Monika Mrozowska: Dbam o odporność moich córek

2012-10-29 3:00

Monika Mrozowska jest mamą dwóch dziewczynek: dziewięcioletniej Karolinki i małej Jagódki (2 l.) Naszym Czytelnikom opowiada, w jaki sposób dba o odporność swoich córek.

- W aptekach pełno kolorowych żelków i oranżadek z witaminami, które mają uodparniać dzieci. Czy pani również faszeruje nimi córeczki?

- Nie. Nie kupuję żadnych sztucznych witamin, suplementów diety, wolę dbać o odporność swoich córeczek w sposób naturalny.

- Czyli karmi pani kiszonkami, świeżymi warzywami, owocami?

- Tak. Ogromną uwagę przywiązują do zdrowego żywienia.

- A czy Karolina i Jagoda się nie buntują? Dzieci chyba wolą słodycze od warzyw?

- Sporo zależy od tego, do czego są przyzwyczajone. Jeśli od małego będą piły sok z kapusty kiszonej, to i w późniejszym wieku będzie im on smakował.

- Zdradzi pani, jak wygląda jesienny jadłospis dziewczynek?

- O tej porze roku przygotowuję dla dzieci potrawy z kasz, które mają właściwości rozgrzewające. I Karolina, i Jagoda bardzo lubią kaszę gryczaną, która ma w sobie dużo rutyny. A rutyna, jak wiadomo, wspomaga działanie witaminy C i zapobiega infekcjom.

- Jak wiadomo... Myślę, że nie tak wiele osób wie, co to jest rutyna, już nie wspominając o jej właściwościach. A pani, proszę, jak lekarz!

- Chcę mieć zdrowe dzieci, więc muszę wiedzieć, co robić, żeby nie chorowały, i jak postępować, gdy już zachorują. Czytałam sporo na ten temat, szperałam w Internecie, rozmawiałam ze znajomymi, którzy mają dzieci. To nie znaczy, że wszystko, czego się dowiem, przyjmuję bez zastrzeżeń. Absolutnie nie. Moja kobieca, choć w tym przypadku raczej matczyna, intuicja też ma coś do powiedzenia.

- Dieta to chyba nie jest jedyny element profilaktyki, jaką pani stosuje?

- Ależ skąd. Ubieram dziewczynki zawsze na cebulkę. Co prawda moje córki nie biegają boso w listopadzie, ale nie przegrzewam ich. Wiem, że nadmierne ciepło może tak samo zaszkodzić jak nadmierny chłód. I, co uważam za bardzo ważne, często wietrzę mieszkanie.

- Karolina i Jagoda nie chorują?

- Nawet sobie nie przypominam, kiedy ostatnio miały katar. Z Jagodą wylądowaliśmy kiedyś w szpitalu, ale to dlatego, że nagle dostała wysokiej gorączki i drgawek. Przestraszyły nas te drgawki, to jednak nie było nic groźnego i szybko przeszło. Podobno tak zdarza się u małych dzieci.

- Nasze dzieci są wręcz faszerowane antybiotykami. Lekarze chętnie ordynują je nawet w przypadku infekcji wirusowych, tak na wszelki wypadek, aby zapobiec ewentualnym nadkażeniom bakteryjnym. Tylko że antybiotyki nie likwidują wirusów, które przez to stają się oporne na ich działanie. No i mamy błędne koło, ale jak tu nie podać antybiotyku, jak lekarz zalecił...

- Po pierwsze, warto mieć mądrego pediatrę. Ja mam. A po drugie - jak już coś zaczyna się dziać, to najpierw próbować sposobów domowych. No, chyba że sytuacja od razu wygląda groźnie, co każda matka zauważy. Ale jak dziecko zaczyna siąpić nosem, pokasływać, narzekać na ból gardła, jak ma podwyższoną temperaturę, to możemy zastosować sprawdzone domowe metody.

- Jakie?

- Ja u swoich dzieci w przypadku kataru, który przytrafia im się naprawdę bardzo rzadko, stosuję czyszczenie nosków roztworem soli fizjologicznej. Najlepiej kupić takie gotowe ampułki w aptece. To działa! Eliminuję wtedy wszelkie słodkości i produkty mleczne, bo słodkie rzeczy i mleko powodują zaleganie śluzu w organizmie. I wówczas ciężko oddychać, a jeszcze ciężej odkrztuszać. Gotuję rozgrzewające zupy, także z fasoli, grochu. Tylko że je przecieram, bo takie kremy wyglądają apetyczniej i lepiej smakują. Czasami sięgam po leki homeopatyczne.

- Wierzy pani w działanie homeopatii? Niektórzy uważają, że nie działa...

- Ja wierzę, bo sprawdziłam. I na dzieciach, i na sobie. Nie wiem, jak przy innych schorzeniach, ale przy przeziębieniach te granulki, bo taką postać leków homeopatycznych głównie stosuję, działają. I na pewno nie chodzi tu o efekt placebo, bo przecież małe dziecko nie wmawia sobie, że to czy tamto ma być skuteczne.

- Wracając do tak nadużywanych przez lekarzy antybiotyków... Przypuszczam, że Karolina i Jagoda raczej nie należą do antybiotykożerców?

- One ich w ogóle nie znają. Jagoda tylko raz miała zapisany antybiotyk, na zapalenie ucha, ale to nie był antybiotyk doustny, tylko taki do stosowania zewnętrznego, w sprayu. Pewnie, że jak będzie trzeba, to nie będę protestować przeciwko kuracji antybiotykowej, ale to musi być naprawdę konieczne.

- A herbatki ziołowe, owocowe, zalecane szczególnie o tej porze roku przez lekarzy i dietetyków, czy pani dzieci je piją?

- Ja robię im taką lemoniadę, z wody, cytryn i miodu. Nie ma bąbelków, ale moje dziewczynki ją uwielbiają.

- Uważa pani, że naturalne sposoby wystarczą, żeby uchronić dzieci przed jesiennymi infekcjami i wzmocnić ich organizm?

- Jeśli to zdrowe dziecko, bez obciążenia jakimiś schorzeniami przewlekłymi, to jestem pewna, że tak. Ja w ten sposób dbam o swoje córki i widzę efekty. Wiele dzieci o tej porze roku chodzi do przedszkola w kratkę: tydzień są, tydzień chorują, potem znowu się pojawiają, żeby po tygodniu znów się rozchorować. Ja nigdy nie miałam tego problemu z dziewczynkami. A przecież w przedszkolu czy szkole wiele dzieci prycha, kicha, bo rodzicom nie przyjdzie na myśl, żeby zatrzymać je wtedy w domu. Moje dzieci też stykają się z tymi chorymi i jakoś się nie zarażają. To znaczy, są odporne.

- Dziękuję za rozmowę.

Monika Mrozowska

Aktorka znana z roli Majki w serialu "Rodzina zastępcza" jest mamą dwóch dziewczynek: dziewięcioletniej Karoliny oraz dwuletniej Jagody. Aktorka, której pasją są kulinaria, stara się wzmocnić odporność dziewczynek, gotując im nie tylko smacznie, ale i zdrowo. Monika Mrozowska podkreśla, że fascynują ją naturalne metody leczenia i po lekarstwa sięga w ostateczności.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki