Choroby przewlekłe : szpiczak, cukrzyca

2017-06-05 13:54

Szpiczak plazmocytowy może stać się chorobą przewlekłą, a nie wyrokiem, jeśli chorzy będą mieli dostęp do nowoczesnego leczenia.

Zmęczenie, osłabienie, bóle kręgosłupa i częste infekcje...

To objawy, których nierzadko doświadcza każdy z nas, a zwłaszcza osoby starsze. Zazwyczaj je lekceważą, kładąc je na karb wieku. Bardzo często bagatelizują je również lekarze, nawet nie zlecając podstawowych badań, tylko ordynując jakieś ogólnie dostępne środki przeciwbólowe czy przeciwzapalne.

Tymczasem tak może się objawiać poważna choroba, jeden z nowotworów krwi – szpiczak plazmocytowy. Zanim chory trafi do odpowiedniego lekarza-hematologa, często po wielu miesiącach szukania pomocy u lekarzy pierwszego kontaktu, internistów, reumatologów, chirurgów czy innych specjalistów, choroba potrafi się rozwinąć do zaawansowanego stadium.

Zabija więcej osób niż rak wątroby i szyjki macicy!

Szpiczak plazmocytowy (mnogi) wywodzi się z limfocytów B, zwanych komórkami plazmocytowymi, znajdującymi się głównie w szpiku kostnym. Jeśli komórki te są prawidłowe, produkują przeciwciała, chroniąc organizm. Jeśli jednak ulegają nadmiernemu namnażaniu i zmieniają się wytwarzając nieprawidłowe białko, tzw. monoklonalne, stają się wówczas wrogiem organizmu. I nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Jedna z teorii mówi o czynnikach środowiskowych, inna o wpływie zakażeń wirusowych, jeszcze inna o promieniowaniu i środkach chemicznych (dioksyny, rozpuszczalniki). Wynika z tego, że przyczyną choroby może być wiele czynników.

Chorują głównie ludzie starsi, po 65.roku życia, częściej mężczyźni. Od kilku lat obserwuje się wzrost zachorowań również wśród młodszej grupy wiekowej. W Polsce każdego roku szpiczaka plazmocytowego wykrywa się u ok. 1500 osób. Jak oceniają hematolodzy, ta choroba zabija więcej osób niż rak wątroby i szyjki macicy razem wzięte!

Choroba przybiera różne maski

Późna rozpoznawalność szpiczaka plazmocytowego jest związana z biologią tej choroby, która początkowo może przybierać różne maski i naśladować wiele innych schorzeń, objawiających się np. zmęczeniem czy bólami kostnymi. W badaniach laboratoryjnych pojawiają się podwyższone wartości OB (tzw. trójcyfrowe) i białkomocz, co też ma miejsce w wielu innych schorzeniach.
- To jednak nie oznacza, że wczesna diagnostyka szpiczaka nie jest możliwa – podkreśla prof. Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy ds. Hematologii, kier. Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych WUM – Duże znaczenie mają tu podstawowe badania, które powinien zlecać lekarz rodzinny. Dlatego ja jak mantrę powtarzam od lat – raz na rok należy wykonywać morfologię, OB i ogólne badanie moczu. Nawet gdyby robić to prywatnie, to nie jest duży koszt, a to ogromna szansa, by nie przegapić szpiczaka. Z podejrzeniem szpiczaka chory powinien trafić do hematologa, gdzie nastąpi dalsza, już specjalistyczna, diagnostyka i zostanie podjęta ścieżka leczenia.

Nadzieją nowe terapie

- Jeszcze nie tak dawno chorzy ze szpiczakiem plazmocytowym od momentu diagnozy przeżywali 2 – 3 lata, dziś ten czas znacznie się wydłużył – mówi dr Grzegorz Charliński, z Oddziału Hematologii Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu. – Szacuje się, że ok. 45 proc. chorych przeżyje co najmniej 5 lat od rozpoznania. To oczywiście średni czas przeżycia, bo w wielu przypadkach może on być dłuższy.

W ciągu ostatnich paru lat w leczeniu szpiczaka plazmocytowego dokonała się rewolucja, pojawiło się wiele nowych leków, o różnych mechanizmach działania, dogodnych w stosowaniu – już nie tylko iniekcyjnych, podawanych w warunkach szpitalnych, ale również doustnych, stosowanych w domu. Szpiczak staje się chorobą przewlekłą – i to jest ogromny sukces. Niestety polscy chorzy wciąż mają utrudniony dostęp do tych nowoczesnych terapii, które nadal nie są refundowane.

Kiedy szpiczak jest oporny

Leczenie jest dużo bardziej skomplikowane, kiedy szpiczak przestaje reagować na dotychczasowe leki, czyli kiedy staje się oporny, kiedy nawraca, co niestety w tej chorobie ma miejsce. Wówczas ryzyko zgonu jest wysokie. Nowoczesne leki w takich przypadkach wskazują na skuteczne działanie. Są przy tym pozbawione neurotoksyczności i nie wymagają modyfikacji dawki w zależności od wydolności nerek, co było konieczne przy stosowaniu innych leków.

- Ponieważ ta choroba może przebiegać w różny sposób, dając tak różne objawy – czy to kostne, czy neuropatyczne, czy niewydolność nerek, oczywistym jest, że u każdego pacjenta, choroba powinna być leczona inaczej. Inne leczenie powinniśmy zastosować u osoby młodszej, nie obciążonej innymi schorzeniami, inne u starszej, z wieloma chorobami towarzyszącymi – zwraca uwagę dr n.med. Dominik Dytfeld, prezes Polskiego Konsorcjum Szpiczakowego z Katedry i Kliniki Hematologii UM w Poznaniu. – Na świecie lekarze mają coraz szerszy wachlarz terapii, możliwych do zastosowania na różnych etapach choroby, w różnych liniach leczenia, np. w schemacie terapii skojarzonych. Ale w Polsce takie możliwości są nadal niedostępne.

Leczenie wspomagające też ważne

Jakość życia chorych na szpiczaka plazmocytowego zależy nie tylko od podstawowej terapii, prowadzonej przez hematologa, ale od terapii wspomagających. Mogą być one prowadzone pod kierunkiem lekarza rodzinnego, ale też innych specjalistów – reumatologów, neurologów, nefrologów, ortopedów. Pierwszym ogniwem pozostaje jednak lekarz rodzinny.
- Szpiczak plazmocytowy, zwłaszcza ten zaawansowany, nawrotowy, oporny wciąż stanowi wyzwanie dla medycyny, dla lekarzy. A dla nas w Polsce szczególne. Bo choć pojawiają się nowe terapie, nowe leki, to my wybór mamy dużo bardziej ograniczony niż lekarze i pacjenci w krajach nawet o zbliżonym do naszego PKB. I oby to jak najszybciej się zmieniło, oby szpiczak mógł być chorobą, z którą można będzie normalnie żyć i funkcjonować - wyraża nadzieję dr Agnieszka Druzd-Sitek z Kliniki Nowotworów Układu Chłonnego Centrum Onkologii- Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.

Chorzy z cukrzycą typu 2 są dyskryminowani

Statystki są zatrważające. W Polsce na cukrzycę choruje 2,7 mln osób, z czego 550 tys. nie zdaje sobie sprawy, że choruje, i żyje z nierozpoznaną, a więc nieleczoną chorobą. Ponad 22 tys. osób każdego roku umiera z powodu powikłań. Nic więc dziwnego, że cukrzyca to pierwsza niezakaźna choroba, uznana przez ONZ za epidemię XXI wieku. W ciągu ostatnich 30 lat liczba chorych na świecie wzrosła 4-krotnie. I z pewnością będzie rosła, przede wszystkim z uwagi na starzejące się społeczeństwo.

A w Polsce sytuacja wygląda gorzej niż w wielu innych krajach, nawet tych o podobnym do naszego PKB. Jak wynika z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - PZH, odsetek diabetyków w dorosłej populacji wynosi u nas 8 proc. i jest wyższy niż średnia europejska (7,3 proc.).

Rozwija się i zabija powoli

Cukrzyca typu 2, w przeciwieństwie do tej typu 1, która zwykle ujawnia się nagle, rozwijać się może latami, nie dając żadnych charakterystycznych objawów. Takie sygnały ze strony organizmu, jak wzmożone pragnienie, częstsze oddawanie moczu, swędzenie skóry, infekcje grzybicze, infekcje układu moczowo-płciowego, zaburzenia widzenia, trudniej gojące się rany bywają lekceważone, do momentu aż staną się bardziej dokuczliwe. Dlatego też chorzy tak późno dowiadują się, że chorują, nierzadko przypadkiem, podczas badań okresowych albo gdy trafią do szpitala z zawałem bądź udarem, co jest powikłaniem cukrzycy i świadczy, że poczyniła ona w organizmie już wiele nieodwracalnych szkód. Wówczas leczenie staje się bardziej złożone, a jego wynik już nie tak dobry, jak można by oczekiwać, gdyby terapia została wdrożona wcześniej.

Dostaniesz linę, jak... wypadniesz za burtę

O ile chorzy na typ 1 cukrzycy mogą czuć się dobrze „zaopiekowani" przez naszą służbę zdrowia, to już o chorych z typem 2 absolutnie tego powiedzieć nie można. – W Polsce mamy ogromne dysproporcje w leczeniu chorych na typ 1 i typ 2 cukrzycy – mówi prof. Leszek Czupryniak, kierownik Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych CSK w Warszawie. – Ci pierwsi mają dostęp do wszystkich insulin, bo są one dla nich refundowane, bardzo tanich pasków do glukometrów, a osoby do 26. roku życia otrzymują bezpłatne pompy do podskórnych wlewów insuliny. Lepiej też jest zorganizowane poradnictwo, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.

Tymczasem chorzy z typem 2 muszą za leki płacić dużo więcej. A te nowoczesne, ograniczające ryzyko powikłań i przyrostu masy ciała, ale przede wszystkim bezpieczne, bo nie powodujące zagrażającej życiu hipoglikemii – analogi insuliny długo działającej - w zasadzie nie są refundowane. W zasadzie, bo refundacja jest mocno ograniczona, a paradoksem jest fakt, że chory najpierw powinien być bardziej chory, żeby móc taki lek otrzymać z refundacją (zgodnie ze wskazaniem refundacyjnym pacjenci z cukrzycą typu 2 muszą, m.in. doświadczyć epizodów hipoglikemii, aby móc refundację dostać). A przecież hipoglikemia to stan bezpośrednio zagrażający życiu!

- To tak, jakby najpierw trzeba było wypaść za burtę, żeby dostać linę, a nie można byłoby się jej chwycić, kiedy dopiero się spada – komentuje dr Leszek Borkowski, farmakolog kliniczny i prezes Fundacji „Razem w Chorobie". - Uważam, że wciąż jesteśmy diabetologicznym skansenem Europy, odmawiając chorym prawa do nowoczesnych terapii – dodaje prof. Leszek Czupryniak.
A prezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków, Anna Śliwińska, mówi wprost: - Pacjenci z typem 2 czują się zaniedbani, dyskryminowani. To co na świecie jest standardem leczenia, u nas wciąż uchodzi za leczenie innowacyjne, a polski pacjent nie ma do niego dostępu. Ja nie dziwię się tym odważniejszym pacjentom, którzy chcą zgłaszać się do Strassburga, oskarżając rząd o dyskryminację.

Jedna jaskółka wiosny nie uczyni

W listopadzie ub. roku porozumienie o współpracy podpisali w Ministerstwie Zdrowia prezesi Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego i Stowarzyszenia Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce. – To oznacza zacieśnienie współpracy lekarzy rodzinnych i diabetologów, a więc jest to szansa na lepszą opiekę diabetologiczną – ocenia dr Michał Sutkowski, rzecznik Stowarzyszenia Kolegium Lekarzy Rodzinnych. – Nie wszyscy chorzy muszą od razu trafiać pod opiekę diabetologów, których zresztą jest za mało. Większość, zwłaszcza tych bez powikłań, może być prowadzona przez lekarza rodzinnego. Z powodzeniem. Zaś taki lekarz, jeśli będzie miał wątpliwości, może się z nimi zwrócić do specjalisty bądź tam skierować swojego pacjenta.

- I taki model opieki diabetologicznej funkcjonuje, np. w Holandii - zwrócił uwagę prof. Czupryniak. – Tam leczeniem kieruje lekarz rodzinny, a specjaliści są konsultantami.

Aby jednak chory na cukrzycę rzeczywiście mógł być leczony na poziomie europejskim, powinien mieć dostęp do tych wszystkich nowoczesnych terapii, do jakich mają dostęp pacjenci w innych krajach. Bo w przeciwnym razie „jaskółka" w postaci podpisanego porozumienia nadal pozostanie tą pierwszą i jedyną, która wiosny nie czyni...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki