Grabarczyk: Ojciec zapomniał o mnie i musiałem spać w teatrze

2010-02-15 5:10

Zagrał w kilkudziesięciu filmach. Młodsi kojarzą go z roli Jerzego Chojnackiego w "Klanie", starsi jako Franciszka Bułę z filmowego hitu lat 80. Andrzej Grabarczyk (57 l.) tylko "Super Expressowi" opowiada o swoim dzieciństwie.

Urodziłem się we Włodawie nad Bugiem, skąd zawsze podają komunikat: ubyło na rzece Bug centymetrów trzy albo dwa. Na pewno ubyło "jeden", bo o jedną osobę jest tam mniej. Wyjechałem stamtąd, a właściwie rodzice wywieźli mnie, zaraz po urodzeniu.

Tam się właśnie urodziłem. W niedzielę, w czepku o 5 rano. Kiedy skończyłem 3 miesiące, mieszkaliśmy już w Katowicach. Tata tam studiował i za chwilę podjął pracę w Teatrze Śląskim.

Tak więc dzieciństwo i pierwszych 18 lat spędziłem właśnie na Śląsku. Uważam się więc za hanysa. Po śląsku? Spokojnie, jeszcze "poradza godać".

Jakim chłopakiem byłem? Cichym, takim, co sam się bawi i nikogo nie bije. Przynajmniej tak uważali rodzice. Ale kiedyś wychowawczyni napisała w dzienniczku: "Andrzejek to cicha woda, co brzegi rwie". Bywało bowiem różnie. Doprowadzałem do różnych, często nieprzyjemnych zdarzeń, a gdy robiło się gorąco, urywałem się. Raz na przykład, gdy kolega dyżurny szedł z kałamarzami, machnąłem workiem z papuciami, tak że atrament rozbryzgał się dokoła. Zanim kolega zorientował się, kto to zrobił, mnie już tam dawno nie było.


Oboje rodzice pracowali w teatrze, więc siłą rzeczy teatr był moim drugim domem. Pamiętam znamienną historię. Rodzice położyli mnie spać w teatralnej loży, a potem nie wiem, czy zapomnieli o mnie, czy też tak smacznie zasnąłem, że nie chcieli mnie ruszać... Ale obudziłem się dopiero podczas spektaklu. Widzę, tata gra na scenie, on też mnie widzi. Zaczął wtedy ukradkiem dawać mi znać, bym się położył. No to się położyłem i spałem dalej.

Dziwne, ale to nie scena pociągała mnie najbardziej, a wszystko, co jest za nią. Fajna była pracownia ślusarska, gdzie powstawały miecze. Pracownia krawiecka, fryzjerska... no i sznurownia. Uwielbiałem patrzeć, jak maszyniści podnoszą kurtynę.

Większość rodziny miałem na Mazurach, a przede wszystkim mojego ulubionego kuzyna Zbyszka. Był mi jak brat. Wakacje, święta - prawie zawsze spędzałem na Mazurach i z nim. Uwielbiałem tam być! Kiedy nadchodził moment powrotu do domu, dochodziło do dantejskich scen. Wiązaliśmy się ze Zbyszkiem sznurkami i nie pozwoliliśmy się rozdzielić.

Stąd swoją przyszłość wiązałem z Mazurami. Postanowiłem, że założę tam jakąś hodowlę, może lisów...

Jutro: Mój wykładowca chciał mi odbić moją ukochaną, więc... straciłem studia, zyskałem żonę

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki