Opinie Super Expressu. Dr Andrzej Sadowski: Frankowicze będą często wygrywali przed sądami

2015-01-26 3:00

Dr Andrzej Sadowski w rozmowie z Mirosławem Skowronem o sytuacji ludzi, którzy są zadłużeni we frankach szwajcarskich.

"Super Express": - Protestujący frankowi kredytobiorcy to jakaś roszczeniowa grupa czy ludzie o słusznych żądaniach?

Dr Andrzej Sadowski: - Jak najbardziej słusznych. Podkreślają konieczność respektowania prawa i unieważnienia umów, które je łamały. Ujawnianych jest coraz więcej faktów, które stawiają banki w kiepskim świetle. Przede wszystkim nie było żadnych kredytów we frankach.

- Jak to nie było?

- To były kredyty złotówkowe denominowane we frankach. Oferowano więc produkt o charakterze spekulacyjnym, który nie był kredytem hipotecznym. Wiele instytucji finansowych miało swoje zyski wcale nie z kredytu, ale np. z tzw. spreadu - różnicy między kursem, po którym oczekiwano spłaty kredytu, a kursem normalnym. Ta różnica dochodziła do 10 proc.! To generowało nadzwyczajne zyski i nie miało nic wspólnego z rynkiem. KNF to ukrócił, ale wiele umów tak podpisano. Nie dziwi mnie, że wielu ludzi ruszyło do prawników z pozwami zbiorowymi przeciwko bankom.

- Mają szansę wygrać z bankami?

- W wielu przypadkach z pewnością wygrają, bo te umowy po prostu były bezprawne. Pomijając procesy sądowe, protestujący chcą też respektowania ujemnego LIBORU oraz niewymuszania dodatkowych zabezpieczeń kredytu. Wstępna propozycja środowiska bankowego też już o tym mówi. Pytanie, na ile się to przełoży na działanie banków.

- Wspominał pan spready. Ta dominacja widzimisię banku nad klientem nie wzięła się z niedostatecznych regulacji? Wiem, że jest pan liberałem i będzie musiał zaprzeczyć...

- I zaprzeczę zdecydowanie. To wzięło się z czegoś znacznie poważniejszego. Z tego, że w Polsce prawo - a raczej wymiar sprawiedliwości - po prostu nie działa. I skoro prawo w Polsce nie jest egzekwowane, to banki zachowywały się w sposób niedozwolony dość długo, a prokuratura i sądy niespecjalnie się paliły do rozstrzygania tych spraw. Była tam świadomość, że zanim państwo się ruszy, to zyski z tych instrumentów zostaną już skonsumowane. Mieliśmy wiele regulacji, które nie były egzekwowane przez instytucje publiczne. Co by to zmieniło, gdybyśmy zapisali w prawie jeszcze kilka i tak niedziałających regulacji?

- W USA znacznie mniej regulowany rynek nieruchomości też przeżył wstrząs...

- Dobrze, że pan o tym wspomniał. Tam w chwili, w której zobowiązania kredytowe stają się wyższe niż wartość nieruchomości, wielu klientów przynosi klucze do banków. I na tym sprawa się kończy. W Polsce klienci są zaś zobowiązani do spłacania zobowiązań do końca życia. Tam to ucięto w chwili, w której rezygnuje się z domu czy mieszkania. Pozwala to postawić granicę nieustannemu zadłużaniu się. Dlatego dobrą drogą nie jest jakaś "pomoc państwa", ale droga sądowa. Podkreślmy, że wspomniane spready zostały właśnie załatwione w sądzie po myśli kredytobiorców. W sytuacji, w której działa wymiar sprawiedliwości, nie ma problemu.

- Jak pańskim zdaniem mamy odczytać głośno wyrażone zmartwienie niemieckich władz przyszłym wstrząsem, jaki ma przeżyć polski złoty? O co chodzi?

- Sprawa wyciekła do mediów, więc zapewne wcześniej rząd niemiecki próbował się kontaktować w tej sprawie z rządem polskim. I być może nie otrzymał odpowiedzi. Chodzi o to, że polski złoty, w mniejszej skali niż frank, ale był wygodną walutą do zarobienia sporej gotówki. Teraz w wyniku skoku franka i dodruku euro spekulanci poszukują właśnie takich regionalnych walut.

Zobacz: Frank szwajcarski po 5 zł! Jakie będą tego konsekwencje?

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail