Morda? To bardzo miłe słowo

2007-10-04 23:09

Przekraczam próg domu Jerzego Bralczyka, po czym długo nawołuję gospodarza.

Gdy w końcu się zjawia, ekspresowo parzy kawę i zaprasza do swojej pracowni pełnej książek. Tam wyjawia mi, że jest wielkim miłośnikiem... horrorów Stephena Kinga. Czyta je pasjami w ogrodzie, w małym domku dla gości. - Panuje tam taki półmrok. Zamykam za sobą drzwi... Nikomu o tym dotychczas nie mówiłem - wyznaje rozbawiony profesor. Po chwili idzie na całość i mówi, że jego ulubione miasto to Biecz koło Gorlic. - Była tam kiedyś akademia katowska na wschodnią i środkową Europę... - informuje Bralczyk z szelmowskim uśmieszkiem.

- Czy Nelly Rokita to pana uczennica?

- Nie była moją studentką, ale dobrze ją pamiętam. Przyjechała w latach 80. z Hamburga. Interesowała się językiem propagandy i trafiła do Ośrodka Badań Prasoznawczych. Pracowałem tam i pani Nelly została stażystką. Przyjechała studentka z zagranicy, to człowiek, w pełni tego słowa, opiekował się nią.

- Pani Nelly nie kryje, że Jan Rokita był w tamtych czasach o pana bardzo zazdrosny. Schlebia to panu?

- Miło słyszeć takie rzeczy z ust kobiety i to bardzo atrakcyjnej. Nie miałem tej świadomości.

- Jak wspomina pan Nelly?

- Bardzo żywy umysł, niekonwencjonalna. Jako ktoś z zewnątrz wprowadzała nieszablonowy sposób myślenia. Mówiła nieźle po polsku, ale lepiej po rosyjsku. Ciekawa osobowość, a poza tym atrakcyjna, młoda dziewczynaÉ

- Czego chcieć więcej?

- Tak. Czego chcieć więcej. Obracała się w klimatach artystycznych. Pamiętam, byliśmy kiedyś w Piwnicy pod Baranami. Wspominam ją bardzo mile. Przez nią też poznałem Jana Rokitę.

- Jak to możliwe, że ktoś, kto wyszedł spod pana ręki, ma teraz złą prasę? Uważa się, że Nelly nie dorasta mężowi do pięt.

- Te pięty są bardzo wysoko. Jan Rokita to polityk szczególnie inteligentny i wyrazisty. Górna półka bez dwóch zdań i trudno do tego dorosnąć. Poza tym w pani Nelly Rokicie jest taki rodzaj świeżości, która sprawia, że jej wypowiedzi wydają się zbyt naturalne, a nawet wręcz naiwne. Ale taki kobiecy styl, jak u Jarugi-Nowackiej czy Gretkowskiej jest w życiu publicznym potrzebny.

- Jednak te panie, których nazwiska pan wymienił, bardzo ważą słowa

- Énatomiast pani Nelly Rokita daje się tym słowom ponieść.

- Tak. Aborcja w Polsce to temat drażliwy i każdy go długo trawi, zanim coś powie

- Éa potem i tak mówi to, co by powiedział bez zastanowienia. Dziś wielu polityków uważa, że im szybciej coś powiedzą, tym lepiej. Oni są jak bohaterowie greckiej tragedii, którzy przekrzykują się i uprawiają szermierkę na słowa.

- W szkole uczyli mnie, że w tragedii greckiej ważną rolę odgrywa chór

- Dobre! (śmiech). Świetnie powiedziane. W Polsce chór jest szczególnie widoczny wtedy, gdy występują wielcy soliści. Szczególnie jeden wielkiÉ Jarosław.

- Kończąc wątek pani Rokitowej

- Rokiciny nawet. To po polsku poprawnie. Można tak powiedzieć, gdy nazwisko męża kończy się na a, tak jak Skarga-Skarżyna

- Daje pan Rokicinie szansę na trwałe zaistnienie w polityce?

- Tak, choć nie jestem pewien, w jakiej roli. Na pewno istnieje zapotrzebowanie na takie osoby. Jej wygląd i strój powodują, że przyciąga uwagę. Ona waha się między ekscentrycznością a banałem. To nie przeszkadza w świecie, a w Polsce wywołuje kontrowersje. Na panią Nelly nie powiem nic złego, bo ją lubię, ale też nie będę chwalił jej wypowiedzi, bo nie ma za coÉ

- Wspomniał pan o Jarosławie Kaczyńskim. Jakim jest mówcą?

- Lubię go słuchać. Od lat. Mówi bez kartek i buduje zdania wielokrotnie złożone. Jest jednym z najinteligentniejszych polskich polityków i w dodatku znakomicie posługuje się polszczyzną.

- Mówi pan tak, jakby słuchanie premiera dawało jedynie przyjemność. Ja za jego pokrzykiwaniami nie przepadam

- A lubi pan czytać kryminały? Uwielbiam horrory Stephena Kinga, a Kaczyński plasuje się niedaleko niego. W książkach Kinga jest żywa fabuła i pełno potwornie złych ludzi, których od pierwszych stron chcielibyśmy rozszarpać na strzępy. Czekamy, kiedy to zło przegra i to samo robi KaczyńskiÉ

- Éale Polska to nie świat z horrorów?

- Oczywiście, że nie. W Polsce żyją ludzie piękni i dobrzy, ale ci wspaniali ludzie są krzywdzeni przez zło. Słynne "Szczęki" Spielberga zaczynają się od sceny na plaży. Dzieci bawią się w morzu piłeczką i nagle nadpływa zły rekin.

- Dla wielu takimi rekinami polityki są Lepper i Giertych. Będzie pan żałował, jeśli zabraknie ich w Sejmie?

- Trochę tak, bo tacy ludzie są w polityce potrzebni. W rządzie nie, ale w Sejmie tak. Walczący Giertych z ostatnich posiedzeń rozwiązanego Sejmu to najlepsza tradycja parlamentarna od strony retorycznej. A w przypadku Leppera mamy do czynienia z ciągłym wzrostem poziomu jego językowych wystąpień. Bardzo się rozwinął.

- Pana konkurentem jest prof. Jan Miodek. Wchodzicie sobie w drogę?

- Trochę tak, ale to dobre. Porównujemy się i to nas rozwija. Poza tym bardzo się lubimy i żyjemy na przyjacielskiej stopie. Nawiasem mówiąc, czasami pozdrawiają mnie jako Miodka.

- Od 11 lat mieszka pan w Milanówku pod Warszawą. Byłby pan innym człowiekiem, gdybyśmy rozmawiali dziś np. w Zawierciu albo w Pacanowie?

- Milanówek to mój dwudziesty trzeci adresÉ Musiałoby się stać coś wyjątkowego, żebym się jednak stąd wyprowadził.

- Może do Białegostoku? To prawda, że przywiózł pan stamtąd dwie żony?

- Jedną. Tę drugą, moją obecną żonę. Najwspanialsza kobieta na świecie. Wiele rzeczy robimy razem.

- Na przykład remont domu?

- Nie. Żona się tym zajmowała.

- Ona goniła majstrów do roboty?

- Jej nie można odmówić. Jest psychologiem i wie, jak z ludźmi postępować.

- W swojej ostatniej książce "444 polskie zdania" przyjrzał się pan naszym przysłowiom, cytatom, a nawet słowom piosenek. A analizował pan słynny ostatnio zwrot: "Mordo ty moja"?

- Nie.

- Panie profesorze! Nie nadąża pan?

- Żeby pan wiedział. Piszę szybko, ale świat mknie jeszcze szybciej. "Mordo, morduchno, mordeczko", to bardzo miłe słowa.

Jerzy Bralczyk, językoznawca, specjalista od języka mediów i polityki

Ma 60 lat

Autor wielu słowników i publikacji książkowych,

Wykłada w Instytucie Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego oraz w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej,

Zbiera wydania "Pana Tadeusza" oraz stare podręczniki dobrego zachowania i mówienia,

Samochodem jeździ rzadko, do pracy w Warszawie dojeżdża pociągiem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki