33 ROCZNICA ŚMIERCI Anny Jantar: Nieznane szczegóły śmierci gwiazdy. Wracała ratować rodzinę!

2013-03-14 15:50

Gdyby żyła, miałaby dziś 63 lat. Anna Jantar (30 l.) zginęła tragicznie w katastrofie lotniczej 14 marca 1980 roku. Właśnie mija 33. rocznica jej śmierci. Wtedy nikt nie chciał uwierzyć, że na pokładzie rozbitego iła-62 leciała właśnie ona, że już nigdy nie zobaczymy jej na scenie, że nigdy nie usłyszymy jej głosu...

Jantar wcale nie planowała tego lotu. Jednak nieszczęśliwy splot okoliczności sprawił, że 13 marca wsiadła na pokład samolotu - leciała z Ameryki do domu, do Warszawy. Do męża i małej córeczki.

Mówiło się, że wracała z USA wcześniej, bo Natalia, która wtedy miała 4 latka, była chora. Prawda była jednak inna...

Przeczytaj koniecznie, jak Annę Jantar wspominają Bogusław Mec, Maria Szabłowska i Andrzej Kosmala

- Ostatni raz widziałem Anię dzień przed wylotem do Stanów. Jechaliśmy tym samym pociągiem z Poznania do Warszawy. Ona, jej córka Natalka i ja - wspomina Andrzej Kosmala (66 l.), obecnie menedżer Krzysztofa Krawczyka (66 l.), który jest też znanym dziennikarzem i autorem tekstów piosenek.

On jak nikt znał piosenkarkę. - Ona wtedy opowiedziała mi, że z mężem źle im się układa i myślą o rozstaniu. Pamiętam narzekała, że Jarek Kukulski (†66 l.) ciągle mówi, że trzeba na starość odkładać. Było to znamienne, bo zapytała wtedy: "A ja wiem, jak długo będę jeszcze żyła? A ja chcę się cieszyć życiem!".

A potem nadszedł ten czarny dzień - 14 marca 1980 roku. O godzinie 11.15 lecący z Nowego Jorku ił-62 roztrzaskał się nieopodal warszawskiego lotniska. Zaledwie 500 m od pasa. Powodem była awaria silnika. Zginęli wszyscy pasażerowie i załoga - 87 osób. Wśród nich Anna Jantar, 22 reprezentantów kadry bokserskiej USA, szóstka delegatów warszawskich uczelni wracających z międzynarodowej konferencji...

- W chwili, w której rozbił się samolot, też byłem na Okęciu. Jadę taksówką do centrum, a karetki mkną na sygnale. Pytam taksówkarza, co się stało: "To pan nie wie?! Samolot z Nowego Jorku runął" - powiedział mi. Jak dotarłem do pracy, opowiedziałem, co widziałem po drodze. Jeden ze współpracowników krzyknął: - Boże, tym samolotem wracała Ania! Wiem, że wracała do Jarka. Bardzo chcieli jeszcze raz dać sobie szansę...

Krzysztof Krawczyk (66 l.) też przyjaźnił się z Anią i Jarkiem. Znali się od lat.

- Wakacje w Ustce. Niezapomniane. Spędziliśmy je wspólnie. Ja z żoną i synem, ona z mężem i Natalią... Ania i Jarek tworzyli świetną parę pozytywnych ludzi. Ona radosna, życzliwa, on świetny kompan. Słyszałem, że Ania i Jarek mieli problemy w związku, ale któż z nas ich nie miał? Byliśmy zapracowani, ciągle w drodze... - wyjaśnia Krawczyk. - Kiedy od Jarka Kukulskiego dostałem piosenkę "To co dał nam świat", powiedziałem mu, że to smutny utwór. On wtedy zdradził, że to takie jego rozstanie z Anią.

Kompozytor i mąż piosenkarki napisał go, nie wierząc, że jego związek z piękną Anną przetrwa. Ona była za oceanem, on został w kraju. Bardzo tęsknił. W zasadzie podjęli decyzję o rozstaniu. A jednak miłość była silniejsza...

- Wiem, że ona też za nim tęskniła. Czasem trzeba zmienić dekorację, by spojrzeć na świat i problemy właściwie. Spotkałem Anię w USA, w klubie polonijnym, tuż przed jej śmiercią. Wiem, że z tych Stanów chciała szybko wracać. Podobno z kimś zamieniła się biletami, by prędzej być w domu. O tej tragedii dowiedziałem się z radia. Było to tak porażające, że skamieniałem. Jak po śmierci mojego ojca. Potem spotkaliśmy się z Jarkiem, przegadaliśmy całą noc, płakaliśmy. Opowiadał o żonie, pokazywał przepełnione tęsknotą listy... - artysta zawiesza głos. - Już nie śpiewam tamtej piosenki: "To co dał nam świat, niespodzianie zabrał los...".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki