Michał Sumiński: Polowałem od dziecka

2010-11-08 5:00

Michał Sumiński (95 l.) to postać kultowa dla pokolenia 40- i 50-latków. Przez 20 lat w poniedziałkowe popołudnia prowadził program "Zwierzyniec".

Teraz można go spotkać na ławeczce na Starym Rynku w Warszawie. Popularny przyrodnik i jego rodzina opowiadają "Super Expressowi" niesamowite historie o jego życiu, o narodzinach na uniwersytecie i polowaniach w rodzinnym majątku w Leśniewie koło Ciechanowa.

Mieszkanie na Starym Mieście, nieduże. Wchodzę do pokoju, przy stole siedzą państwo Sumińscy. Mam jednak wrażenie, że jeszcze ktoś mi się przygląda. Po chwili wszystko staje się jasne. Na ścianach, suficie wiszą wypchane ptaki, wieńce jeleni i skóra niedźwiedzia. Upolowali je pan Michał, jego żona Zofia i syn Piotr. Wszyscy są zapalonymi myśliwymi.

- Urodziłem się w Warszawie - Michał Sumiński zaczyna swoją opowieść. - W budynku uniwersytetu - dodaje syn pana Michała, Piotr. - Mój dziadek Stanisław był profesorem, światowej sławy specjalistą od ważek. Wykładał w gimnazjum i na uniwersytecie, gdzie miał też służbowe mieszkanie. I tam właśnie, na trzecim piętrze, po lewej stronie, zaraz za bramą tata przyszedł na świat. Był 13 grudnia 1915 roku.

A potem pan Michał wyjechał do Leśniewa, gdzie Sumińscy mieli rodzinny majątek. 300 hektarów ziemi!

- Był wielki ogród, a w nim stał nasz dom - wspomina pan Michał.

I wydawać by się mogło, że były to czasy sielskie, anielskie, ale tak nie było. Kiedy pan Michał miał dwa lata, odeszła jego mama Janina.

- Umarła podczas I wojny światowej. Długo chorowała - dodaje Zofia Sumińska, żona pana Michała. Malec został pod opieką babci Heleny, bo tata, jako naukowiec, dużo podróżował.

Jak wyglądało życie w Leśniewie? Młody panicz nie miał wiele czasu.

- Prawie całe dnie spędzałem nad książkami. Dobrym uczniem nie byłem. Byłem normalnym chłopakiem, nigdy zanadto grzecznym. Ale jak pamiętam, byłem bardzo samodzielny. Nawet jako kilkulatek wychodziłem poza ogród, sam chodziłem do okolicznych lasów i dalej - tak dziś wspomina tamte czasy.

Bo pasją małego Michała było... polowanie.

- Wszystkiego nauczył mnie ojciec. Zacząłem bardzo wcześnie, będąc jeszcze chłopcem - wspomina pan Michał. Pierwszą strzelbę i przykazania dostał od ojca, gdy miał 10 lat. - Jakie to były przykazania? Np. mogłem strzelać do wron, gawronów, srok, wróbli... Wróble omazane gliną, upieczone w ognisku były bardzo smaczne. Do ptaków śpiewających nie wolno mi było strzelać. A pierwszym upolowanym ssakiem był zając.

Gdy pan Michał skończył 13 lat, wyjechał na naukę do Warszawy. Tu skończył liceum im. Reja i zoologię na warszawskim uniwersytecie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki