Jan Grabiec, Sławomir Jastrzębowski

i

Autor: Tomasz Radzik

Afer za czasów PO nie było aż tak dużo

2017-04-15 4:00

Sławomir Jastrzębowski w rozmowie w Janem Grabcem.

"Super Express": - Nie umiem się nie uśmiechnąć, gdy pana widzę, bo przypominają mi się słowa Joachima Brudzińskiego o panu i pośle Kierwińskim: "ach - wy lilije niepokalane".

Jan Grabiec: - Może nie do końca niepokalane, ale w porównaniu z panem Brudzińskim możemy czuć się jak "lilije".

- Mówił o tym w kontekście Bartłomieja Misiewicza, którego wyrzucono z PiS oraz Polskiej Grupy Zbrojeniowej. I PiS przypomniało "listę hańby", czyli 428 osób zatrudnionych z PO. Między innymi pańskie nazwisko, "lilijo niepokalana".

- Nie zgodzę się, że to jest nagonka na Misiewicza, bo liczba afer związanych z jego nazwiskiem jest taka, że można by obdzielić kilka afer z czasów rządów PO, których nie było zresztą tak dużo.

- Chce pan porozmawiać o aferach w czasach PO?

- Bardzo chętnie, choć nie byłem wtedy posłem PO. Lista osób związanych partyjnie w czasach PO-PSL to było kilkaset osób.

- 428 osób.

- W 8 lat.

- W niecałe, bo ta lista była w 2012 roku.

- Teraz dziennikarze policzyli, że rząd PiS wymienił kilkakrotnie więcej osób w ciągu roku niż przez 8 lat Platforma! Nie chodzi jednak o liczbę albo związki jakichś osób z polityką. To nie powinno przekreślać. Jeżeli mamy jednak, tak jak pan Misiewicz, człowieka z apteki.

- Ma pan coś do aptekarzy?

- Nie mam, ale jego drugą pracą nie powinno być miejsce w MON, w którym wydaje polecenia oficerom Wojska Polskiego, choć nie tylko nie był w wojsku, ale nawet nie miał licencjatu wyższej uczelni. O ważnych rzeczach w armii powinien decydować ktoś kompetentny.

- Panu też wyciągają, że miał pan niecałe 30 lat, kiedy został pan wiceprezydentem Legionowa. I pojawił się na Twitterze hashtag "Siemoniaki", od byłego wicepremiera, który pierwsze posady dostawał też jako ponad 20-letni chłopak.

- Moja kariera w samorządzie była wynikiem ciężkiej pracy. Zdobycie poparcia mieszkańców własnego miasta. Trzeba było na te głosy zasłużyć. Byłem najmłodszym radnym, a po kolejnym prezydencie zdobyłem największą liczbę głosów.

- Wie pan, co mi się podobało w działaniu PiS? Przecięli sprawę Misiewicza.

- Żartuje pan!

- Nie.

- Półtora roku?

- Ale w końcu. Powiedzieli: wyrzucamy cię, pozbawiamy cię tej posady. I Brudziński powiedział: przepraszam tych Polaków, którzy czuli się tym zażenowani. Od was chyba nie usłyszałem przeprosin...

- Grzegorz Schetyna niejednokrotnie przepraszał. Choćby za to, że przegraliśmy wybory i za to, jaki styl miała nasza władza przed wyborami.

- Nie ma pan przekonania, że licytujemy się na to, kto jest gorszy: PiS czy PO?

- Nie. Różnica polega na tym, że jeżeli ktoś dał ciała w PO, był napiętnowany i odchodził. A teraz Misiewicz półtora roku.

- Na pewno? Bo ja znam przykłady.

- To bardzo proszę!

- Pan Rosół. Albo córka pana Vincenta Rostowskiego, która pracowała dla Radka Sikorskiego.

- I co, została ambasadorem?

- Nie została. Na własne uszy słyszałem jednak, jak Radek Sikorski przy wykształconych dyplomatach uzasadniał, że pracuje, bo ma unikalne zdolności językowe w angielskim. To było żenujące.

- Mówi pan o epizodach, które się skończyły. A wymieńmy funkcje pana Misiewicza.

- Epizod Misiewicza się nie skończył?

- Nie.

- Nie?

- Misiewicz ma ponad 1030 koleżanek i kolegów. Dziś jest informacja, że akwarysta od hodowli rybek, który specjalizował się w błazenkach - takich jak rybka Nemo - w ostatnich dniach został prezesem w PZG, spółce produkującej bomby i pociski dla polskiego wojska.

- Nie ma innych kwalifikacji?

- Nie ma.

- Jest pan pewien, że nie skończył jakichś innych studiów?

- Nie wiem, czy skończył, ale nie miał nic wspólnego z wojskiem.

- Widzi pan. Można każdego przedstawić w określony sposób. O mnie powiedzą, że jestem łysy i chodzę na siłownię.

- Nie o to chodzi. Ludzie z młodzieżówki PiS z Krakowa zostawali wicedyrektorami ZUS! To są eksperymenty na państwie.

- Wie pan, że cieszy mnie to, że wy wraz z dziennikarzami wywieracie presję na władzę i władza się cofa!

- Po półtora roku? Po takim czasie kompromitacji na arenie międzynarodowej? Kto jak nie Misiewicz podpowiedział ministrowi Macierewiczowi, żeby powiedział z trybuny sejmowej o "mistralach za dolara"?

- Nie znajdzie pan we mnie obrońcy Misiewicza. Gotowała się we mnie krew, kiedy widziałem, jak oficerowie Wojska Polskiego oddają honory takiemu "chłopaczkowi".

- Wiem, do czego pan zmierza. Żebym przyznał, że rządzący postępują słusznie. Jeśli zrobią porządek z Antonim Macierewiczem.

- Czyli?

- Powinien przestać być ministrem obrony. Co do tych 1030 Misiewiczów, powinni coś z nimi zrobić. Rozumiem, gdyby robili czystkę, podnosząc standardy, ale oni je obniżają. Znieśli jakiekolwiek kryteria wymagane w pracy w administracji rządowej. Uzasadniają to tym, że młodzi ludzie muszą mieć otwartą drogę kariery.

- Zmieńmy temat i porozmawiajmy o tym, że zjadacie Nowoczesną. Na początek czterech posłów i podobno jesteście nienasyceni.

- Brzmi to dramatycznie, ale jest trochę inaczej. Staramy się być partnerami i szanujemy ich odrębność. Bez zbliżenia z innymi ugrupowaniami nie uda się być skuteczną opozycją przeciwko temu, co złego robi w Polsce PiS.

- Uśmiecham się, bo Grzegorz Schetyna ma raczej taki zamiar pokazać, że o to chodzi, a za kulisami.

- Nie. Na tym polega polityka.

- Chcecie zjeść Nowoczesną?

- Chcemy współpracować.

- Ale nieoficjalnie chcecie zjeść? Ilu jeszcze posłów do was przejdzie oprócz tych czterech?

- Nowoczesna wprowadziła do Sejmu trochę świeżej krwi i nie ulega wątpliwości, że to są bardzo ciekawe osobowości.

- A gdyby przyszedł do was Petru i powiedział, że chce do Platformy?

- Nie wiem. To trzeba by zapytać przewodniczącego Petru, czy chciałby przejść.

ZOBACZ: Król biega po ulicy królowa z księżniczką po bazarze