Slawomir Broniarz

i

Autor: Dobuszyński Prezes ZNP Slawomir Broniarz

Sławomir Broniarz i prof. Zdzisław Krasnodębski o pomyśle likwidacji gimnazjów

2015-11-02 3:00

Prof. Zdzisław krasnodębski i Sławomir Broniarz w rozmowie z Super Expressem na temat pomysłu likwidacji gimnazjów.

"Super Express": - Jak ocenia pan zgłaszany przez Prawo i Sprawiedliwość pomysł likwidacji gimnazjów?

Sławomir Broniarz: - Krytycznie. Wszelkie pomysły, które lęgną się w głowach polityków, realizowane będą na żywym organizmie dziecka. Zanim zaczniemy je wdrażać, powinny zostać poddane bardzo wnikliwej i szczególnej weryfikacji. Po drugie - w kampanii wyborczej opozycja mówiła, że będzie powrót do dialogu społecznego. Tymczasem to, co proponuje Prawo i Sprawiedliwość, jest tego zaprzeczeniem. Bo jeżeli jest pomysł na reformę gimnazjalną, to najpierw musi być on przedyskutowany, poddany konsultacjom. Tego zabrakło. W świat poszedł komunikat, że gimnazja będą zlikwidowane, bo się nie podobają kilku decydentom. Jeśli jednak zapytamy o to, dlaczego się nie podobają, to jest już cisza jak na pogrzebie organisty. Gimnazja, jeśli chodzi o kształcenie, mają dobre wyniki, jak wynika z międzynarodowych badań, polscy piętnastolatkowie pod względem wiedzy biją Europę na głowę. W gimnazja włożono też setki milionów złotych po to, by stworzyć w nich warunki. Te gimnazja przez te wszystkie lata okrzepły. Nieprzemyślana ich likwidacja to jest jak skok do basenu, tylko nikt nie wie, czy w basenie tym jest woda.

- Ale Związek Nauczycielstwa Polskiego protestował w czasie, gdy reforma edukacji wprowadzająca gimnazja była wdrażana. Teraz będziecie protestować w ich obronie?

- Owszem, związek apelował w 1999 roku do ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, by nie podpisywał ustawy reformującej oświatę i wprowadzającej gimnazja. Wskazywaliśmy wówczas na brak pedagogów, psychologów, mówiliśmy o przeładowanych klasach, o potrzebie dojazdu, oderwaniu dziecka od naturalnego środowiska. Gimnazja jednak powstały. Zamiast je dziś likwidować, sprawdźmy, gdzie coś nie działa, i próbujmy to naprawić, bo będzie to tańsze, a przede wszystkim skuteczniejsze niż likwidacja.

- Gimnazja mają jednak opinię miejsc, gdzie przemoc uczniowska jest największa. Może likwidacja tego typu szkół byłaby pomocna?

- Dla nas, jako nauczycieli i wychowawców, ta sprawa jest szczególnie ważna. Jeżeli mam krnąbrnego ucznia, który chodzi swoimi ścieżkami i sobie z nim nie radzę, to nie wysyłam go do domu dziecka, ale staram się rozwiązać jakoś problem. Zwolennicy likwidacji gimnazjów działać chcą w myśl zasady: skoro w szkole jest przemoc, to ja tę szkołę likwiduję. Dzieci te przecież nie znikną, ale trafią do szkoły podstawowej. W gimnazjum mamy uczniów wiekowo do siebie zbliżonych, w wieku od 13 do 15 lat. Jeżeli przeniesiemy ich do podstawówki, to tam ten czternastolatek zderzy się z dzieckiem sześcio- czy siedmioletnim. A problem przemocy przeniesie się piętro niżej. Oczywiście jako szef związku nie mogę nie poruszyć tematu utraty pracy przez nauczycieli.

- Ale przecież liczba dzieci się nie zmniejszy, nauczyciele z gimnazjów mogą przejść do podstawówek.

- Jeżeli przeniesiemy pierwsze dwie klasy gimnazjum z powrotem do szkoły podstawowej, to dyrektor szkoły, a nie wójt, czy burmistrz, będzie jedynym odpowiadającym za zatrudnianie nauczycieli. To jeżeli ten dyrektor zatrudnia nauczycieli w niepełnym wymiarze godzin, i teraz dostanie dwie dodatkowe klasy i będzie miał możliwość zatrudnić ludzi na pełny wymiar, to zrobi to, a nie będzie przyjmować nauczycieli z gimnazjów.

- Najważniejszym argumentem przemawiającym za likwidacją gimnazjów jest jednak zapowiedź czteroletniego kształcenia w liceum.

- I kształcenie w liceum powinno trwać cztery lata. I o wydłużeniu nauki w szkołach ponadgimnazjalnych należy rozmawiać. Likwidacja gimnazjum nie jest do tego konieczna.

Sprawdź: Wróbel: Likwidacja nie jest niezbędna

ROZMOWA Z PROF. ZDZISŁAWEM KRASNODĘBSKIM

"Super Express": - PiS coraz głośniej mówi o potrzebie likwidacji gimnazjów i powrocie do systemu ośmioklasowej podstawówki i czteroletniego liceum. Czy ta rewolucja w edukacji jest potrzebna?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Na pewno nie będzie przesadą stwierdzenie, że z polskim systemem edukacji jest źle. Mówię tu o jakości kształcenia. Niby w międzynarodowych testach polska młodzież wypada coraz lepiej, ale z drugiej strony ma ona coraz mniejszą wiedzę ogólną. I mówię to jako wykładowca, który ma do czynienia z efektem końcowym naszego systemu oświaty. Kiedyś można było oczekiwać w miarę szerokiej wiedzy wyniesionej ze szkoły. Dziś już nie jest to taką oczywistością. Sprzyja temu niestety poszatkowanie systemu edukacji, jego trójstopniowość.

- Jakie problemy to tworzy?

- Przy trzyletnim gimnazjum i trzyletnim liceum nie ma czasu na pracę z uczniem. Nie ma czasu, by rozwijać jego osobowość. Mamy do czynienia z ciągłym gonieniem terminów, ciągłą presją na przygotowywanie uczniów do kolejnych testów. Przy tak krótkich etapach edukacji uczniowie zmuszeni są zbyt często zmieniać szkołę i środowisko.

- To aż tak odbija się na jakości edukacji?

- Na każdym etapie proces kształcenia zaczyna się od początku, nie ma bowiem pewnej systematyczności. Przychodzący z podstawówki do gimnazjów, a potem z gimnazjów do liceów mają bardzo różną wiedzę i trzeba to wszystko wyrównywać. Uważam więc, że wprowadzenie gimnazjum to chybiony pomysł. Nie wiem, czy prosty powrót do systemu 8 plus 4 to właściwe rozwiązanie, ale zmiany są konieczne. Tym bardziej że system oświaty źle ocenia aż 70 proc. Polaków. I jeden z głównych zarzutów, który się w tej krytyce pojawia, to fakt, że poza wspomnianym przygotowywaniem do testów ten system nie spełnia innych funkcji.

- Może więc wcale nie chodzi o to, żeby robić kosztowne przemodelowanie systemu, ale po prostu trzeba przyjrzeć się temu, jak i czego uczymy?

- I sam system, i program nauczania są równie ważne. Wspomnieliśmy już o mankamentach trójstopniowego podziału oświaty. Jest też, oczywiście, sprawa jakości nauczania. Wiem, że skupienie się na przygotowywaniu do testów, o którym tak dużo mówię, jest światową tendencją. Jest to jednak, moim zdaniem, szkodliwe. Obecny system nie daje uczniom potrzebnej wiedzy ani nie uczy, jak tę wiedzę wykorzystać. Dwanaście lat nauczyciele muszą poświęcać na to, by przygotować uczniów do myślenia "pod klucz", to znaczy szukania takich rozwiązań, by udzielić dokładnie takiej odpowiedzi, jakiej oczekują twórcy testów. To zabija twórcze i krytyczne myślenie uczniów.

- Ktoś mógłby powiedzieć, że we współczesnym świecie, gdzie trzeba umieć być trybikiem w wielkich zhierarchizowanych machinach korporacyjnych, wcale nie musi to być przeszkodą.

- Widzę w Brukseli Polaków, którzy wykształcili się już w III RP. Znają dobrze języki, mają dobrą wiedzę operacyjną, ale polski system edukacji wykształcił w nich pewien typ mentalności. Nie potrafią myśleć kreatywnie, nie potrafią działać wspólnie. Mają jedynie standardowe odpowiedzi na standardowe pytania. Na rynku pracy takie umiejętności nie są cenione.

- Ci, którzy krytykują PiS za pomysły dotyczące zmian w edukacji, sugerują, że tu wcale nie chodzi o zmianę systemu czy chęć kształcenia samodzielnie myślących obywateli, ale wykorzystanie tej zmiany, by nadać polskiej edukacji charakter narodowo-katolicki. Mają rację?

- Tu nie chodzi o żadną indoktrynację. Takie zarzuty mają głównie ci, którzy sami chcieliby, by szkoła była zideologizowana. Czy ideologizacją jest to, że chcemy mieć dobrze wykształconych obywateli z szeroką wiedzą ogólną, którzy potrafią myśleć samodzielnie? A tacy samodzielnie myślący ludzie będą podzielać poglądy bliskie PiS, ponieważ argumenty są po naszej stronie.

Zobacz także: Wiktor Świetlik: Freud dla ubogich