Boże Narodzenie wystane w kolejkach

2016-12-12 11:54

W PRL-u starano się świąt Bożego Narodzenia nie nagłaśniać, ale nie udawano, że ich nie ma. W gazetach czy na kartach pocztowych można było spotkać napis „Wesołych Świąt”, ale jawnie unikano określenia jakich. Boże Narodzenie bowiem wyraźnie kojarzyło się z Kościołem, a to było nie na rękę władzy ludowej. Ale większym problemem było to, że obywatele chcieli w święta zaznać prawdziwego dobrobytu. Liczyli więc na dobre zaopatrzenie. Z tym jednak różnie bywało.

Handel przed świętami

Zatem przygotowanie tradycyjnej wigilii i świąt było w czasach PRL-u wielkim wyzwaniem. W sklepach i kieszeniach były pustki. Trzeba było dokonywać cudów, by cokolwiek postawić na świątecznym stole. Ale że cuda się zdarzają, to na stołach pojawiały się smakołyki, pod choinką prezenty, które udało się zdobyć.Po wojnie było biednie, brakowało podstawowych produktów, ale przy świątecznych stołach panował radosny nastrój, bo skończył się wojenny koszmar. W latach 50. i 60. nadal było ciężko, sklepy były słabo zaopatrzone. Poprawa przedświątecznego zaopatrzenia nastąpiła dopiero na początku lat 70., po dojściu do władzy Edwarda Gierka. Wtedy to właśnie zaczęły przed świętami przybywać pierwsze towary z zagranicy. Ale końcówka tej dekady, a zwłaszcza lata 80., były już krytyczne. Półki sklepowe dosłownie świeciły pustkami i o każdy świąteczny atrybut trzeba było walczyć. Handel w tamtym czasie przypominał raczej wyprawę na polowanie niż zwykłe zakupy. Polowano na wszystko. Przeciętnego konsumenta cieszyło „zdobycie” nie tylko rodzynków, bakalii czy cytrusów, ale nawet wędlin i cukru. Nietrudno sobie wyobrazić, jakim koszmarem było wówczas przygotowanie świąt.

Luksusowe pomarańcze

Dla wielu Polaków święta Bożego Narodzenia kojarzą się z zapachem pomarańczy. Były one pewnego rodzaju symbolem świąt tamtego okresu. Na to dobro luksusowe, drogie i trudno dostępne, czekali wszyscy, a władza starała się sprostać oczekiwaniom. Już w listopadzie pojawiały się informacje, że z bratniej Kuby płyną statki z cytrusami. Ich drogę śledzili rodacy i zastanawiali się tylko, czy aby zdążą dotrzeć przed świętami. Problem pojawiał się, gdy statki wypełnione pomarańczami, mandarynkami, cytrynami, a czasem nawet bananami pojawiały się w porcie. Aby cenny towar nie zaczął się psuć, w okrętowych ładowniach przy rozładunku pracowali, oprócz dokerów, uczniowie i działacze młodzieżowi, a nawet wojsko. Niestety, ponieważ popyt był większy od podaży, by zdobyć upragniony rarytas, trzeba było swoje wystać w kolejkach.

Karpiowa loteria

Najważniejszą sprawą było zdobycie karpia. Kupienie ryby tuż przed samymi świętami nie wchodziło w ogóle w grę. Jak karpia nie kupiło się zawczasu, to się go po prostu nie miało. Kupowano go wtedy, gdy pojawiał się w sklepie, a następnie wpuszczało się do wanny, w której pływał do dnia „egzekucji”. O królewską rybkę nie musieli się martwić pracownicy niektórych państwowych zakładów, które to rybę zamawiały już kilka miesięcy wcześniej. I w ramach akcji socjalnej rozdzielano ją między członków załogi. Jednak gdy karpia było za mało, dzielono go na dzwonka i urządzano loterię. Jeżeli karpia nie udało się zdobyć, trzeba było zastąpić go dorszem.

Drzewko bożonarodzeniowe

Przed Wigilią ludzie polowali na „prawdziwe” choinki, czyli kradzione z lasu przez sprytnego chłopa. Przywożone pod osłoną nocy, rozchodziły się błyskawicznie. Były dużo tańsze od tych wystawianych na bazarach. Oficjalną sprzedażą świątecznych drzewek zajmowały się jednostki Centralnego Związku Spółdzielczego Samopomoc Chłopska oraz na ich zlecenie bezpośrednio nadleśnictwa. Sprzedawano tylko świerki, gdyż jodły ze względu na ochronę drzewostanu nie podlegały wyrębowi z przeznaczeniem na świąteczne drzewka. O wielkim szczęściu mogły mówić te osoby, którym udało się zdobyć piękny egzemplarz. Czasami po przyjściu do domu i odwinięciu sznurków ukazywała się choinka z lichymi gałązkami. Z ozdobami choinkowymi radzono sobie na różne sposoby. W sklepach ozdób było mało i były bardzo drogie. Na szklane bombki stać było zamożne osoby. Dlatego na choinkach pojawiały się własnoręcznie robione ozdoby. Wieszano kolorowe łańcuchy z papieru, szyszki obsypane brokatem, pierniczki, cukierki, owoce lub orzechy owijane w sreberko.

Gwiazdkowe prezenty PRL-u

O prezencie decydowała rzecz jasna zawartość portfela oraz to, co udało się kupić. Często były to słodycze, pomarańcze i mandarynki czy guma do żucia Donald z historyjkami obrazkowymi. Pod choinką można było znaleźć skarpetki, czapki, rękawiczki, szaliki czy sweterki wydziergane przez babcię lub mamę, książki, gry, przybory szkolne czy płyty gramofonowe. Za czasów Gierka, na początku lat 70., można było kupić bardziej ekskluzywne prezenty. W 1972 r. gazety donosiły, że rząd zamówił we Włoszech, Austrii, RFN i Wielkiej Brytanii produkty nie tylko żywnościowe, ale również „tkaniny na suknie wieczorowe, galanterię damską, wyroby dziane, zegarki, biżuterię i libańskie wyroby złotnicze”. Można też było podarować płyty z najnowszymi przebojami zachodnich wykonawców. Popularnymi prezentami w latach 80. były te pochodzące ze sklepów Pewex i Baltona. Za obcą walutę można było w nich kupić kosmetyki renomowanych firm dla pań, oraz markowe alkohole pożądane przez panów. Dla dziewczynek najlepsze były lalki Barbie, a dla chłopców klocki Lego.Mimo tych wszystkich niedogodności dla wszystkich święta Bożego Narodzenia były prawdziwie magicznym czasem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki