SUPER HISTORIA. Przejrzeć Polaka z Wadowic

2014-04-14 4:00

W 1977 r., po sześciu latach zbierania informacji wśród znajomych kardynała Wojtyły, centrala KGB uznała, że krakowski duchowny to osoba niebezpieczna dla systemu, mająca na Kościół w Polsce największy ideologiczny wpływ

Nastroje w kraju były wówczas nie po myśli komunistów. W 1976 r. robotnicy z Radomia pokazali, co myślą o rządach towarzyszy takich jak Jaroszewicz. Dlatego KGB zdecydowało, że warto, aby poza agentem fotografem z osobami z najbliższego otoczenia Wojtyły skontaktował się ktoś nowy. Postawiono na myśliciela i artystę. Tak z Moskwy przez Paryż przyjechał do Polski agent zwany Filozofem - rzekomy francuski dziennikarz i literat. Szybko udało mu się nawiązać kontakt m.in. z osobistym asystentem kardynała, ks. Andrzejem Bardeckim. "Dziennikarz z Zachodu" dzięki pośrednictwu księdza nawiązał kontakt z opozycją antykomunistyczną.

Tymczasem kardynał Wojtyła, budzący lęk w centrali KGB, zwrócił uwagę polskiej prokuratury. Wprawdzie akt oskarżenia nie został wniesiony, SB przesłała jednak do Centrali KGB raport, zgodnie z którym w latach 1973-1974 dwukrotnie znaleziono podstawy do postawienia Wojtyły przed sądem. Oskarżenie miało dotyczyć art. 194 kk: "kto przy wykonywaniu obrzędów lub innych funkcji religijnych nadużywa wolności sumienia i wyznania na szkodę PRL". Groziła za to kara do 10 lat więzienia. Trzy lata później KGB otrzymało od Służby Bezpieczeństwa "sprawozdanie z obserwacji kardynała", w którym podkreślono jego liczne kontakty z członkami Komitetu Obrony Robotników.

Groźniejszy jako papież

Wybór Polaka na papieża w 1978 r. był dla KGB zaskoczeniem. Wojtyła przestał być księdzem, związanym z opozycją. Teraz mógł zrobić dużo więcej niż ktoś, kto rzuca z Krakowa wolnościowe hasła. Na temat papieża opracowano raport, uwzględniający stanowisko polskich władz. W dokumencie, wysłanym do politbiura w Moskwie przez radzieckiego ambasadora Borisa Aristowa, pojawiło się określenie "skrajnie antykomunistyczny". Za to rodzime SB odetchnęło. Również polskie władze wolały widzieć Wojtyłę na tronie papieskim, niż mieć go w kraju, na czele reakcyjnej frakcji w episkopacie.

Zobacz: Super historia. Krwawa hrabina i miłosne historie Konopnickiej - na Se.pl poznasz historię w ekspresowym tempie!

KGB, świadome, że papież nie zostawi bez wsparcia swoich groźnych dla ustroju znajomych, przysyłała kolejnych agentów. Jeden z nich, Oleg Burien, podający się za kanadyjskiego wydawcę, nawiązał kontakt m.in. z niczego niepodejrzewającym ks. Józefem Tischnerem. Wszystko po to, by wiedzieć, co słychać u Wojtyły.

Przed pierwszą pielgrzymką do Polski w 1979 r. KGB liczyło się z próbą obalenia władzy. Rosjanie wyobrażali sobie, że papież może otwarcie podburzyć robotników do wystąpienia przeciw partii. Nic takiego się nie stało. Mimo to w popielgrzymkowym raporcie KGB była mowa o tym, że komuniści przegrali walkę o rząd dusz.

Okres rzymski

Moskwa była zdania, że w Watykanie lepiej sprawdzą się agenci z Polski niż z Zachodu. Na obczyźnie papież lgnął do rodaków. Dlatego kiedy po sierpniu 1980 r. triumfowała Solidarność, z otoczenia papieża raporty słali Polacy. Wykorzystano też powszechnie znaną słabość JP II do młodzieży, podsuwając mu młodych pracowników SB - rzekomych katolickich studentów.

Kiedy 13 maja 1981 r. turecki zamachowiec strzelił do papieża, wielu uważało, że za zamachem musi stać KGB. Jednak major i archiwista I Zarządu Głównego KGB Wasilij Mitrochin, który w 1992 r. przekazał Wielkiej Brytanii część archiwum Komitetu, twierdził, że nie natknął się na żaden dokument potwierdzający tę tezę.

Polub se.pl na Facebooku

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki