Kiedy siatkarka Anna Barańska oświadczyła, że nie ma ochoty grać w reprezentacji Polski, zaczęło się. Najpierw perswazja, potem grożenie palcem, a na koniec walnięcie sztachetą. PZPS postanowił odebrać Barańskiej licencję. Dla zawodowej siatkarki oznacza to pozbawienie możliwości zarabiania na życie.
Tłumaczenie działaczom PZPS, że występowanie w reprezentacji to jest PRAWO zawodniczki, ale nie jej OBOWIĄZEK, kompletnie do zaperzonych działaczy nie trafia. Ktoś tam najwyraźniej uznał, że "jedna blondynka nie będzie nam psuła planów szkoleniowych przed Pekinem". A kiedy Anna dla świętego spokoju zgodziła się uczestniczyć w przygotowaniach do igrzysk w Pekinie, szykany nie ustały. Potrzebna jest pokazówka.
Mam nadzieję, że tym "wychowawcą niepokornych" i zwolennikiem represji nie jest prezes Mirosław Przedpełski. Kiedy wybierano go na szefa związku, pewien znajomy powiedział mi: - Ten facet ma jedną zaletę, zdrowy rozsądek!
Do tej pory się sprawdzało.
Nie chciałbym zmieniać zdania na temat prezesa...