Agnieszka Romaszewska

i

Autor: fotomontaż "SE"

Agnieszka Romaszewska: Działania polskiego MSZ to zysk Moskwy

2017-01-05 3:00

Agnieszka Romaszewska: - . W MSZ od lat był nieprzychylny klimat wobec naszej telewizji, ponieważ jest to instytucja, która powstała oddolnie, nie jest urzędnicza. Nie jest więc to jakaś nowość. Tym bardziej że próby likwidacji Biełsatu były już w 2010 roku.

"Super Express": - Jest pani bliżej sprawy, to może wie lepiej - Biełsat ma zniknąć, bo MSZ stawia na większy zasięg TVP Polonia na Białorusi, czy nasza dyplomacja bieduje i musi wybierać między nadawaniem białoruskojęzycznego kanału telewizyjnego a pomocą dla uchodźców z Syrii? Pytam, bo minister Waszczykowski nie może się zdecydować.

Agnieszka Romaszewska: - Przyznam, że nie do końca rozumiem, co jest grane. W MSZ od lat był nieprzychylny klimat wobec naszej telewizji, ponieważ jest to instytucja, która powstała oddolnie, nie jest urzędnicza. Nie jest więc to jakaś nowość. Tym bardziej że próby likwidacji Biełsatu były już w 2010 roku. Wiem, kto wtedy te próby podejmował, i odnoszę wrażenie, że i teraz pan Waszczykowski reprezentuje w tej sprawie to, co myśli PiS.

- Ale to efekt resetu w relacjach z Białorusią, które PiS podejmuje? Bo w rozmowach z Polakami strona białoruska miała nieustannie podnosić sprawę Biełsatu jako szczególnie palącą i niesprzyjającą odbudowie relacji między naszymi krajami.

- Podchody wokół Biełsatu zaczęły się dużo wcześniej niż próby normalizacji relacji z Białorusią. Z informacji, które posiadam, zaczęło się to już pół roku temu i nie wiąże się bezpośrednio z wizytami polskich polityków w Mińsku.

- Ale czy Biełsat nie zostanie ostatecznie złożony na ołtarzu odbudowy relacji z Mińskiem?

- Na pewno sam reset w relacjach z Białorusią jest konieczny. Przecież to oczywiste, że z sąsiadem trzeba mieć dobre relacje. Polityka sankcji ma tylko sens do pewnego stopnia i w konkretnym czasie. Przychodzi taki moment, że politykę trzeba zmienić. Pojawia się natomiast pytanie, czy powinno się to odbywać aż takim kosztem. Ocieplenie - tak, ale nie oddaje się swoich największych atutów! Białorusi zależy na rozwoju relacji gospodarczych z Polską i kwestia likwidacji telewizji Biełsat nie jest, jak mi się wydaje, aż tak zasadnicza dla Mińska.

- Wielu oburzonych decyzjami MSZ w sprawie faktycznej likwidacji Biełsatu podkreśla, że to największe narzędzie soft power, jakie posiada polska dyplomacja. Jako szefowa tego kanału czuje pani, że to aż tak ważna inicjatywa?

- Jeżeli Polska przez 9 lat włożyła miliony złotych w budowę instytucji, która ma dla Białorusinów charakter kulturotwórczy, to zupełnie nie rozumiem, jak można to z dnia na dzień tak po prostu zniszczyć. A przecież przeciw likwidacji Biełsatu protestują zarówno zwykli widzowie, jak i najwybitniejsi białoruscy intelektualiści z noblistką Swietłaną Aleksijewicz, pierwszym prezydentem niepodległej Białorusi Stanisławem Szuszkiewiczem czy obrońcą praw człowieka Alesiem Bialackim na czele. Wszyscy oni mówią, że to czyste szaleństwo. Co dostaniemy w zamian? Grodno nam oddadzą?!

- Minister Waszczykowski chyba zadowoli się możliwością nadawania TVP Polonia na terenie całej Białorusi. Jeśli nie zmienił, oczywiście, zdania.

- Warto przypomnieć, że dwa lata temu Alaksandr Łukaszenka obiecał prezydentowi Ukrainy, że na białoruskich multipleksach będą dostępne także kanały ukraińskie. I co? Nadal ich tam nie ma. Poza tym jeśli wsłuchamy się w to, co mówi białoruskie MSZ w sprawie TVP Polonia, to można było usłyszeć, że sprawa nie jest przesądzona i raczej się do tej inicjatywy dystansowało. Entuzjazmu po stronie białoruskiej więc specjalnie nie ma.

- A jak pani odbiera słowa ministra Waszczykowskiego, który na pytanie Roberta Mazurka z RMF FM o to, po co Białorusinom kanał polskojęzyczny, skoro nie wszyscy po polsku mówią, beztrosko stwierdził: "to się nauczą"?

- Arogancja nie polepsza relacji z sąsiadami. Oczywiście chciałabym, żeby jak najwięcej Białorusinów nauczyło się polskiego i rzeczywiście chcą się go nauczyć. Natomiast chciałabym, aby ta nauka odbywała się z własnej woli, z sympatii do języka i naszego kraju. A tej sympatii nie buduje się w taki sposób, jak robi to minister Waszczykowski.

- Wracając do początku naszej rozmowy: wierzy pani, że MSZ nie stać na utrzymanie Biełsatu?

- Z tego, co wiem, rezerwa budżetowa, z której Biełsat dostaje fundusze, pozostała na tym samym poziomie. Pytanie, na co się te pieniądze wyda. Z punktu widzenia interesów Polski, dużo lepiej zainwestować na dużo bliższym dla nas Wschodzie. Inna sprawa, że pieniądze, które otrzymujemy, to dla naszego kanału ogromna kwota, ale z punktu potrzeb uchodźców w Libanie, to jakieś śmieszne pieniądze. MSZ musi rozumieć, gdzie te środki będą wydane efektywniej i dadzą jakiś zwrot.

- Czy panu ministrowi nie powinno dać do myślenia, że w sprawie swoich działań wobec Biełsatu jedynych sojuszników znajduje w środowiskach narodowców?

- To rzeczywiście zaskakujące, że wspierają go ludzie tacy jak Robert Winnicki, który w czerwcu mówił, że w zamian za wycofanie Polski z działań na rzecz demokratyzacji Białorusi można uzyskać wsparcie władz w Mińsku dla polskiej mniejszości w tym kraju. Cóż, można oczywiście bawić się jeszcze w polonizację Białorusi, można, zresztą przy wsparciu Kremla, odzyskiwać Lwów. A przecież takie koncepcje sprzyjają wyłącznie awanturze. Dlatego działania ministra Waszczykowskiego tak mnie zadziwiają. Przecież jedyną stroną, która na tym wszystkim zyskuje, jest Moskwa.

- Moskwa?

- Biełsat jest jedyną w pełni białoruskojęzyczną telewizją za naszą wschodnią granicą, która promuje niezależność kulturową Białorusi.

- Likwidując Biełsat, minister Waszczykowski ustawia się w roli pożytecznego idioty Kremla?

- To pan powiedział.

- Używając trochę łagodniejszego języka - szef MSZ przykłada rękę do wynaradawiania Białorusi, które jest na rękę Rosji?

- Niestety, polityka wynaradawiania Białorusinów prowadzi do tego, że za Bugiem będziemy mieli Rosję. W polskim interesie jest, żeby nadal istniała tam Białoruś. Nasz projekt był tym, który za mikroskopijne z punktu widzenia państwa środki dawał wielkie plony.

- Paweł Kowal uważa, że w PiS w sprawie polityki wschodniej ścierają się środowiska kresowe, zaczadzone myślą endecką i z sympatią patrzące na Moskwę, i ludzie, którym bliska jest polityka Giedroycia. To, co dzieje się wokół Biełsatu, pokazuje, że ci pierwsi zyskują wpływy?

- Jeśli doszłoby do faktycznej likwidacji Biełsatu, oznaczałoby to przeorientowanie polskiej polityki wschodniej w kierunku krótkowzrocznego izolacjonizmu. Nie rozumiem, co dobrego dla Polski miałoby z tego wyniknąć. Jeśli ma chodzić o robienie biznesów, to spokojnie możemy je robić, nie rezygnując z Biełsatu. Amerykanie prowadzą na Białorusi interesy, a mają Radio Swoboda, które działa legalnie i ma tam akredytację.

- Wierzy pani, że sprawa Biełsatu nie jest jeszcze przegrana?

- Muszę w to wierzyć. Już pomijając osobisty wkład w tę instytucję, Biełsat to dziesiątki Białorusinów, którzy zaufali państwu polskiemu. Przecież mamy najrozmaitszych ludzi w Warszawie, w Mińsku, Grodnie, Mohylewie, Homlu i Bobrujsku. To dziesiątki osób i nie mogę sobie wyobrazić, że polskie państwo tak po prostu je zostawi.

Zobacz: Petru WRÓCIŁ z Madery do Sejmu. Tak ratuje wizerunek [WIDEO]

Nasi Partnerzy polecają