anna zalewska, minister edukacji

i

Autor: Super Express TV

Anna Zalewska: Miejsc w przedszkolach nie zabraknie

2016-03-11 3:00

Sławomir Jastrzębowski w rozmowie z Anną Zalewską.

"Super Express": - Dziś jest pani w PiS, ale kiedyś należała pani do Unii Wolności. Dlaczego UW?

Anna Zalewska: - To było bardzo dawno temu. W 2001 roku. Wynikało to z tego, co działo się w mieście, w którym działałam. Do lewicy bym się nie zapisała, a lokalny AWS był wtedy związany z burmistrzem, który miał na swoim koncie wyroki. Decyzja mogła być więc jedna - że wstępuję do Unii Wolności. Należeli do niej moi koledzy i koleżanki nauczyciele.

- Jak się pani z tego wyplątała?

- Rósł mój dystans do tego, co się w UW działo. Nie podobało mi się to, jak zachowywali się jej liderzy, jak rozmawiano w niej o przyszłości Polski. Postanowiłam więc tę partię opuścić. Pamiętam, że rok czekałam na przyjęcie do Prawa i Sprawiedliwości. Miało ono wtedy 6 proc. poparcia, więc moja decyzja była bardzo przemyślana i związana wyłącznie z programem partii.

- Co pani sądzi dziś o ludziach takich jak Leszek Balcerowicz czy członkowie Nowoczesnej, którzy często byli kiedyś członkami Unii Wolności?

- Nowoczesna to nie moje emocje, nie moje klimaty. Tym bardziej że pod wodzą pana Ryszarda Petru traktuje ona Polskę bardzo instrumentalnie, "eventowo". Nie ma ani programu, ani żadnych ciekawych pomysłów na Polskę. Jeśli chodzi o Leszka Balcerowicza, wydaje mi się, że on żyje w swojej makroekonomii. A wtedy, kiedy był przewodniczącym UW, miałam wrażenie, że nie czuł potrzeby rozmawiania ani o codziennym funkcjonowaniu partii, ani o tym, co dobre dla kraju.

- Skończmy tę przyjemną rozmowę i przejdźmy do frontalnego ataku na panią. Jest pani odpowiedzialna za bałagan, który od września będzie miał miejsce w przedszkolach. W Warszawie, jeśli sześciolatki zostaną w przedszkolach, zabraknie 20 tys. miejsc dla dzieci. I co?

- Grzegorz Schetyna zapowiedział wojnę totalną i pani prezydent Gronkiewicz-Waltz - wierna członkini PO - tę wojnę próbuje z rządem prowadzić. Niestety, za zakładników wzięła dzieci i rodziców. Te liczby to oczywista nieprawda. Po pierwsze, miejsc w przedszkolach nie zabraknie.

- Powtórzmy to - miejsc w przedszkolach nie zabraknie, mówi minister edukacji. To ważna deklaracja.

- Odwołuję się nie tylko do tego, co wiem o miejscach w przedszkolach w Warszawie, ale także do korespondencji i spotkań z przedstawicielami przedszkoli niepublicznych. Oni mówią jednoznacznie - 42 proc. miejsc są w stanie zabezpieczyć na już.

- I mamy na to pieniądze?

- Niepubliczne przedszkola są na to gotowe.

- Niepubliczne przedszkola są sponsorowane przez samorządy?

- W głównej mierze przez samorządy, ale także przez państwo. W budżecie państwa są pieniądze przekazywane samorządom w postaci dotacji celowej, aby władze samorządowe mogły "wykupić" miejsca w niepublicznych przedszkolach. Placówki te mówią, że są absolutnie lekceważone, szczególnie przez władze Warszawy, które udają, że niepublicznych przedszkoli po prostu nie ma.

- W Warszawie za niepubliczne przedszkola płaci się nawet 1500 zł.

- Są jednak takie, za które płaci się 200-300 zł. Mało tego, te przedszkola mówią, że gdyby zgodnie z prawem samorządy przekazywały im dotację, to tak naprawdę mogłyby się bilansować. Jeszcze raz podkreślę, że niepubliczne placówki są gotowe przyjmować dzieci i mają dla nich miejsca. Proszą o spotkanie z władzami oraz rozmowę i nie mogą się doprosić.

- Według pani sześciolatki powinny iść do pierwszej klasy?

- Rodzice sześciolatków mają wolny wybór.

- Wiem. M.in. dzięki Elbanowskim. Ale według pani powinny iść do pierwszej klasy czy nie?

- Rodzice powinni zdecydować o tym sami.

- Rodzice decydują, nie mając pełnej wiedzy na temat programów nauczania. A programy się nie zmieniły i są takie same, jak dla siedmiolatków.

- Musi pan spojrzeć na stronę internetową MEN. To nowy zwyczaj w resorcie, że zanim pojawi się rozporządzenie, projekt podstawy programowej poddany jest publicznej konsultacji, aby można było go przeanalizować i nad nim dyskutować. Sześciolatki będą musiały mieć zmienioną podstawę programową.

- Od kiedy?

- Od września tego roku. W związku z tym informujemy rodziców, że to tylko "proteza". Podstawa programowa generalnie zmieni się od 2017 r.

- Czyli pierwszoklasiści będą mieli inny program?

- Tak. Musimy dostosować podstawę programową, aby nie zaburzyć rytmu. Oczywiście, bardzo krytycznie oceniamy tę podstawę, która teraz jest w klasach 1-3. W ciągu trzech miesięcy nie da się jednak zmienić wszystkiego.

- A co z Kartą nauczyciela? Poprzedniej władzy się ona nie podobała. Co pani o tym myśli? To nadmierne przywileje?

- Jestem nie tylko ministrem edukacji, ale także nauczycielem. Należę również do Solidarności. Karta nauczyciela jest umową społeczną z nauczycielami, która od 1982 r. miała chronić nauczycieli. Swoje tradycje ma już w 20-leciu międzywojennym. Nauczyciel to misja, służba, a także pasja. A szkoła to nie zakład pracy. Zbyt wiele oczekuje się od nauczycieli, by nie byli oni specjalnie chronieni. Niemniej, nawet związki zawodowe rozmawiają ze mną, że w wielu miejscach Karta nauczyciela jest po prostu archaiczna.

- Ale czy nauczyciele w Polsce mają zbyt wiele przywilejów? Takie głosy się pojawiają.

- Od 2007 r. do dziś, mimo Karty, zwolniono 42 tys. nauczycieli. To zatrważające liczby. Obalają jednak mit, że nie da się zwolnić nauczyciela zatrudnionego w oparciu o Kartę nauczyciela. Naprawdę nie jest to powód do dyskusji. Nauczyciel powinien być uprzywilejowany. Ale nie jest prawdą, że pracuje po 18 godzin. Często to nawet 50 godzin tygodniowo.

- Nauczyciele panią pokochają.

- Ja wiem, jak wygląda ta praca. Pamiętam, kiedy próbowaliśmy liczyć, ile zajmuje nam przygotowanie do zajęć, czytanie prac uczniów, sprawdzanie kartkówek. Jako polonistka wiem, ile jest dodatkowych obowiązków.

- Nauczyciele zarabiają dobrze czy źle?

- W jednym miejscu dużo, w drugim mało. To też mit, który został już obalony, że nauczyciele to jedna z najlepiej zarabiających grup zawodowych.

- Chciałaby pani, żeby nauczyciele zarabiali lepiej?

- Jasne, ale...

- No właśnie, "ale".

- Zapraszam nauczycieli do dyskusji o zmianie systemu, m.in. o standaryzacji. Czas pomyśleć o tym, jak powinna wyglądać polska szkoła, ilu powinno być uczniów. Przecież nie może być tak, że mamy system dwuzmianowy. Moi europejscy koledzy, z którymi ostatnio rozmawiałam, nie byli w stanie zrozumieć, czy jest taki system, nie znali takiego pojęcia.

- Ta sytuacja dotyczy największych miast.

- Jasne, ale mówimy o jednym dziecku i jednym nauczycielu i ich komforcie w szkole. Nie interesuje mnie tzw. szklanka do połowy pełna. Mnie interesuje szklanka do połowy pusta.

- To pani jest pesymistką.

- Nie. Po prostu chciałabym tę szklankę wypełnić. Zarządzanie polega na tym, że mocne strony trzeba wzmacniać, natomiast tam, gdzie są słabe, trzeba nad nimi pracować.

Zobacz: Krzysztof Skiba: To niedźwiedzia przysługa dla prezydenta Dudy