Punkt G - G. prawda?

2016-06-10 4:00

Tyle powstało o nim naukowych publikacji, tyle narosło wokół niego mitów. (Ba, nawet tworzono na jego cześć piosenki). Iluż to kochanków, pretendujących do mistrza ars amandi, starało się go znaleźć, na próżno. I nic dziwnego. Specjaliści z Włoskiego Centrum Seksuologii we Florencji już wiedzą - punkt G nie istnieje!

Tylko w wyobraźni

Wątpliwości wokół istnienia punktu G pojawiały się już dużo wcześniej. Prawie 20 lat temu seksuolodzy z King's College London po zbadaniu ok. 2 tys. kobiet ogłosili, że punkt G istnieje jedynie w wyobraźni. Zaś prof. Terence Hines z New York University nazwał go "ginekologicznym UFO", co wydaje się bardzo trafnym określeniem dla czegoś, co w gruncie rzeczy nie jest punktem i raz jest, a raz go nie ma.

Za jego odkrywcę uważa się niemieckiego ginekologa Ernsta Grafenberga (stąd nazwa - punkt G), który opisał go jako szczególnie wrażliwy obszar, znajdujący się na przedniej ścianie pochwy, w odległości ok. 2-5 cm od wejścia. Stymulacja tego miejsca ma powodować niezwykle silne orgazmy, z towarzyszącym im wytryskiem.

U każdej kobiety inaczej

Niektóre kobiety istotnie ten obszar mają szczególnie erogenny i zdarzają im się orgazmy z fontanną. Ale niektóre nie czują nic albo wręcz odczuwają ból podczas jego stymulacji. Za to spontanicznym "mokrym" wytryskiem reagują na pobudzanie całkiem innego miejsca w pochwie. Wynika to z różnic w anatomicznej budowie waginy, grubości jej ścianek, w unerwieniu, sile włókien mięśniowych, ilości gruczołów, a także jest związane z funkcjonowaniem całego układu moczowo-płciowego.

Zresztą sam Grafenberg w swojej pracy pisał o wrażliwej na bodźce seksualne strefie lub przestrzeni, która punktem G została nazwana dużo później, dla uhonorowania jego odkrycia.

Zastrzyk orgazmu

Wiele badań potwierdziło, że przednia ścianka pochwy, położona niedaleko wejścia, jest dużo bardziej wrażliwa na stymulacje niż tylna, bo ma więcej zakończeń nerwowych. Wiedzieli o tym już twórcy Kamasutry, nazywając to miejsce "świętym punktem" i podając , jak należy je stymulować, by doprowadzić kobietę do orgazmu z wytryskiem. Wiedzieli też, że o wiele lepiej nadaje się do tego palec lub język (jeśli odpowiednio długi i ruchliwy) niż penis, i że nie powinno się go zbyt mocno uciskać, bo to dla kobiety jest nieprzyjemne.

Mężczyźni, którzy zgłębili różne sztuczki ars amandi, poszukiwali więc u swoich partnerek "świętego punktu", często z wątpliwym skutkiem. Także kobiety starały się go namierzyć, a kiedy nie mogły znaleźć, wpadały w kompleksy. Dziś z pomocą przychodzi medycyna, oferując zabieg powiększenia albo nawet utworzenia punktu G (tzw. zastrzyk orgazmu, czyli wypełnienie potencjalnie wrażliwych miejsc w pochwie np. kwasem hialuronowym). W gruncie rzeczy chodzi o ujędrnienie miejsc, które jędrności nie mają, przez co stały się mniej wrażliwe na bodźce.

Kompleks zamiast punktu

Włoscy seksuolodzy uważają, że nie ma sensu szukania i doszukiwania się tajemnic w punkcie G, bo takiego punktu nie ma. Natomiast można mówić o "kompleksie łechtaczkowo-moczowo-płciowym", który ni mniej, ni więcej oznacza takie miejsca (nie tylko w pochwie!), które przy pobudzeniu mogą wywołać niezwykle silne orgazmy.

Ponieważ jest to cały kompleks, znaleźć go będzie o wiele łatwiej niż słynny i wątpliwy punkt G. Powodzenia!

Zobacz: Ćwiczenia na polepszenie seksu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki