BORYS BUDKA

i

Autor: Marcin Gadomski BORYS BUDKA

Budka o zakazie handlu w niedzielę: To ograniczenie naszej wolności

2018-03-12 4:40

Dzieli się pracowników na tych lepszego i gorszego sortu. Przypomnę, że to nie jest tak, że wszyscy pracownicy będą mieli wolne. Pracować będą pracownicy kin, teatrów, restauracji czy nauczyciele akademiccy tacy jak ja. Mówienie, że staje się po stronie pracowników, jest hipokryzją - ocenia były minister sprawiedliwości Borys Budka.

"Super Express": - Minęła pierwsza niedziela wolna od handlu, a państwo już protestujecie przeciwko ograniczeniu. Dlaczego?

Borys Budka: - Protestujemy z kilku powodów. Po pierwsze - prawo nie oszuka rynku. Około 15 proc. obrotów z handlu jest generowana w niedzielę. Druga rzecz - rynek nie znosi próżni. Na terenach przygranicznych już pojawiły się oferty niedzielnych zakupów w sklepach przygranicznych, na przykład w Czechach. Ja mieszkam w województwie śląskim, do Ostrawy jest pół godziny drogi samochodem, sporo ludzi z oferty handlu przygranicznego skorzysta. I kolejna sprawa - na terenach przygranicznych w Polsce pieniądze zostawiali Niemcy, którzy mają spore ograniczenia w handlu w swoim kraju. Teraz Niemcy przyjeżdżać nie będą, za to Polacy będą jeździć do Czech. I następny argument - kwestia studentów. Od 2002 r. bez przerwy pracuję na uczelni i widzę, ilu studiujących dorabia sobie w weekendy. Także w sieciach handlowych. Ograniczenie handlu uderzy także w nich.

- No dobrze, ale Solidarność argumentuje to tym, że na zakazie handlu zyskają pracownicy sklepów. Czemu tak źle życzycie ludziom, którzy dzięki Solidarności mogą wreszcie spędzić czas z rodziną?

- Te argumenty to wielka obłuda. Dzieli się pracowników na tych lepszego i gorszego sortu. Przypomnę, że to nie jest tak, że wszyscy pracownicy będą mieli wolne. Pracować będą pracownicy kin, teatrów, restauracji czy nauczyciele akademiccy tacy jak ja. Mówienie, że staje się po stronie pracowników, jest hipokryzją. Jeśli chodzi o pracowników zatrudnionych w handlu, to oni też są przecież objęci kodeksem pracy. W związku z tym proponowaliśmy, by w kodeksie pracy zwiększyć liczbę wolnych niedziel. Teraz co trzecia niedziela w miesiącu jest dla pracownika wolna. My proponowaliśmy, aby były to przynajmniej dwie niedziele wolne. Ale taka regulacja objęłaby wszystkich pracowników, nie tylko tych zatrudnionych w handlu. Jest tu jednak jeszcze jeden najważniejszy problem.

- Jaki?

- Chodzi o kwestię wolności wyboru. Wielkim osiągnięciem Polski po 1989 r. było to, że mamy swobodę działalności, że państwo nie dyktuje nam tego, co mamy robić w niedzielę. Ta ustawa to zmienia. Ma podłoże ideologiczne, czego nie kryją nawet twórcy ustawy. Mówiło się wprost, że niedziela jest od tego, by iść do kościoła, nie do sklepu. Ja szanuję każdy pogląd, jednak państwo nie musi dyktować nam tego, jak spędzamy niedzielę.

- Ale problemem jest to, że niezależnie od światopoglądu religijnego coraz więcej ludzi spędza niedzielę w marketach, staje się to już rodzinnym sposobem na weekend. Nie widzi pan problemu w tym, że całe rodziny zamiast na spacer po mieście, do ZOO czy do teatru idą na zakupy?

- Jeżeli pyta mnie pan o to, czy zakupy w niedzielę są najlepszą formą spędzania wolnego czasu z rodziną - odpowiem, że nie. Czy są lepsze formy spędzania niedzieli? Oczywiście, że są. Ale my opowiadamy się za tym, żeby ludzie mieli wybór. Żeby to oni decydowali, co chcą robić w niedzielę, a nie żeby decydowało za nich o tym państwo. Przecież alkohol też stwarza masę problemów. Alkoholizm prowadzi do wielu patologii, rozbija rodziny. A jednak nikt nie proponuje tego, by wprowadzić w Polsce prohibicję, taką jak w Stanach Zjednoczonych w latach 30. XX w.

- Zwolennicy ustawy powiedzą, że przecież pewne ograniczenia są konieczne, państwo musi też chronić obywateli?

- Spór idzie o to, na ile państwo może ingerować w postępowanie obywateli. Ja fundamentalnie nie zgadzam się z tym, że to państwo ma uznawać, że spędzanie niedzieli w galerii handlowej to zło, a już zakupy na stacji benzynowej nie.

- Mówicie wiele o stratach dla gospodarki, ograniczaniu wolności. Tymczasem we wspomnianych już wcześniej Niemczech zakaz handlu obowiązuje. Demokracja ma się tam dobrze, a gospodarka jest najsilniejsza w Europie?

- Gdybyśmy mieli gospodarkę tak rozwiniętą jak niemiecka, opartą na przemyśle i produkcji, moglibyśmy rozmawiać. Jednak w przypadku gospodarki opartej na handlu ograniczenia raczej zaszkodzą. Choć oczywiście trzeba poczekać na twarde dane. Jednak osobiście uważam, że właśnie przykład handlu przygranicznego pokazuje, że możemy na tym ograniczeniu stracić.