Nie jestem portową dziwką!

2008-06-27 4:05

Agnieszka nasze spotkanie przekładała kilkakrotnie. Tłumaczyła się nadmiarem różnych narad, a gdy w końcu siedliśmy naprzeciwko siebie przy stoliku w dobrej warszawskiej knajpce, wyznała szczerze, że... wraca z siłowni. Taka już jest. Od lat walczy o swoje miejsce w życiu. Zobaczcie, jak jej idzie...

- Słyszałem, że ostatnio u ciebie spore zmiany?

- Ooo! Bardzo duże!

- Zgaduję: masz chłopaka!

- O, zaczyna się! Jak zwykle szykuje się na wielkie love story w "Super Expressie". Już widzę ten tytuł: "Wiemy, kim jest narzeczony "Frytki". Zabiłabym. Nie rozmawiam o życiu prywatnym, bo najważniejsze jest dla mnie to, co dzieje się w życiu zawodowym.

- Chwila, chwila... Kiedyś pokazywałaś nowych narzeczonych?

- To już nie wróci, bo wszystko się zmieniło... Życie prywatne to życie prywatne i ono nie jest na sprzedaż. Poza tym moja druga połówka nie życzy sobie, by pisały o nim gazety, i ja to szanuję.

- Dojrzałaś?

- Mam teraz inne cele w życiu. Skończyłam szkołę aktorską, obroniłam się na piątkę, a niedawno zagrałam główną rolę w filmie pt. "Może tak być", który jesienią pojawi się w kinach. To 90-minutowa fabuła o polityce i show-biznesie we współczesnej Polsce. Gram tam piosenkarkę, która śpiewa na różnych wiecach i samotnie wychowuje dziecko. Razem ze mną występuje Michał Anioł i Julek Mere, a reżyserem filmu jest Robert Wist.

- Reżyser to człowiek mało znany w środowisku filmowym. Nie bałaś się mu zaufać?

- Każdy z nas kiedyś zaczynał, ale Robert przekonał mnie swoim pomysłem na ten film. Trzeba przełamać pierwsze lody, ważna jest wiara w to, co się robi...

- ...ale istnieje niebezpieczeństwo, że jak będzie klapa, to dostanie się też i tobie. Powiedzą: "Frytka" położyła film.

- Przyzwyczaiłam się, że wszystko, co robię, jest klapą, a jednak cały czas trwam. Zobaczymy. Ludzie oceniają mnie przez pryzmat "Big Brothera", nie dają mi szans na nowe otwarcie i pokazanie swoich umiejętności. Dajcie mi szansę.

- Dostałaś już szansę. Jesteś naczelną portalu internetowego xoxo.pl. Odniosłaś już jakiś zawodowy sukces?

- Xoxo oznacza w slangu angielskim buziaczki, uściski. Gdy moi dziennikarze dzwonią do różnych gwiazd, to nikt nie rzuca słuchawką. Piszemy prawdę i to jest mój sukces!

- Jakim jesteś szefem?

- Nie chcę być postrzegana jako ta zła i niedobra, ale jestem konsekwentna i bywam wymagająca.

- Co mówisz człowiekowi, gdy wywalasz go z roboty?

- "Nie nadajesz się, bo nie przynosisz ciekawych tematów. Musimy się pożegnać!".

- Ostro! I tak walisz prosto w twarz?

- Tak, bo moim zdaniem nie ma sensu takich rzeczy owijać w bawełnę. Prawda boli, nikt z nas nie lubi być krytykowany, ale czasami warto się przemęczyć. Dzięki temu można się czegoś nauczyć.

- Często sama słyszałaś "nie nadajesz się"?

- Cały czas to słyszę, ale zamiast obrażać się - wyciągam wnioski. Opinie, nawet te najbardziej drastyczne, są ważne, bo uczą pokory. Człowiek, jeżeli chce coś w życiu osiągnąć, musi być cierpliwy i ciągle się doskonalić. Pewnie, że chciałabym, żeby nasz portal miał milion wejść na stronę jednego dnia. Na razie ma 36 tysięcy. Jest nad czym pracować.

- Zostałaś dziennikarką i jesteś widywana na warszawskich bankietach z mikrofonem i kamerą. Co z tego wynika?

- Różne rzeczy. Na przykład ostra akcja z Wojciechem Cejrowskim, który w jednym z telewizyjnych wywiadów nazwał mnie "sprzedajną portową dziwką". Teraz to ja go dopadłam i tym razem to ja zadawałam pytania. Spotkaliśmy się przez przypadek na jednej z imprez, na której pan Cejrowski chałturzył... Prowadził prezentację olejów spożywczych. Grzecznie wysłuchałam jego przemówienia, a potem podeszłam do niego z mikrofonem. Był bardzo zaskoczony, a ja miałam satysfakcję, że mogłam mu utrzeć nosa. Najśmieszniejsze jest to, że na początku w ogóle mnie nie poznał.

- Jak to możliwe?

- Nie brał chyba pod uwagę, że mogę się na tej imprezie pojawić. Wykorzystałam to i spytałam, co urzekło go w tych olejach. Miałam dziką satysfakcję, że pan Cejrowski tłumaczył się głupawo do kamery... Gada, gada i nagle spojrzał na mnie uważniej i pyta: "Czy my się znany?" Oczywiście, że się znamy. Jestem Agnieszka Frykowska, panie Wojciechu - przedstawiłam się. Zbaraniał, a po chwili zrobiła się chryja, zbiegli się organizatorzy. Byłam miła, kulturalna, a moje ostanie pytanie było takie: "Nazwał mnie pan Čsprzedajną, portową dziwkąÇ. Jak pan się czuje, prowadząc taką chałturę". Nie odpowiedział. Temat się nagle skończył, a on dukał, że musi już iść. Czułam się jak rasowy reporter na interwencji. Powiem nieskromnie: miałam satysfakcję! (śmiech).

- Odetchnęłaś, gdy Cejrowski ogłosił, że wyjeżdża z Polski?

- Wyjeżdża, wyjeżdża, ale na razie nigdzie nie wyjechał. Ciągle widuję go w Warszawie. Wyjazd to jego sprawa, ale jeżeli chce zmienić obywatelstwo, to nasuwa się tylko jedno pytanie: dlaczego wstydzi się być Polakiem?

- Gdyby tutaj wszedł i usiadł przy stoliku obok, to atmosfera by się zagęściła?

- Nie, bo ja tego człowieka nie znam. Niech siada gdzie chce, ale mam do niego żal, że potraktował mnie tak fatalnie, że mnie upokorzył. Poprowadził mnie na rzeź. A potem jeszcze mi wmawiał, że wzięłam ze ten program jakieś pieniądze. Byłam zaskoczona jego chamstwem.

- Po twoim pamiętnym popisie z "Big Brothera", gdy baraszkowałaś w jacuzzi, Wersalu się spodziewałaś?

- Te wszystkie moje wpadki telewizyjne mogły brać się stąd - nie wiem, czy ktoś w to uwierzy - że na moją pierwszą imprezę, na której mogłam zostać do pierwszej w nocy, poszłam w wieku 18 lat. Zerwałam się ze smyczy, wiadomo, że owoc zakazany smakuje najlepiej. Jednak to, co zrobiłam wtedy w programie, nie usprawiedliwia zachowania pana Cejrowskiego! Nie jest sztuką błyszczeć w show-biznesie na krzywdzie innych ludzi. Sztuką jest, bez względu na wszystko, odbić się od dna.

- "Big Brothera" nazywasz dnem? To coś nowego, bo przez długie lata mówiłaś w wywiadach, że w tym jacuzzi to właściwie do niczego nie doszło, a spod piany niczego nie było widać?

- Wtedy zostałam zrównana z ziemią. Gdy opowiadałam, że wszystko to po mnie spłynęło, to była moja maska, bo tak naprawdę tylko moi najbliżsi wiedzą, jak bardzo to wszystko przeżyłam. Był to dla mnie bardzo ciężki okres w życiu, ale nie jestem osobą, która lubi się nad sobą użalać.

- Niektórzy mówią, że gdyby nie "Big Brother" nie byłoby "Frytki"?

- Tamtej "Frytki" by nie było, ale pewnie byłaby inna Agnieszka Frykowska. Wszystko ma swoje miejsce i czas. To było potrzebne: upadłam, ale podnoszę się. Mam świadomość, że zrewolucjonizowałam Polskę na tle seksualnym, a na tym patencie jedzie dziś wiele gwiazd.

- A ile lat sobie dajesz na zrobienie kariery? Dlaczego udaje się to innym, a nie tobie?

- Nie wyznaczam sobie żadnych terminów. Ludzie chcą oglądać ludzi pokornych i takich, których można ulepić i zrobić z nich atrakcyjny produkt. Kimś takim jest m.in. Kasia Cichopek. Grzeczna, dobra dziewczynka, nie przeklina, w dodatku jest bardzo miła. Każdy taką Kasię chciałby wpuścić do domu.

- A Agnieszkę Frykowską?

- Niekoniecznie. Mnie ludzie się boją. Idę pod prąd, jestem niepokorna, a to nie wszystkim się podoba. Gdy kogoś poznaję, to po półgodzinie rozmowy słyszę po raz kolejny: "Kurde! Jaka jesteś normalna". A jaką mam być? Nie biję przecież ludzi pałką po głowie.

Agnieszka Frykowska (30 I.)

Córka operatora filmowego Bartłomieja Frykowskiego i wnuczka polskiego pisarza i aktora, Wojciecha Frykowskiego. W 2003 roku podczas występu w "Big Brotherze" na oczach widzów odbyła stosunek płciowy. Zodiakalny Koziorożec, skończyła studia aktorskie, w Tele 5 prowadzi program plotkarski "Lub czasopisma".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają