- Nie chcę walczyć. Słyszę, że zdarzają się związki, w których - jak to się mówi - mąż idzie w szkodę, potem wraca, a żona go przyjmuje, wybacza mu, wracają do siebie. Ja nie umiałabym tak jak owe kobiety przyjąć męża i udawać, że nic się nie stało. Mam inną naturę. Ale wiem, że nie będzie mi łatwo, bo już nie jest łatwo - powiedziała Rodowicz w wywiadzie dla "Zwierciadła". Piosenkarka dała tym samym do zrozumienia, że mąż, który wyprowadził się od niej pół roku temu, ma inną kobietę.
Rodowicz, która z Dużyńskim przeżyła ponad trzydzieści lat, nie wyklucza, że może kiedyś uda im się dojść do porozumienia i rozwód nie będzie konieczny. Nie nastąpi to jednak szybko. - Owszem, lubię być sama, ale nie wiem, jak będzie za miesiąc, za rok. Łączy nas w końcu kawał wspólnego życia. A poza tym - trzeba się pilnować, żeby nie spaść ze schodów (śmiech). Przypomniała mi się anegdota o kobiecie, która mieszkając sama, bała się, że kiedy coś się jej stanie, to zjedzą ją dwa jej owczarki, a ludzie dowiedzą się o tym dopiero, kiedy krew zacznie przeciekać do sąsiadów. Wprawdzie nie mam owczarków, tylko dwa koty, ale bardzo uważnie chodzę (śmiech) - śmieje się. Przyznaje jednak, że przyszłość może przynieść różne rozwiązania.
Zobacz także: Prowokacja zespołu Kryzys na koncercie w TVP