Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Facebooku, nie promuj narodowców

2016-11-03 3:00

Dawno już narodowcy nie mieli takiego publicity jak w ostatnich dniach. Wszystko za sprawą tajemniczego blokowania profili działaczy tej opcji politycznej na Facebooku. Nie będę umierał za możliwość głoszenia przez pogrobowców Romana Dmowskiego swoich poglądów, ale dla świętego spokoju niech mają taką możliwość. Nic im bowiem tak dobrze nie robi, jak próby wygumkowania ich z przestrzeni publicznej. Po co robić z nich politycznych męczenników, odbierając im możliwość ekspresji swoich przekonań? Jak uczy doświadczenie, tylko zyskują dzięki temu zwolenników.

Mało kto już pamięta, że jeszcze parę lat temu marsze niepodległości organizowane przez środowiska skrajnej prawicy były marginalnym zjawiskiem. Co roku paru smutnych skinów spotykało się, by wykrzyczeć swoją niechęć do Żydów, masonów i homoseksualistów, a także wyrazić swoje poparcie dla wielkiej Polski katolickiej. Potem rozchodzili się do domów i załamywali ręce, że nikt ich nie słucha.

Tak by pewnie pozostało, gdyby w 2010 roku warszawski dodatek do "Gazety Wyborczej" pod wodzą Seweryna Blumsztajna nie rozpoczął akcji zatrzymywania faszyzmu. Skończyło się starciami z policją i anarchistami, a rok później wielką mobilizacją prawicy - także pisowskiej, która zaczęła bronić prawa skrajnej prawicy do maszerowania. Zamiast garstki demonstrantów pojawiły się tłumy, które uwiarygadniały narodowców jako siłę polityczną. Dzięki akuszerom z "Wyborczej" 11 listopada stał się świętem endecji, która nigdy tego dnia nie uznawała za datę odzyskania niepodległości.

Powinno to być to dla wszystkich pouczającą lekcją, jak nie walczyć ze skrajną prawicą. Mimo to niedawno Platforma Obywatelska zgłosiła pomysł delegalizacji ONR, nie rozumiejąc, że takie "prześladowania" tylko wzmocnią radykałów z tej organizacji. Niestety, Facebook swoją polityką robi podobny błąd. Być może ma nawet dobre chęci. Być może moderatorzy tego najpopularniejszego portalu społecznościowego wierzą, że odebranie możliwości agitacji organizacjom nacjonalistycznym coś zmieni. Tak naprawdę jednak oddają im nieocenioną przysługę. "Ciemiężeni" narodowcy niepotrzebnie bowiem budzą litość i sympatię. Zwłaszcza młodych, którzy, kontestując status quo, gotowi są sprzyjać grupie, która uznaje się za ofiarę establishmentu. Zamiast więc trafić do formaliny i być eksponatem w muzeum skompromitowanych idei politycznych, neoendecja znów łapie wiatr w żagle.

ZOBACZ: Marsz Niepodległości. Znamy główne hasło