Janusz Korwin-Mikke

i

Autor: Łukasz Szelemej

Janusz Korwin-Mikke komentuje: Żenada

2016-04-05 4:00

Wyobraźmy sobie, że śp. tow. Edward Gierek jedzie do Moskwy. Jadąc do Moskwy na naradę w sprawie stosunku do Chin, chce się spotkać ze śp. tow. Leonidem Iljiczem Breżniewem. Niestety: tow. Gierek, nie pytając nikogo w Moskwie o zgodę, spotkał się ze śp. tow. Helmutem Schmidtem, przywódcą niemieckiej SPD. W związku z czym tow. Breżniew nie chce przyjąć tow. Gierka. Prasa PRL-owska pełna jest dywagacji: przyjmie tow. Gierka czy nie przyjmie. No, i przychodzi doniesienie z Kremla: podał Mu rękę, powiedział: "Dzień dobry - co tam u Was w Bułgarii?" i nawet pozwolił na zrobienie wspólnej fotki. Pokazywanej przez rządzącą partię w telewizji.

Coś takiego byłoby niemożliwe. Przywódcy PRL mogli się bać, że Armia Sowiecka urządzi najazd na ich kraj, ale nie byli publicznie upokarzani.

Tu natomiast obserwuję żenujące widowisko: prezydent Polski żebrze o szansę spotkania się choć na minutę z prezydentem sojuszniczego państwa!

Ja przepraszam: to, co robi PiS w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, to oczywisty skandal. I oczywista głupota. Jeśli się coś takiego robi, to trzeba liczyć się z konsekwencjami. PiS atakuje lewicową formację, rządzącą obecnie w Unii Europejskiej i (jeszcze...) w Stanach Zjednoczonych. To znaczy: w Kongresie już nie - ale prezydentem USA jest, jak każdy to widzi, Czerwony. Więc PiS nie mogło oczekiwać, że JE Barack Hussein Obama będzie głaskał je po główce.

Co więcej: jest rok wyborczy. W USA dominuje obecnie intelektualna prawica. Prawica, jak sama nazwa wskazuje, popiera prawo. Więc gdyby nawet p. Obama nie był komunistą, to też musiałby potępić kraj, którego Senat, Sejm, rząd i prezydent urządzają zamach na praworządność.

Zobacz także: Łukasz Warzecha: Zaplanowana spontaniczność

USA jednak nie są tu bez winy. Gdy w USA wybuchł w 1929 roku Wielki Kryzys, wybory wygrał komunista, śp. Franklin Delano Roosevelt. Ideowy kumpel p. Obamy. I wziął się za wprowadzanie w USA socjalizmu - pod nazwą New Deal. Co prawda w swych lewackich poczynaniach nie poszedł tak daleko, jak PiS, i nie chciał dać po 100 dolarów na każde dziecko, jednak zniszczył w USA wolny rynek, złamał zasadę świętości własności prywatnej, powprowadzał jakieś zasiłki...

Sąd Najwyższy orzekł, że cały ten Nowy Układ jest sprzeczny z konstytucją. Wówczas Roosevelt oświadczył, że wprawdzie nie może naruszyć kompetencji SN ani zmienić sędziów - ale mając większość w obydwu izbach i 2/3 stanów może zmienić konstytucję, zwiększyć liczbę sędziów z 9 do 27 i te 18 miejsc poobsadzać lewakami, którzy zatwierdzą mu ten komunizm.

I Sąd Najwyższy wybrał mniejsze zło: poddał się i uznał New Deal za... zgodny z konstytucją!

Amerykanie święci więc nie są. I nie widzę powodu, by prezydent Polski zabiegał uniżenie o audiencję u jakiegoś podejrzanego lewaka, który za parę miesięcy zapewne trafi do więzienia za swoje wyczyny - podobnie jak inny Czerwony, b. prezydent Brazylii, p. Ludwik Ignacy da Silva pseudo Lula. Jak można się tak poniżać?

Polska by znakomicie przeżyła bez wspólnej fotki JE Andrzeja Dudy z tym Czerwonym!