Andrzej Halicki - minister  administracji i cyfryzacji

i

Autor: Piotr Piwowarski Andrzej Halicki - minister administracji i cyfryzacji

Andrzej Halicki: Komisarzem PiS byłby taki Misiewicz

2016-09-12 4:00

"Super Express": - Opisując sytuację afer reprywatyzacyjnych w Warszawie, przyznał pan, że to znacznie większy problem, "to nie tylko sądowy proces, ale układ urzędniczo-prawniczy". Czyj układ?

Andrzej Halicki: - To oczywiście trzeba sprawdzić, ale 58 osób z biura może mieć w różny, pośredni sposób jakieś związki rodzinne czy biznesowe z procesami roszczeniowymi czy innymi. Nawet jeżeli nie zachodzi kwestia przekroczenia prawa, to wątpliwa jest strona etyczna, kiedy może nastąpić konflikt interesów. Powinni stać po stronie interesu miasta i obywateli, a może zachodzić podejrzenie, że tak nie jest.

- Słowa o takim anonimowym "układzie" były do tej pory raczej przez Platformę wyśmiewane.

- To jest niestety słowo, które...

- Na które copyright ma PiS...

- Może nawet prowokacyjnie, ale dobrze opisuje sytuację, w której mamy sprawny prawniczo-urzędniczy układ, a z drugiej 15 tysięcy warszawskich rodzin mieszka w swoich przedwojennych domkach i mieszkaniach. Byli z nich wywłaszczani w czasach komunistycznych. Nie poddali się wówczas, nie poddali się, kiedy zmuszano do podpisywania niekorzystnych umów z miastem o podziale lokali i działek. Są pełnoprawnymi właścicielami, ale w porównaniu ze wspomnianym układem nie mają jako starsi ludzie sił i możliwości dochodzić swoich praw. Ten proces trzeba przeciąć. To obowiązek wszystkich formacji. I mam nadzieję, że z przyjściem Witolda Pahla do Ratusza nie tylko zostanie to zweryfikowane, ale może i zastopowane pod względem prawnym.

- Witold Pahl to zaufany człowiek Grzegorza Schetyny...

- Nie, proszę mi wierzyć, że to pani prezydent sama...

- Nie ufa mu?

- Nie o to chodzi. On jest sprawnym adwokatem, który już pierwszego dnia wniósł wiele od strony formalnoprawnej. I właśnie dlatego pani prezydent sięgnęła po taką osobę.

- Sięgnęła czy szef Platformy kazał jej sięgnąć?

- Sięgnęła, ale ma pełne wsparcie Platformy.

- Hanna Gronkiewicz-Waltz tyloma dymisjami właściwie przyznała, że sobie nie radziła i prowadziła fatalną politykę personalną. Skoro pan Pahl jest taki świetny, to dlaczego Platforma nie zmusi jej do dymisji i nie wystawi na prezydenta pana Pahla?

- Nie będzie żadnych wyborów w Warszawie. Każde rozwiązanie inne niż pozostawienie Hanny Gronkiewicz-Waltz byłoby wprowadzeniem rządowego komisarza i oddaniem na tacy miasta PiS. I nie mam wątpliwości, że PiS przytrzymałby tego komisarza do 2018 roku.

- Czyli chodzi tylko o to, że może być ktokolwiek, byle nie był z PiS?

- Nie. Jednoosobowe zarządzanie komisarza oznaczałoby jeszcze większy dwuletni chaos, brak pełnomocnictw burmistrzów itd. Widząc jakość osób z PiS na różnych stanowiskach, nie mam wątpliwości, że byłoby to zarządzanie fatalne. Ostatnim biorącym różne stanowiska jest np. zaufany ministra Macierewicza, pan Misiewicz. I co, jeżeli Warszawą rządziłby ktoś taki jak Misiewicz?

- Warszawą współrządził już taki Misiewicz, tyle że wasza wersja, z Platformy!

- Czyli?

- Wiceprezydent Jarosław Jóźwiak. Przez lata nosił teczkę za Hanną Gronkiewicz-Waltz, za co został 26-letnim dyrektorem, a później wiceprezydentem stolicy.

- O nie, zdecydowanie nie zgodzę się na takie porównanie. Kompletnie nieadekwatne i obrażające pana Jóźwiaka...

- Misiewicz to jeszcze nie jest słowo obraźliwe.

- Wiceprezydent Jóźwiak był bardzo aktywny i w trudnych sytuacjach miał szansę się sprawdzić.

- Skoro w związku z aferą reprywatyzacyjną sam się podał do dymisji, to chyba się nie sprawdził. Nie ma nic złego w noszeniu teczek na początku drogi...

- Tak, ale proszę zwrócić uwagę, że od początku jego drogi do wewnętrznego awansu na najwyższy poziom minęło 10 lat.

- Pan Misiewicz też podkreśla, że 10 lat nosił teczkę.

- Wciąż to porównanie jest nieadekwatne. Wspominał pan też o kandydaturze pana Pahla na prezydenta Warszawy. Tego nie można analizować pod tym kątem, bo PiS nie chciałby szybkich wyborów w Warszawie, tylko komisarza na dwa lata. Gdyby był komisarz, to warszawiacy nie mogliby się czuć bezpiecznie pod względem tego, czy majątek miasta przechodzi, czy nie przechodzi w niepowołane ręce.

- Wie pan, do tej pory ten majątek przechodził w niepowołane ręce przez 10 lat pod rządami prezydent Gronkiewicz-Waltz. I teraz nagle ma ona być gwarantem, że przechodził nie będzie?

- To często jest załatwiane drogą sądową. Miasto, nawet jeżeli próbowało przez lata temu przeciwdziałać, to przegrywało różne procesy. Komisarz, kim by on nie był, nie mógłby nawet odpowiednio reagować, bo na jedną osobę spadłaby sprawa wszystkich dzielnic. To zbyt ważna sprawa, żeby w tym momencie zrezygnować z jej wyjaśniania.

- Myśli pan, że PiS nie jest na rękę, żeby prezydentem Warszawy była nadal Hanna Gronkiewicz-Waltz? Wokół jej decyzji będą toczyły się dochodzenia, śledztwa. Będzie, jak to się mówi, grillowana przez 2 lata i będzie Platformę pogrążała... Na miejscu PiS chciałbym chyba właśnie tego.

- PiS może tego użyć do demagogicznych ataków, ale nie jest przypadkiem, że aż tak ostro tego nie robią. Sami dobrze wiedzą, że nie jest to sprawa ograniczająca się do czasów rządów jednej partii. Wszędzie, gdzie są wątpliwości, powinno się je rozstrzygnąć.

- Witold Pahl będzie podwładnym prezydent Gronkiewicz-Waltz. I będzie wyjaśniał jej rolę, swojej szefowej, w nieprawidłowościach reprywatyzacyjnych. Także sprawę kamienicy na Noakowskiego, na której wzbogaciła się rodzina Gronkiewicz-Waltz. Sama prezydent Warszawy chyba przez 4 lata bezpośrednio nadzorowała procesy reprywatyzacyjne. Jaka jest wiarygodność takiego wyjaśniania sprawy?

- Sprawa tej kamienicy była już wyjaśniana wielokrotnie, ale także ona, i te 4 lata muszą być wyjaśnione przez zewnętrznego audytora. Liczę też na udział strony społecznej w tym wyjaśnianiu. Oferował to też wiceprezydent Pahl.

- Prowadził pan politykę personalną w PO i w biznesie.

- Tak.

Co myślałby pan sobie o szefie którejś swojej spółki, który po 10 latach i narobieniu bigosu powyrzucałby wielu swoich zastępców i podwładnych? Chciałby pan, żeby nadal rządził firmą?

- Wielu tych ludzi nie zatrudniała Hanna Gronkiewicz-Waltz, tylko ich odziedziczyła...

- Wie pan, że to nie jest tłumaczenie. Ile jej potrzeba na weryfikowanie współpracowników, ćwierć wieku?

- Wiem i dlatego zaraz po przecinku dopowiem, że odpowiada zawsze szef.

- Czyli Hanna Gronkiewicz-Waltz odpowiada za tę aferę.

- Z tym, że także w biznesie bardzo często procesy refom, reorganizacji i wyciągania firmy z kryzysu inicjuje właśnie szef. Właśnie dlatego, że jest odpowiedzialny. I dokładnie w takiej sytuacji jest dziś Warszawa. Proceder związany z reprywatyzacją jest dziś możliwy do zatrzymania i wyjaśnienia nie sam z siebie, nie przez komisarza, ale przez panią prezydent.

- Sprawa "działki Duńczyka" po kamienicy z Chmielnej 70. Pamięta pan, jak ostro prezydent Gronkiewicz-Waltz broniła tej decyzji w mediach. Walczyła, używając nawet argumentów, że Duńczyk urodził się w Królestwie Polskim w XIX wieku, więc można go uznać za Polaka...

- Pani prezydent bardzo wyraźnie przyznała, że została oszukana.

- Nie przekonuje mnie to, że pani prezydent sama ma zająć się swoją sprawą. Na ile wiarygodna jest osoba, która z tym samym zapałem, z jakim broniła oddania tej działki, będzie teraz wyjaśniała nieprawidłowości?

- Nie będzie wyjaśniała sama. Po to będzie zewnętrzny audyt, po to będzie prezydent Pahl, żeby reagowano we właściwy sposób. Sama pani prezydent reaguje bardzo szybko i właściwie. Co nie znaczy, że cały ten proces, nawet z działką przy Chmielnej, jest transparentny.

- Mówi pan, że reaguje natychmiast. Tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna pojawiła się pod koniec drugiej kadencji Platformy. Sprawia to brzydkie wrażenie, że czekano z nią tak długo, by wszyscy, którzy mieli zarobić na reprywatyzacji, już zarobili.

- No nie, to są przecież spiskowe teorie.

- Pani prezydent Gronkiewicz-Waltz nie jest naiwną licealistką, ale profesorem prawa. Dobrze wiedziała o wątpliwościach i skandalach wokół decyzji reprywatyzacyjnych.

- Muszę tu jej bronić. Od razu, kiedy pani prezydent weszła do Ratusza, zatrzymała tzw. rugi warszawskie, czyli usuwanie legalnych spadkobierców. 15 tysięcy rodzin!

- To prawda, ale w sprawie skandali reprywatyzacyjnych to "natychmiast" zajęło jej 9 lat. Choć sygnały były.

- Sprawę reprywatyzacji i rozwiązania tego problemu podnoszono od 1993 roku. Później było weto Aleksandra Kwaśniewskiego, potem kryzys finansowy. Przyznaję, że wiele rzeczy zmieniono bardzo późno, jest to doświadczenie post factum, jak choćby sprawę kuratorów osób, które prawdopodobnie nie żyją. Ale problemem podstawowym był brak ogólnej ustawy reprywatyzacyjnej, którą udało się na szczęście przegłosować w sprawie mienia zabużańskiego.