Jerzy Bończak: Stres doprowadził mnie do zawału

2013-09-30 4:00

Aktorowi Jerzemu Bończakowi mimo szczupłej sylwetki i podziwu godnego poczucia humoru nie udało się uniknąć poważnych problemów z sercem.

W 2007 roku miał zawał. Na szczęście wyszedł z niego cało. Aktor jest przekonany, że przyczyną groźnej choroby był stres. Teraz w ramach profilaktyki stara się w każdej sytuacji zachować pogodę ducha.

- W 2007 roku przeszedł pan zawał serca. Ma pan pomysł, co było jego bezpośrednim powodem?

- Myślę, że stres. To on spowodował bardzo wysoki poziom cholesterolu, a w konsekwencji zawał. W Teatrze Komedia w Warszawie, z którym zresztą współpracuję do dziś, była zmiana dyrekcji, zamieszanie i jednocześnie mój jubileusz 35-lecia pracy artystycznej. W spektaklu, który reżyserowałem, grałem pięć ról. To był ogromny stres. Występowałem do połowy lipca, potem pojechałem na działkę pod Olsztynem na wakacje. Wtedy stres odpuścił i nastąpił zawał. Na szczęście nie byłem sam w domu. Sąsiedzi zawieźli mnie do szpitala w Olsztynie. Tam przeprowadzono pierwszy zabieg, umożliwiający mi przeżycie.

- A potem czekała pana jeszcze operacja serca...

- Tak. Po rozmowie z ordynatorem Piotrem Żelaznym, który był asystentem prof. Religi, bez lęku poszedłem na stół. Obudziłem się bez problemów. W szpitalu spędziłem może trzy dni. Po tygodniu rekonwalescencji na działce pojechałem pracować.

- Nie za wcześnie?

- Miałem propozycję wyjazdu do sanatorium, ale spytałem ordynatora, czy jeśli zrezygnuję i wrócę do pracy, to postąpię bardzo nierozsądnie. Lekarz stwierdził, że pomysł z pracą nie jest zły. A jeśli zamiast rozmów o chorobach w uzdrowisku zajmę się tym, co lubię, krzywda mi się nie stanie.

- Minęło 6 lat od tamtego czasu. Jak żyje się po zawale?

- Co pół roku jestem na kontroli. Mam przyjemność spotkania się ze wspaniałymi lekarzami z kardiochirurgii w Olsztynie. Tylko to przypomina mi, że przeszedłem zawał. Czuję się zdrowym, dobrze funkcjonującym człowiekiem. To sprawa psychiki i nastawienia. Uwierzyłem lekarzom, którzy mówili, że nic złego się nie dzieje i że był to rutynowy zabieg. Tak przyjąłem i tak żyję.

- Jest pan bardzo aktywnym i zapracowanym człowiekiem, aktorem, reżyserem i producentem teatralnym.

- W związku z tym nie mam czasu myśleć o chorobach.

- Papierosy nadal pan pali?

- Niestety, tak. Staram się palić dużo mniej i wybieram te lżejsze papierosy. Nie ukrywam, że trudno mi rzucić. Ja po prostu lubię palić.

- A wysiłek fizyczny, uprawianie sportu? Kardiolodzy na każdym kroku podkreślają, że ruch jest ważny dla serca?

- Nigdy nie byłem aktywny w sensie sportowym, nie uprawiałem sportu wyczynowo i tak pozostało. Dalej lubię łowić ryby, ale ich jest mało i pozostaje tylko siedzenie z wędką nad wodą i podziwianie widoków. Ale to bardziej relaks niż sport.

- Chociaż sylwetkę ma pan nienaganną. Dla serca nadmierne kilogramy to zabójstwo...

- Od zawsze jestem szczupły. I pamiętam ogromne zdziwienie, że facet o tak szczupłej sylwetce może mieć zawał. A tu proszę, okazało się, że może.

- Czy po zawale żona pana wspierała?

- Zdecydowanie tak. To jednak była duża interwencja chirurgiczna, ratująca życie. Nie mogłem dźwigać ze względu na możliwość powikłań. Wszystkie prace domowe wykonywała moja żona. Restrykcyjnie też pilnowała mojej diety.

- A drastycznie zmieniło się pana menu?

- Musiało się zmienić. Nie jadałem przez dłuższy czas tłustych potraw. Do tej pory nie słodzę kawy i herbaty, nie jem masła. Ale czasami zrobię wyjątek i zjem golonkę. Bardzo ją lubię. Mój organizm jakby sam to reguluje. Są takie momenty, że po prostu nie mam ochoty na mięso. Innym razem to właśnie na mięso mam ochotę. Nauczyłem się słuchać organizmu.

- Czyli nie dzieli pan życia na "przed zawałem" i "po nim"?

- Jestem optymistą, zawsze szukam pozytywnych stron życia. Nie myślę o tym, że czegoś nie powinienem robić, bo mam obciążone serce. Żyję zgodnie z przysłowiem "Rób to, co lubisz, a nie będziesz musiał pracować". Z takim nastawieniem jest łatwiej żyć. Dużo pracuję, jeżdżę po Polsce, produkuję, reżyseruję, gram - to powoduje pozytywny wzrost adrenaliny, a nie wykańczający stres.

- Jaka jest Pana recepta na zdrowie?

- Bycie pogodnym. Staram się taki być. Nie kieruję się zasadą, że nie będę czegoś robił, bo mam chore serce. I najwidoczniej to wychodzi mi na zdrowie.

Jerzy Bończak

Aktor teatralny i filmowy. Jego talent mogliśmy podziwiać między innymi w filmie "Kariera Nikodema Dyzmy" oraz serialach "Alternatywy 4" i "Klan". W roku 2007 Jerzy Bończak przeszedł zawał serca. Od tego czasu minęło 6 lat, aktor wrócił do pełni sił i wciąż można zobaczyć go w filmie i na deskach teatru.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki