Janusz Korwin-Mikke

i

Autor: Łukasz Szelemej

Janusz Korwin-Mikke: Dbanie o dzieci

2015-08-18 4:00

Przed wyborami wszyscy kandydaci - poza prawicowymi, czyli mną, p. Jackiem Wilkiem, p. Grzegorzem Braunem i może p. Marianem Kowalskim - prześcigali się w obietnicach: ile to dadzą różnym grupom ludzi. A to biednym, a to kobietom, a to "frankowiczom", a to rolnikom, a to przedsiębiorcom. Jakoś nie wspominali o drobiazgu: skąd wezmą na to pieniądze?

Bo jest jasne, że aby dać ludziom 500 złotych, trzeba im najpierw zabrać 700. Trzeba dać stówę temu urzędnikowi, który pobiera podatki, i stówę temu, co te pieniądze jakoś z sensem wydaje. Jeśli więc "Rząd" da nam wielkodusznie milion złotych - to znaczy, że będziemy w plecy o 400 000.

Nawet wtedy, gdy nikt nic nie ukradnie! Co nie zawsze jest prawdą...

Mimo to ludzie nadal domagają się od polityków, by "dali" - bo każdy lubi dostać coś "za darmo". Otóż "za darmo" to nie ma nic. Ale politycy, chcąc wygrać wybory, obiecują. Na zasadzie: "Nikt nie da Wam tyle, ile my Wam obiecamy!".

A potem jest problem: albo obietnicy nie wykonają (co jest moralnie nie w porządku), albo wykonają (co jest niszczeniem gospodarki i prowadzi do ogólnej biedy).

Może jeszcze raz: "Rząd" podnosi podatek od drewna. Stolarze kupując drewno, płacą o 700 zł więcej. Cóż poradzić na to, że drewno zdrożało? Państwo bierze te pieniądze i funduje z tego 500 zł dla szewców. I szewcy są zadowoleni: dostali za darmo 500 zł.

"Rząd" podnosi też podatki od skóry. Szewcy płacą za nią o 700 zł więcej. Trudno - wszystko drożeje. Państwo z tych pieniędzy funduje po 500 zł dla stolarzy. I stolarze też są zadowoleni. Dzięki postępowi techniki, lepszym maszynom, ogromnemu wysiłkowi i szewcy, i stolarze zarabialiby o 300 zł więcej. Ale zarabiają więcej tylko o stówkę... I nie rozumieją, co się dzieje?

Natomiast "Rząd" za te 400 zł zatrudnia masę pasożytów, tachlujących te pieniądze - czyli urzędników wykonujących ogromną, rzetelną, nikomu niepotrzebną robotę. Powiem więcej: szkodliwą robotą. Cóż: to nie ich wina. Tylko państwa, które zamiast zająć się wojskiem i policją, zajmuje się tysiącami rzeczy, których robić nie powinno. Obietnicami Bronisława Komorowskiego nie ma co się zajmować - bo przegrał. Natomiast JE Andrzej Duda miał pecha - wygrał. I teraz bezczelni dziennikarze pytają: "Najważniejsza Pańska obietnica to po 500 zł na dziecko; i co?".

Na co Pan Prezydent oświadcza, że każe "Rządowi" do końca roku te pieniądze znaleźć. Niech "Rząd" stworzy odpowiednią ustawę...

Tyle że pieniądze nie pochodzą z ustaw, tylko z pracy.

A poza tym prezydenci w Polsce mają ogromną kancelarię (400 osób) i prawo inicjatywy ustawodawczej. Więc to Pan Prezydent powinien taka ustawę napisać...

I teraz dwie możliwości: albo o tej obietnicy szczęśliwie zapomnimy, albo władza te pieniądze da.

I wtedy będziemy biedniejsi o 200 zł pomnożone przez liczbę dzieci...

Zobacz: Prof. Andrzej Nowak: Zachód chciał nas rzucić na żer Rosji