Andrzej Stankiewicz: Rasowi politycy wyszli obronną ręką

2011-07-20 4:00

Wyrok skazujący Aleksandrę Jakubowską na osiem miesięcy więzienia komentuje publicysta "Newsweeka" Andrzej Stankiewicz.

"Super Express": - Wyrok skazujący Aleksandrę Jakubowską to zaskoczenie?

Andrzej Stankiewicz: - Nie. Zaskakujące jest to, że dopiero po tylu latach. To nie są zresztą jej jedyne problemy z prawem. Jest oskarżona o nieprawidłowości finansowe przy ubezpieczaniu elektrowni Opole. Jej rola w pracach nad ustawą medialną w tamtym czasie jest jednak bezsporna.

- Sama Jakubowska podkreśla, że czego by wówczas nie zrobiła, to mogłyby się pojawić zarzuty. I że zablokowała prywatyzację mediów publicznych.

- Na przestrzeni ostatnich siedmiu lat Aleksandra Jakubowska tłumaczyła się już na różne sposoby. Raz mówiła, że dokonywała redakcyjnej korekty. Innym razem, że poprawek, a jeszcze innym. że prostowała pomyłki przy przepisywaniu. Dziś płaci dużą cenę za pewną naiwność. Rasowi politycy, których nazwiska były przy aferze wymieniane, wyszli przecież obronną ręką.

- Rasowa grupa trzymająca władzę?

- To, że z całej "grupy trzymającej władzę" tylko Jakubowska i dwaj urzędnicy zostali skazani, wywołuje konfuzję. Niemal wszyscy inni wymienieni przez raport komisji ds. afery Rywina mają się świetnie. A ona jako jedyna otrzymała tak mocny cios.

- Działacze lewicy twardo podkreślają, że żadnej afery nie było.

- Rzeczywiście, Aleksander Kwaśniewski podkreśla, że za Rywinem nikt nie stał, nie było więc realnego żądania łapówki. Spłyca tę sytuację. Między Kwaśniewskim i Millerem istniał jednak poważny konflikt o sposób ujawnienia tej afery. Od pewnego czasu wszyscy mówią jednak jednym głosem, bo uznali, że przypominanie afery generalnie szkodzi lewicy.

- Na pewno jednym głosem? Aleksandra Jakubowska sugeruje, że cała afera była tak naprawdę próbą obalenia rządu Millera. Wiadomo przez kogo.

- Tak, to popularna sugestia w otoczeniu Leszka Millera. Mówią, że Aleksander Kwaśniewski dogadywał się po cichu z Michnikiem. I próbował wywrócić rząd Millera, zastępując go Markiem Belką. Na pewno ówczesny prezydent był bardzo zaangażowany w tę sprawę i naciskał na nią. Ale raczej naciskał, żeby Miller wreszcie się tym zajął i nie bagatelizował afery. Przywódcy SLD na pewno się nie kochali, ale nie przypisywałbym prezydentowi Kwaśniewskiemu chęci obalania rządu. Chodziło raczej o rozliczenie osób zaangażowanych w aferę.

- Czy jedyną nauczką z afery Rywina dla polityków jest to, że trzeba być bardziej ostrożnym i nie zostawiać śladów? Prokuratura żadnej afery nie udowodniła i co chętnie podkreślają politycy SLD myślący o powrocie.

- To jest jakiś problem, że prokuratura nie umie przekuć nieprawidłowości na wystarczająco silny akt oskarżenia. Posłowie w komisji potrafili przecież udowodnić świadkom mijanie się z prawdą. Inna rzecz, czy prokuratura była w ogóle w stanie ich skazać?

- To znaczy?

- Jedyną osobą, która dała się złapać, bo podpisała dokument dotyczący zmian, była właśnie minister Jakubowska. Wszyscy inni nie zostawiali śladów. To, że nikt z decydentów złapany nie został, pokazuje słabość przejrzystości naszego systemu politycznego. Nie sposób ustalić, kto podejmował decyzje! Teraz widać to przy okazji katastrofy smoleńskiej. Nie ma dziś np. dokumentu, na podstawie którego zrezygnowano za rządów PiS ze szkolenia pilotów na symulatorach. Nie ma. Więc nie ma winnych.

Andrzej Stankiewicz

Publicysta "Newsweeka"