Posłaniec śmierci

2007-10-30 19:30

Jego przybycie zwiastuje dramatyczną wieść - ktoś bliski odszedł w tragicznych okolicznościach.

Widząc go w drzwiach, rodzina krzyczy: "Po co żeście przyjechali?! Co się stało?!". Ppłk Adam Grela (42 l.) ma okrutnie trudną misję. To on musi stanąć twarzą w twarz z żonami i matkami poległych żołnierzy i przekazać im tę porażającą prawdę.

Ppłk Adam Grela jest dowódcą 7. Batalionu Kawalerii Powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim. To jego żołnierze często wyjeżdżają na zagraniczne misje i tam giną. Wtedy osobiście musi powiadomić ich rodziny. - To jest strasznie bolesne przeżycie. Niewątpliwie jest to mój najcięższy do spełnienia obowiązek - nie ukrywa ppłk Grela.

Zwiastunem nieszczęścia jest wojskowy samochód podjeżdżający w asyście żandarmerii pod dom zabitego. - Nie liczy się pora dnia. Może być nawet środek nocy. Jedziemy natychmiast, bo rodzina musi usłyszeć tę tragiczną wiadomość najpierw od nas - mówi ppłk Grela. "Anioł śmierci" nie zjawia się sam. Towarzyszą mu kapelan, lekarz i psycholog.

Najtrudniejsze są pierwsze chwile

- O nieszczęściu trzeba powiedzieć w ciągu pierwszych dwóch minut. Gdybym pojechał sam, nie miałbym siły, aby powiedzieć tym ludziom, że stracili męża, syna, ojca - opowiada ppłk Grela. "Pani mąż zginął, pełniąc służbę podczas patrolu...". "Państwa syn został ranny w wyniku ostrzelania konwoju...". "Lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy. Niestety, zmarł...". Te słowa z trudem przeciskają się przez gardło.

- Szok, rozpacz, krzyki dzieci - to pierwsze reakcje na tragiczną wiadomość - mówi ppłk Grela. W tym momencie ciężar opanowania sytuacji spada na lekarza, psychologa i kapelana. Każdy z nich na swój sposób stara się pomóc najbliższym znieść tę najtrudniejszą chwilę w życiu. Jeśli to konieczne, lekarz podaje środki uspokajające. Bywa, że kobiety - zwłaszcza matki żołnierzy - mdleją. Czasami tę tragiczną wiadomość słyszą także dzieci zabitych żołnierzy.

Rodzina nie zostaje sama z tragedią

- Zwykle mija kilkadziesiąt minut, zanim można zacząć rozmawiać w miarę normalnie. Wtedy padają pytania o okoliczności śmierci żołnierza. Jego bliscy nie mogą mieć poczucia, że zostają sami ze swoją tragedią. Ta pierwsza, najboleśniejsza wizyta trwa zwykle 5-6 godzin - mówi ppłk Grela.

- Dla tych dotkniętych przez los rodzin ważne jest, aby nie czuły się pozostawione samym sobie. Zawsze zapraszamy bliskich poległych żołnierzy na wszystkie święta jednostki. W dniu Wszystkich Świętych przy ich grobach będą wystawione warty honorowe. Ich nazwiska noszą aleje w naszej jednostce - mówi ppłk Adam Grela.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki