Multi - kulti to nowotwór pisany dla celów reklamy

2008-12-05 3:00

Przepełniona duchem wielokulturowości UE w krótkim czasie nie wypracuje jednak sprawiedliwych reguł, które byłyby korzy stne dla wszystkich jej mieszkańców - mówi niemiecki tłumacz, przyjaciel Polski Karl Dedecius.

"Super Express": - Dlaczego to właśnie "idiota" wykreowany przez Dostojewskiego, książę Myszkin, powiedział, że piękno uratuje świat? Czy jest to przekonanie właściwe jedynie wyjątkowo wrażliwym idealistom lub wręcz ludziom naiwnym? Czy rzeczywiście świat potrzebuje ratunku? Czy właśnie takiego? Czy piękno wyrażone w literaturze i sztuce ma do tego wystarczający potencjał?

Karl Dedecius: - Tak postawione pytanie sugeruje niesprawiedliwą konkluzję. "Piękno uratuje świat" jest oczywiście przekonaniem naiwnym. Moje wspomnienia zadają sobie inne pytania, m.in. czy świat bez piękna - w uniwersalnym tego słowa znaczeniu: bez piękna natury, myśli, języka, obyczajów, a więc i bez poezji - uratuje siebie? Życie codzienne, cywilizacja, rozwój techniki ułatwiający pracę, przede wszystkim fizyczną, ale jednocześnie komplikujący pracę umysłową, łaknie wprost tych farb, form, dźwięków z kategorii piękna, które trudne koleje losu czynią znośniejszymi, przyjemniejszymi. To one reanimują siły potrzebne do życia, nie rezygnując z potrzeb duszy - natury i poezji, a więc kultury.

- Co w takim razie uratuje świat?

- Czy brzydota? Czy pogoń za dobrobytem materialnym za cenę utraty równowagi, którą nam stwarza kultura - w tym i poezja? Każde pokolenie powtarza sobie to po cichu albo i głośno. Tak i Czesław Miłosz w mojej ostatniej antologii "Polska Poezja Dwudziestolecia" w swoim pierwszym wierszu "Przedmowa" z tomu "Ocalenie" pisze: "Czym jest poezja, która nie ocala/Narodów i ludzi?/Wspólnictwem urzędowych kłamstw,/Piosenką pijaków, którym za chwilę ktoś poderżnie gardła,/Czytanką z niepanieńskiego pokoju…". W latach 1979-80 pokolenie synów Miłosza powraca do jego i Myszkina pytania i odpowiadając na nie zdecydowanie pozytywnie, mówi za Ryszardem Krynickim: "Poezja jest/jak transfuzyjna krew dla pracy serca: choćby dawcy już dawno pomarli/w nagłych wypadkach, to ich krew/żyje - i cudze krwiobiegi spokrewnia/i cudze ożywia wargi".

- Stefan Chwin twierdzi, że termin "wielokulturowość" jest nadużywany. Przedwojenny Gdańsk - często nazywany dziś miastem kultur - w swojej istocie był miastem niemieckim, gdyż tam, gdzie jest jedna kultura wiodąca i pewna ilość mniejszości, nie możemy mówić o wielokulturowości. Przedwojenne Wilno i Lwów były miastami polskimi, a nie wielokulturowymi…

- Stefan Chwin ma rację. Termin "wielokulturowość" jest nie tylko nadużywany, ale i źle rozumiany - wprowadzający w błąd. "Multi-kulti" to nowotwór pochopny i okropny, zbyt ogólnikowy, pisany językiem reklamy, być może dla celów reklamy. Czas obdarzył nas mnóstwem takich skrótów logicznych albo nielogicznych. "Mieszanka" najróżnorodniejszych kultur (rzeczy, ludzi) nie tworzy sama przez się całości, a tym bardziej jedności. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. Wymaga solidnego przemyślenia i odpowiedniego zachowania - w polityce, gospodarce, kulturze, literaturze i sztuce. W nauce i wychowaniu. Są to zadania na stulecia, a nie jedną kadencję parlamentarną. A my oczekujemy rezultatów, sukcesów tego, czego jeszcze nie zdołaliśmy ostatecznie nazwać, określić "wspólnie", "pokojowo", w imię polityki Unii Europejskiej. Już przed definitywnym przekroczeniem pierwszych barier przekraczamy dziesiąte, globalne, ostatnie. Ja mimo sukcesów jednych "europejskich" spraw nie rezygnuję z nadziei na szansę innych, które są mi potrzebne jak zielone drzewo w wielkomiejskim lesie z betonowych wieżowców. Tak jak przemawiający do sumienia i rozsądku piękny i mądry krótki wiersz, a więc poezja, która oczywiście nie posiada potencjału wystarczającego, decydującego, ale jednak…

- Przedwojenni mieszkańcy Lwowa zostali wyrzuceni ze swoich domów "do prawdziwej Polski" - zamieszkali w ruinach Wrocławia, czyli w tym, co pozostało z domów i mieszkań Niemców, którzy z kolei trafili za Odrę, która miała się stać granicą niemieckiego świata. W czym zawiera się polskość/niemieckość - w terytorium, budowlach wzniesionych przez przodków, języku, tradycji? Czym jest ten pierwiastek, który pozwolił Polakom z Kresów czuć się Polakami mimo, że nasz kraj został przesunięty jak mebel?

- Tylko wojny są w stanie "wyrzucać" ludność, mordować masy i religie, niszczyć cenne zabytki, katedry, muzea, biblioteki - cywilizację i kulturę. Wojna zamienia wsie i stolice w kupę gruzów i w proch, naturę krajobrazów i naturę człowieka: jej/jego poezję, twórczość, "piękno" - zewnętrzne i wewnętrzne - w nic. Ideą Unii Europejskiej jest przede wszystkim stworzenie międzynarodowych warunków do prawdziwego pokoju, do współpracy, współżycia. Ale w tym wielkim zadaniu tkwi tysiąc mniejszych - także architektura, malarstwo, muzyka, teatr, rzeźba - rzeczy widoczne i niewidoczne, ale istotne, w życiu chyba potrzebne.

- No właśnie, wydaje się, że większość ludzkości nie uważa tego za potrzebne...

- Czy pan chciałby żyć w świecie "prosperującym", ale bez wrażliwości, ideałów, bez pokojowych, pogodzonych z samymi sobą naiwnych "pięknoduchów"? Wisława Szymborska zadawała sobie podobne pytania krótko po wojnie i później, wielokrotnie otwierając nam oczy na rzeczy i pytania "naiwne", ale istotne. Słuszność tych pytań potwierdziła przyznana jej w Sztokholmie Nagroda Nobla i echa sympatii z całego świata czytającego książki na Wschodzie i Zachodzie. A więc? Czy "piękno" jest potencjałem? Czy jest potrzebne? "Możliwości" Szymborskiej z roku 1986 odpowiadają: "Wolę nie twierdzić/Wolę wyjątki/Wolę wychodzić wcześniej/… Wolę śmieszność pisania wierszy/od śmieszności ich niepisania/… Wolę bajki Grimma od pierwszych stron gazet./…". A w wierszu "Schyłek wieku" odpowiada definitywnie: "Jak żyć? …/jak zawsze…/nie ma pytań piękniejszych/od pytań naiwnych".

- Włochy - pizza, Szkocja - kraciasty kilt, Niemcy - piwo i kiełbaski, Polska - papież. Często do tego sprowadza się świadomość Europejczyków w odniesieniu do dewizy UE, która brzmi: In varietate concordia - jedność w różnorodności. Podobnie jest z tolerancją, która powszechnie jest rozumiana albo jako akceptacja (na moich warunkach), albo jako przyzwolenie na wszystko. Gdzie prawdziwa ciekawość drugiego człowieka?

- Słusznie pan przypomina, że w Europie jeszcze niestety w dużym stopniu nie panują, ale panoszą się karygodne uproszczenia, przesądy i uprzedzenia - w sumie niewiedza. Niedostateczna znajomość historii innych społeczeństw, ich innych osiągnięć, ich innego rozumienia wartości, ich, do niedawna w całej Europie, szowinistycznego wychowania i kształcenia całych pokoleń w duchu wrogości. Z tego wynika na koniec nieporozumienie z dewizą "Jedność w różnorodności". Europie potrzebna jest tolerancja wobec cech innych, ale tylko tych wartościowych. Wiemy, do czego liberum veto, swawolne obyczaje i "bezgraniczna wolność" prowadzą. W Unii Europejskiej chodzi o wypracowanie praw i reguł współżycia - dla wszystkich równie sprawiedliwych i korzystnych. Tego w krótkim czasie osiągnąć nie można, to perspektywa. Jest to program oparty notabene na konkluzji Adama Mickiewicza w artykule "Nasz program" z marca 1848 r.! "Położenie Europy jest tego rodzaju, że odtąd staje się niepodobieństwem, aby jakiś lud kroczył w odosobnieniu na drodze postępu, bo zagubi się sam i tym sposobem narazi sprawę wspólną… Naszym zadaniem będzie mówić mu (ludowi) prawdę o sprawach zagranicznych, i tylko prawdę… Zbyt często ją przed ludem tajono, bardziej jeszcze z wyrachowania niż z nieznajomości rzeczy...". Widzi pan, jak stare są te myśli i intencje dzisiejszej Unii?

Karl Dedecius

Niemiecki tłumacz i popularyzator literatury polskiej, zajmuje się także eseistyką, teorią przekładu. Urodzony w Łodzi. Ma 87 lat