Paweł Kowal

i

Autor: Marek Barczyński

Dr Paweł Kowal: Otwiera się dyskusja, na której możemy tylko stracić

2016-06-24 4:00

Niezależnie od wyniku referendum UE czekają zmiany - dr Paweł Kowal.

"Super Express": - Za nami referendum, w którym Brytyjczycy głosowali za tym, czy Wielka Brytania powinna zostać w Unii Europejskiej, czy ją opuścić. Niezależnie od jego wyniku Wspólnotę czekają zmiany?

Dr Paweł Kowal: - Zdecydowanie. Niezależnie od tego, jak zagłosowali Brytyjczycy, na nowo otworzy się dyskusja na temat politycznego kształtu Unii Europejskiej. Nie będzie ona dotyczyć formalnego statusu państw, bo jest on opisany w traktatach unijnych, ale odbędzie się ona niejako poza traktatami. Stawką w tej dyskusji będzie to, ile kto ma we Wspólnocie do powiedzenia i w jakich sprawach.

- I co to może oznaczać dla Polski?

- Biorąc pod uwagę to, o czym wspomniałem, sam fakt, że referendum się odbyło, nie jest dobry dla Polski. Jest ono jak wypuszczenie pcheł z worka. Dyskusja o przyszłości Unii i tak się odbędzie, a nasz kraj nie jest w dobrym dla siebie momencie, żeby na takiej dyskusji mógł coś ugrać. Zawsze może jednak na niej przegrać.

- Czy na zamieszaniu nie można zyskać?

- Oczywiście, ale by tak się stało, potrzeba dobrej konfiguracji polityczno-psychologicznej, jednak w wypadku naszego kraju takiej konfiguracji dziś brakuje. Polska jest w Unii osłabiona. I nie chodzi już o to, co się dzieje z Trybunałem Konstytucyjnym. Rzecz w tym, że nasi sojusznicy nie bardzo rozumieją, o co chodzi rządowi. Utraciliśmy walor stabilizacji.

- Nikt poważnie nie traktuje więc Polski jako partnera do rozmów?

- Nie stawiałbym tego aż tak ostro. Po prostu dla naszych europejskich partnerów nie jest jasne, jakie Polska ma plany, w związku z czym trudno jest z nią robić nowe plany na przyszłość.

- Będziemy z boku obserwowali, jak Unia się zmienia?

- Myślę, że skończy się na tym, że z trzeciej ręki będziemy dowiadywali się, co się planuje w Paryżu czy w Berlinie. Nadal pozostaniemy członkiem Unii, ale staniemy się jej peryferyjnym krajem.

- Najczarniejszy scenariusz zakłada, że Wielka Brytania opuści UE. I co wtedy z Unią?

- Natychmiast mogą się pojawić dwa zjawiska. Pierwsze z nich to dyskusja na temat "małej Unii", czy jak niektórzy mówią "Unii karolińskiej", składającej się z Niemiec, Francji, Włoch, krajów Beneluksu i być może Austrii. Drugie to takie, że David Cameron pokazał, co można wyprawiać z Unią. Że można prowadzić negocjacje na takiej zasadzie, że straszy się wyjściem z Unii, żąda się ustępstw, na koniec mówi się, że i tak można opuścić Wspólnotę. Oczywiście nie każde państwo może sobie na coś takiego pozwolić, ale tak czy siak dla Unii będzie to destrukcyjne.

- Jest jeszcze niebezpieczeństwo, że odpowiedzią na Brexit będzie zacieśnianie integracji w ramach strefy euro, co znów zostawia nas poza centrum wydarzeń.

- Owszem. I co najgorsze, to wszystko będzie się działo bez tworzenia nowego traktatu. Choć będzie to widoczne, trudno będzie złapać nam naszych sojuszników za rękę i udowodnić, że robią coś przeciwko nam. Będziemy to obserwowali z poczuciem kompletnej bezradności.

- W którym kierunku pójdzie dyskusja o przyszłości projektu europejskiego, jeśli Wielka Brytania jednak pozostanie w Unii?

- Paradoksalnie konsekwencje będą podobne. Z tą tylko różnicą, że bardziej rozłożone w czasie. Jakikolwiek by był wynik brytyjskiego referendum, puszka Pandory została otwarta.

Zobacz: Krzysztof Szczerski: To referendum zmieni UE