Kiedy w latach 90. Villas wróciła do USA w Chicago poznała Ewę Lechowicz z zarządu fundacji Dar Serca. Obie panie bardzo się zaprzyjaźniły.
- Chociaż spędziłyśmy razem tylko dwa tygodnie, spotkanie to zapamiętam na całe życie. Będzie żyła w moim sercu. Był to dla mnie ogromny zaszczyt móc być blisko tej wielkiej artystki - wspomina pani Ewa, nie kryjąc łez. - Była wielką gwiazdą, a zarazem też i zwykłą, normalną i przemiłą kobietą. W czasie koncertów w Chicago nie miała żadnych kaprysów ani humorów. Ale... raz przed wyjściem na scenę nagle zgubiła jeden klips. Uparła się, że nie wystąpi w jednym, bo musi mieć wszystko dograne w scenicznej kreacji, do ostatniego detalu. Więc nie mieliśmy innego wyjścia i rzuciliśmy się na kolanach na podłogę, by znaleźć jej ten klips - dodaje Lechowicz.
Mateusz Worsztynowicz (17 l.) dowiedział się o istnieniu Villas na wycieczce szkolnej. W Internecie sprawdził, kim jest. Zaczął kupować jej płyty, a następnie zdobył do niej numer telefonu.
- Czasem, gdy miała dobry humor, zwracała się do mnie koteczku. Wiele razy opowiadała mi o tym, jak była w Las Vegas, jak przywiozła pamiątki stamtąd i jak ją okradli. Mówiła, że ma plany na nowe płyty, kreacje, ciągle żyła marzeniami. Raz zaśpiewała mi fragment piosenki "Przyjdzie na to czas". Myślę, że już za życia była legendą i mam nadzieję, że nią pozostanie - wzdycha Mateusz.
Tadeusz Szczyrbak również miał przyjemność poznać gwiazdę. W 2001 roku zorganizował zbiórkę darów dla jej zwierzyńca. - Przyjechałem do niej, do Lewina, siedzieliśmy w ogrodzie i rozmawialiśmy o tym, co zwierzakom jest najbardziej potrzebne. Udało się nam zebrać karmę dla nich i na mikołajki zawieźliśmy ją do Lewina. To były trzy busy z trzema tonami karmy - wspomina pan Tadeusz i dodaje: - Zawsze będę pamiętał jej słowa "serce za serce", zawsze wszystkich w to serce całowała i to było w niej piękne...