Katarzyna Dowbor: Urodziłam się z pętlą na szyi

2013-07-15 4:00

Podczas zbiórki pieniędzy na Powązkach Jerzy Waldorff (†89 l.) zapytał mnie: "A gdzie panna chce stać?". "Może koło drugiej bramy, bo tam leży moja rodzina" - zaproponowałam. "Panna dobrze urodzona" - usłyszałam. Katarzyna Dowbor (54 l.), gwiazda telewizji, opowiada nam niezwykłe historie rodzinne.

Tato pochodzi z Poznańskiego, mama z Warszawy. Jej ojciec, a mój dziadek, był wysokim oficerem w Sztabie Generalnym. Wiedział, że wybuchnie wojna, wysłał więc mamę z siostrą do Francji. Wróciła do Warszawy, gdy miała 16 lat. Studiowała w Toruniu, tam poznała ojca. Kiedy miałam się urodzić, zdecydowała się wrócić do Warszawy. W Toruniu była sama. Poza tym miała traumę, niemiłe wspomnienie - babcia umarła przy porodzie. Ja miałam być pierwszym jej dzieckiem. Mama bała się porodu. Szczęśliwie okazało się, że wojnę przeżyła Dada, jej przedwojenna niania, która pracowała w szpitalu i była położną. Przeczucia mamy okazały się prawdziwe, urodziłam się z pępowiną owinięta wokół szyi. Wtedy nie było USG, szybkich cesarek...

>>> Katarzyna Dowbor uciekła na wieś

Dzieciństwo? Miałam piękne. Mieszkaliśmy w bloku, w którym przydziały otrzymywali pracownicy Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, od doktora wzwyż. Było biednie, ale na tych 48 metrach szczęśliwie. Rodzice radzili sobie, jak mogli. Popołudniami dorabiali, ojciec, wykładowca uczelni, specjalista od pająków, wycinał u szewca zelówki. Mama, konserwator zabytków, brała od ludzi do renowacji obrazy i barokowe aniołki. Śmieję się, że dom pełen był drogocennych antyków, tyle że nie naszych. Do dziś pamiętam, jak kładzie się złoto i że stary obraz czyści się chlebem.

Jakim byłam dzieckiem? Jedni mogą uznać, że byłam kłamczuchą, ale mama mówi, że miałam bujną wyobraźnię. Wcześnie zaczęłam mówić i w ogóle dużo gadałam. Mając 2-3 lata narobiłam mamie wstydu. Jechałyśmy tramwajem, mama była w ciąży, więc ja do siedzącej obok pani mówię: "Wie pani, że mama urodzi dzidziusia, a ja urodzę kotka, bo ja noszę w brzuchu kotka". Takie miałam pomysły.

Ojciec był człowiekiem renesansu, pisał opowiadania, świetnie rysował, robił przepiękne zdjęcia... Jako dziecko mocniej związana byłam z tatą, mama, jako konserwator zabytków, często wyjeżdżała. Długo byłam przekonana, że to mężczyźni w domach gotują, ojciec np. robił nam wspaniałe ciepłe kolacje, a przy talerzu zawsze kładł witaminki. Kiedy prosiliśmy o pomoc w lekcjach, mama wysyłała nas do taty. Wtedy myślałam, że tato jest ważniejszy, mądrzejszy, dopiero później zrozumiałam, że mama - kończąc szkoły we Francji - nie znała polskiej historii, literatury. Ale na pewno temperamencik mam po mamie. Bo to mama była takim generałem w domu, tato bez niej nie poradziłby sobie.

 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki