Dr Clifford Stott: Wystarczy wyeliminować małą grupę, żeby na stadionie było bezpiecznie

2011-05-10 4:00

O tym, jak walczyć z chuliganami na stadionach w rozmowie z "Super Expressem" opowiada dr Clifford Stott, współautor zmian dotyczących pseudokibiców w Anglii.

"Super Express": - W powszechnej opinii Wielka Brytania jest tym krajem, który poradził sobie z przestępczością i chuligaństwem na stadionach.

Dr Clifford Stott: - Powiedziałbym, że poradził sobie jako jeden z wielu. Od lat 80. z chuligaństwem radzą sobie świetnie choćby w Holandii czy Niemczech.

- Przykład brytyjski przywoływany jest ze względu na skalę i tradycję problemu. W latach 70. i 80., stadionowe zamieszki i zorganizowane bojówki na trybunach nazywano "angielską zarazą". Czytałem, że pierwsze zamieszki na stadionach miały miejsce w Derby w 1846 roku...

- Rzeczywiście, ale także jako pierwsi zwróciliśmy uwagę na ten problem. Na Wyspach zdecydowano się niestety wprowadzić bądź rozwinąć pewne metody po największych tragediach. W 1985 roku na brukselskim stadionie Haysel w czasie meczu Liverpoolu z Juventusem zginęło 39 osób. W tym samym roku w zamieszkach i pożarze na stadionie Bradford City zginęło 56 osób. W 1989 roku w Sheffield śmierć poniosło 89 osób.

Przeczytaj koniecznie: Kaczyński ostro o Tusku: Zamyka STADIONY, bo kibice nie przejawiają sympatii wobec władzy

- Wcześniej nie myślano o walce z chuligaństwem?

- Reagowano źle, na niezbyt przygotowanych do tego stadionach. Te dramatyczne wydarzenia były jednak porażające i wywołały powszechną zgodę na nadzwyczajne kroki nie tyle w sprawie chuligaństwa, co zwiększenia bezpieczeństwa na obiektach sportowych. Teraz w Premier League mamy wyłącznie siedzące miejsca i zdecydowane egzekwowanie kar. Jeżeli do wtargnięcia na płytę boiska dochodzi zarzut pobicia, udziału w bójce, nie mówiąc o czymś gorszym, to na proces trzeba czekać góra 3-4 miesiące.

- Problem udało się wyeliminować?

- Nikt nie zaryzykuje stwierdzenia, że problem chuligaństwa wyeliminowano zupełnie, bo tego typu jednostkowe zdarzenia wciąż są możliwe. Udało się jednak doprowadzić do sytuacji, w której nie mamy większych problemów na stadionach i podczas imprez sportowych. Wciąż dochodzi do walk zorganizowanych grup poza stadionem...

- Słyszałem o tzw. bitwie Everton Valley...

- Tak, to starcie gangów szalikowców z Evertonu i Manchesteru United w 2005 roku. Ale znamienne jest już to, że pamięta się jakieś starcie sprzed sześciu lat bądź mówi o pojedynczych atakach raz na kilka lat. To wyraźny dowód na to, jak bardzo zmniejszyła się skala problemu, o którym mówimy. Szczególnie zła opinia dotycząca brytyjskich chuliganów kojarzona była i jest głównie ze skalą tragedii na Heysel czy Sheffield oraz zachowaniem kibiców angielskich za granicą podczas mistrzostw Europy w 1988 lub mistrzostw świata w 1990 roku.

- Co było najważniejsze w brytyjskiej walce z przemocą na stadionach?

- Efektywność zależała głównie od położenia nacisku na bezpieczeństwo na samym stadionie. Już na poziomie projektowania aren, które zastąpiły wiele stadionów XIX-wiecznych. Kolejną sprawą była współpraca policji, klubów i narodowej federacji.

- Jak to zapewnianie bezpieczeństwa odbywa się w praktyce?

- Na przykład wtargnięcie na boisko jest przestępstwem, za które można zostać aresztowanym. I to jest egzekwowane. Kibice nie chcą ryzykować, gdyż samo przekroczenie linii oddzielającej trybuny od boiska grozi zakazem stadionowym nawet na 10 lat. Oczywiście policja musi być tu odpowiednio przeszkolona i musi się wykazać pewnym zrozumieniem. Po ostatniej kolejce ligowej na stadionie Queens Park Rangers doszło do wtargnięcia tysięcy kibiców na boisko. Powodem nie było wszczynanie rozrób, lecz radość z awansu do Premier League. W takiej sytuacji oczywiście nikogo nie ukarano.

- Jak zakończyłoby się uderzenie piłkarza?

- Na pewno aresztowaniem i procesem w sądzie. Nie mówiąc o zakazie stadionowym w kraju i za granicą. Po wyroku sądu taki zakaz w szczególnych przypadkach może obejmować także inne imprezy, nie tylko mecze piłkarskie, ale nawet centra miast - jako miejsca, w których mogą gromadzić się kibice. Zakaz stadionowy dotyczy dziś grubo ponad 3 tysięcy osób i jest sumiennie egzekwowany.

- Powiedzmy, że na jednym z meczów na Wyspach dochodzi do zamieszek kibiców. Kto oprócz biorących udział w zamieszkach byłby ukarany?

- Zależy od skali. W takim przypadku oprócz biorących udział może także zostać ukarany klub, który był organizatorem meczu i dopuścił do tego, że doszło do złamania prawa. Oprócz skuteczności egzekwowania kar istotna jest tu jednak prewencja. Z naszych doświadczeń wynika, że wystarczy wyeliminować stosunkowo małą grupę, by na stadionach było bezpiecznie.

Dr Clifford Stott

Współautor reformy bezpieczeństwa na brytyjskich stadionach