Adam Traczyk

i

Autor: Jerzy Dziedziczak

Adam Traczyk o umowie TTIP: Zysk korporacji, strata społeczeństwa

2016-06-03 13:16

Rząd popiera umowę ograniczającą suwerenność Polski – uważa Adam Traczyk, szef think tanku Global.Lab

„Super Express”: – PiS przyjmuje uchwałę o obronie suwerenności Polski, ale jednocześnie rząd z entuzjazmem wyraża się o TTIP – umowie handlowej między UE a USA, która wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zagrozi suwerenności naszego kraju. A może da się jedno i drugie pogodzić?
Adam Traczyk: – Z całą pewnością nie. Sprawa jest o tyle poważna, że uchwała sejmowa nie ma żadnej mocy sprawczej, natomiast w przypadku podpisania TTIP suwerenność Polski zostanie realnie i poważnie ograniczona.
– W jaki sposób?
– Proponowany kształt negocjowanej umowy TTIP zakłada m.in. przyznanie zagranicznym inwestorom możliwości skarżenia państw, jeśli uznają oni, że krajowe regulacje prawne ograniczą ich rzeczywiste lub nawet potencjalne zyski. Sprawy w ramach arbitrażu zwanego w skrócie ISDS rozstrzygają nie krajowe sądy, lecz prywatne, międzynarodowe trybunały. Globalne koncerny mogą pozywać państwa za podniesienie standardów dotyczących żywności, ochrony środowiska czy praw pracowniczych.
– Z raportu ONZ wynika, że tego typu sądy niemal zawsze stają po stronie korporacji.
– Właśnie. Składając wielomiliardowe pozwy lub nawet grożąc ich wystosowaniem, koncerny uzyskają możliwość wpływania na stanowienie prawa, co znacząco ograniczy pole działania organów wybranych przez obywateli w demokratycznych wyborach. Trzeba nadmienić, że taki mechanizm arbitrażu jest już zawarty w umowie handlowej, jaką Polska ma ze Stanami Zjednoczonymi. Jeśli więc rząd PiS faktycznie chce walczyć o suwerenność Polski, to powinien wypowiedzieć ten element umowy, który już dziś prowadzi do wypłaty licznych odszkodowań. Tymczasem rząd dąży do zabetonowania ISDS i narzucenia go całej Europie.
– Te trybunały arbitrażowe to jedyne zagrożenie dla suwerenności państw zawarte w TTIP?
– Równie groźna jest koncepcja tzw. żywej umowy. TTIP ma być uzupełniane i aktualizowane przez ciała eksperckie, znajdujące się pod ogromnym wpływem lobbystów wielkiego biznesu. Uzupełnienia te mogłyby w istotny sposób wpływać na kształt umowy. Jednocześnie nie wymagałyby zatwierdzenia przez parlamenty krajowe lub Parlament Europejski. Oznacza to, że TTIP może całkowicie wymknąć się spod demokratycznej kontroli.
– Zwolennicy TTIP twierdzą, że ta umowa korzystnie wpłynie na polską gospodarkę – otworzy rynek amerykański dla naszych firm. Może to jednak gra warta świeczki?
– Na TTIP skorzystać mogą co najwyżej pojedyncze, największe polskie firmy. Masowa ekspansja polskich małych i średnich przedsiębiorców na bardzo konkurencyjny amerykański rynek jest mrzonką. Jednocześnie będą oni musieli stawić czoła amerykańskim inwestorom na krajowym rynku. Doświadczenia innych umów o wolnym handlu pokazują, że najwięcej tracą właśnie mali, lokalni przedsiębiorcy, a najwięcej zyskują ponadnarodowe korporacje.
– Jakie są największe zagrożenia dla polskiej gospodarki?
– W przypadku Polski szczególnie narażony będzie sektor rolniczy wystawiony na konkurencję ze strony amerykańskich gigantów z branży rolno-spożywczej. Dodatkowo w wyniku wzrostu konkurencji może dojść do dalszego ograniczania kosztów pracy, praw pracowniczych i socjalnych. W przypadku Polski konkurującej na rynkach światowych głównie niskimi kosztami pracy oznaczałoby to dalsze pogorszenie sytuacji pracowników. Zyski z podpisania TTIP trafią więc do największych korporacji, a koszty poniosą całe społeczeństwa.
– Skoro TTIP raczej Polsce zaszkodzi, a nie pomoże, czemu, twoim zdaniem, rząd w przeciwieństwie do wielu krajów unijnych upiera się przy jego wprowadzaniu?
– Wicepremier Mateusz Morawiecki mówił wręcz, że Polska popiera „mocniejszą wersję” TTIP. Zważywszy na podnoszone przez rząd hasła o „wstawaniu z kolan”, odzyskiwaniu suwerenności i propagowaniu patriotyzmu gospodarczego entuzjastyczne wręcz nastawienie względem TTIP faktycznie może zaskakiwać. Wydaje się, że rządowi PiS chodzi o rodzaj politycznego targu.
– Jakiego rodzaju?
– Popierając TTIP, którego uchwalenie należy do priorytetów końcówki kadencji Baracka Obamy, PiS może starać się zrekompensować straty, jakie poniósł w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi przez autorytarne zapędy i – delikatnie rzecz ujmując – dyplomatyczne gafy ekipy rządzącej. Jest to możliwe, tym bardziej że popierając bezwarunkowo TTIP, rząd PiS wyróżnia się na tle większości europejskich państw, w których poważne obiekcje wobec umowy zgłaszają zarówno przedstawiciele rządów, jak i społeczeństwa obywatelskiego. Za tę próbę udobruchania administracji amerykańskiej zapłacą w dłuższej perspektywie zwykli obywatele.
– TTIP przedstawia się jako czynnik integrujący świat Zachodu, ale czy na wartościach politycznych, które promuje ta umowa, da się tę integrację budować?
– Rzeczywiście, wielu zwolenników TTIP akcentuje polityczne znaczenie umowy. Ma ona dać impuls do odnowienia wspólnoty transatlantyckiej i wysłać całemu światu sygnał, ze Zachód jest silny i zjednoczony. Efekt może być jednak zgoła inny. Nie chodzi tylko o fakt, że z powodu licznych kontrowersji rozmowy mogą zakończyć się spektakularną porażką. Tajność negocjacji, wynikające z traktatu zagrożenia dla demokracji czy zwiększenie zysków korporacji kosztem zwykłych obywateli nie mogą być fundamentem nowego otwarcia w stosunkach transatlantyckich. Aktualnie TTIP przyczynia się raczej do wzrostu sił radykalnych, które pod przykrywką obrony demokracji, dążą do realizacji programów eurosceptycznych, nacjonalistycznych i ksenofobicznych osłabiających zarówno UE, jak i pozycję Zachodu na świecie. Dlatego, aby faktycznie tchnąć życie we wspólnotę transatlantycką, konieczne jest oparcie współpracy na zasadach takich jak poszanowanie demokracji, solidarność czy dążenie do redukcji nierówności społecznych.
Rozmawiał Tomasz Walczak