Zbigniew Wodecki dziś mógłby żyć? Operacja wszczepienia bajpasów, którą przeszedł na początku maja, miała odbyć się pół roku wcześniej. Jak zdradził nam Krzysztof Krawczyk, piosenkarz przekładał operację. - Podejrzewam, że on nie potrafił odmówić koncertów i się zapracowywał. Oprócz tego palił jak smok, grał genialnie na trąbce i stąd wzięła się rozedma płuc. O swojej chorobie wiedział już od dawna, i z tego, co wiem, to już pół roku temu miał mieć tę operację - zdradził nam Krawczyk. Ale dla Wodeckiego muzyka i koncertowanie były ważniejsze niż zdrowie.
- O nim się mówi, że mieszkał w samochodzie - wspominała Wodeckiego Alicja Majewska (69 l.) w wywiadzie. - Taką miał osobowość, że ciągle gdzieś gnał (.) nie potrafił nic nie robić. Stąd te ogromne liczby koncertów. Kochał to jak każdy - jak każdy z nas, ludzi estrady. Te kontakty z publicznością, ale też to uwielbienie - mówiła artystka.
- To był jego sposób na życie, a może nawet narkotyk - twierdził kompozytor Jan Kanty Pawluśkiewicz (75 l.). Im więcej występów, tym bardziej promieniał. To koiło jego psychofizyczność, mimo szalonego tempa - mówił.
Niestety, Zbigniew Wodecki przeliczył się z siłami. Trzy dni po operacji wszczepienia bajpasów niespodziewanie doznał rozległego udaru mózgu. Mimo starań lekarzy udar dokonał nieodwracalnych obrażeń. Artysta odszedł 22 maja w wieku 67 lat. We wtorek, o godzinie 12 w bazylice Mariackiej w Krakowie rodzina, przyjaciele i fani pożegnają wielkiego artystę. O godz. 14 rozpocznie się ceremonia na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Zobacz: Krzysztof Krawczyk: Wodecki był bardziej potrzebny Panu Bogu