Żagiel" to twoja najważniejsza piosenka?

ALICJA: - Tak. Nawet pierwsza żona Janusza powiedziała mi, że po tym, jak usłyszała "Żagiel" w Opolu, na znak szacunku będzie do mnie mówiła "pani Majewska".

Maria: - Masz w życiu wielkie szczęście do mężczyzn. Najpierw Janusz Budzyński, wzięty prezenter, konferansjer, redaktor, który pomógł swojej młodej żonie zacząć solową karierę...

Krzysztof: - Potem Mariusz Walter zobaczył w tobie piosenkarkę.

Maria: - No i Włodek Korcz, z którym współpracujesz już ponad trzydzieści lat.

ALICJA: - Teraz śpiewam tylko jego kompozycje. Są moją siłą - on tworzy bardzo emocjonalną muzykę.

Maria: - To się nadaje do Księgi rekordów Guinnessa.

Krzysztof: - Jak często musicie tłumaczyć się z tego, że nie jesteście małżeństwem?

ALICJA: - Czasami już nam się odechciewa zaprzeczać, bo ludzie i tak wiedzą lepiej.

Maria: - Doskonale to znam: mnie też nie wierzą, że nie jestem żoną Szewczyka.

ALICJA: - Więc mój "muzyczny mąż" powiedział, że ostatnio odkrywa mnie na nowo: że śpiewam lepiej niż dwadzieścia lat temu i że bardziej go wzruszam.

Krzysztof: - Zgadzam się z Włodkiem: w Opolu zaśpiewałaś fantastycznie.

ALICJA: - Po Opolu wydłużyła mi się perspektywa. Usłyszałam, jak wspaniale śpiewa starszy ode mnie kilkanaście lat Jerzy Połomski i pomyślałam, że jeszcze wiele przede mną.

ALICJA MAJEWSKA

Absolwentka Wydziału Psychologii i Pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1971-1974 śpiewała w zespole Partita. W 1975 roku za piosenkę "Bywają takie dni" otrzymała na festiwalu w Opolu nagrodę Ministra Kultury i Sztuki. Do 1977 roku związana była z warszawskim Teatrem na Targówku. Ponad trzydzieści lat współpracuje z Włodzimierzem Korczem. Największe przeboje Majewskiej to "Być kobietą", "Jeszcze się tam żagiel bieli", "Odkryjemy miłość nieznaną" i "Wielki targ".

Rurki znów modne
Baaardzo zwężone spodnie, czyli...

Jeansy narodziły się w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku jako spodnie robocze dla górników, poszukiwaczy złota i farmerów. Szyto je z tkaniny bawełnianej, barwionej na niebiesko, która nosiła nazwę crepes de Nimes (stąd angielska nazwa tego materiału - denim). Pierwsze jeansy były raczej luźnego kroju. Dopiero z biegiem lat, kiedy z odzieży roboczej zmieniły się w niemal obowiązkowy strój młodych ludzi, jeansy stawały się coraz węższe i coraz bardziej dopasowane. Pierwsze rurki nosili angielscy Teddy Boys na przełomie lat 50. i 60.

W tym sezonie rurki znowu bardzo modne, tak zresztą jak w poprzednim. Ambasadorką takich spodni jest od lat Kate Moss. Nosi je najchętniej z balerinkami na płaskim obcasie i tunikami.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki