Politycy i faceci na stanowiskach są SEKSOWNIEJSI!

2015-03-05 21:30

Władza jest jednym z najsilniejszych afrodyzjaków". Wypowiadając te słynne słowa, amerykański polityk Henry Kissinger nie odkrywał niczego nowego. Potwierdził jedynie to, o czym doskonale wiedzieli wszyscy, którzy wieki przed nim piastowali wysokie stanowiska, nie tylko w polityce - władza to potężny afrodyzjak.

Przystojny być nie musi

Kissinger urodą nie grzeszył, zresztą podobnie jak wielu innych możnych tego świata. Im wystarczało, że mieli władzę, którą upajali się jak seksem. Podobno Kaligula miał orgazm za każdym razem, jak sobie pomyślał, kim jest i co może. Atrakcyjnej powierzchowności raczej nie miał Napoleon, chociażby z racji niskiego wzrostu nie powinien cieszyć się aż taką adoracją kobiet (zwłaszcza że miał problemy z erekcją i kończył, zanim jeszcze zaczął). A jednak kobiety do niego lgnęły. Cóż, władza.

Seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz wspomina o mężczyźnie, któremu grę wstępną z powodzeniem zastąpiły telefony od osób gratulujących mu nominacji na nowe, wyższe stanowisko. I właściwie na tym mógłby już poprzestać, bo takie telefony zawsze doprowadzały go do wytrysku. Tylko żona oczekiwała ciągu dalszego.

Rozwiązłość czy ewolucja

Uwielbienie dla władzy, mogące wyzwalać orgazmy, wywodzi się z czasów, gdy posiadanie tabunu kochanek czy kochanków było jednym z atrybutów tej władzy. Tak dowodzą dwaj Francuzi Deloire i Dubois, autorzy książki "Sexus politicus", powołując się na rozwiązłe zachowania XVIII-wiecznych monarchów. Ale ta teoria nie przekonuje. Bardziej przekonujący wydaje się związek z ewolucyjnym prawem, zwanym "porządkiem dziobania". Według niego im wyżej w hierarchii stoi samiec, tym większe ma prawo do dobierania ("wydziobywania") co atrakcyjniejszych samic.

Afrodyzjak, którym jest władza, działa dwukierunkowo. Z jednej strony zwiększa libido u tego, kto władzę dzierży. Z drugiej nakręca seksualnie tych, którzy chcą nawiązać z nią kontakt.

A może po prostu - testosteron?

Orgazm, napędzany sprawowaniem władzy lub obcowaniem z nią, wynika z poziomu testosteronu, tłumaczą seksuolodzy. - Podniecenie seksualne i fizjologiczne reakcje orgazmiczne mogą być wywołane także przez nieseksualne bodźce - mówi prof. Lew-Starowicz. - Przykładem jest wytrysk u mężczyzn pod wpływem stresu, lęku, napięcia. Tak samo może działać poczucie zagrożenia lub upojenie szybką jazdą samochodem. I właśnie poczucie władzy, bo ci, co ją sprawują, są narażeni na silne stresy. A te wszystkie napięcia zwiększają poziom testosteronu, co przekłada się na zwiększone pragnienie seksu. Podobnych doznań doświadcza wielu piromanów, których podnieca wywoływanie pożaru. Narastającego podniecenia seksualnego doznają kleptomanki podczas dokonywania kradzieży w sklepach.

Orgazm władzy dotyczy oczywiście nie tylko świata polityki, ale każdego innego środowiska, w którym jest miejsce na piedestał - artystów, sportowców, biznesmenów i wielu innych. Jimi Hendrix wyznał kiedyś, że sypiając ze swoją gitarą, ma takie same doznania, jakby sypiał z kobietą.

On nie wymagał terapii, bo gitara, choć ukochana, nie zastępowała mu jednak prawdziwej kobiety. Czasami się jednak zdarza, że orgazm można osiągnąć wyłącznie pod wpływem władzy. Wówczas wymaga to terapi.

Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Czytaj: To już pewne! Jamie Dornan zagra w drugiej części 50 twarzy Greya

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki