Jerzy Stępień: Premier Tusk dał się omotać

2013-12-30 3:00

Co oznacza podpisanie przez prezydenta ustawy o OFE i skierowanie jej do Trybunału - opinie politologa, prawników i ekonomistów

"Super Express": - Prezydent podpisał ustawę o zmianach w OFE, ale zarazem odesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego.

Jerzy Stępień: - Przyznam, że nie rozumiem zachowania prezydenta. Jeżeli dostrzegał wątpliwości prawne, to dlaczego podpisywał ten dokument?! Z tzw. kontroli następczej wynika, że jeżeli obowiązująca ustawa wydawała się konstytucyjna, ale w praktyce po czasie wykazuje inne cechy, to kierujemy to do TK. W tym przypadku wątpliwości są od początku. Nasz apel do prezydenta podpisało 60 prawników, w tym wielu konstytucjonalistów. Podkreślali, że ustawa jest niekonstytucyjna.

- Przypomnijmy dlaczego.

- Działa przeciwko prawom nabytym, prywatnemu mieniu obywateli i systemowi emerytalnemu. Oznacza de facto wywłaszczenie obywateli ze składek, które były częścią wynagrodzenia przed opodatkowaniem. Środki z OFE są nawet objęte wspólnością małżeńską. Dodatkowym problemem jest przyjęcie jej w skandalicznym trybie. Parlament sprowadzono do roli nic nieznaczącego pionka. Ustawa dotycząca kwoty rzędu połowy budżetu i systemu emerytalnego zajęła politykom 3 dni w Sejmie i 1 dzień w Senacie. I jedno pociągnięcie pióra prezydenta. Parlament sprowadzono do roli nieistotnego dodatku do autorytarnej władzy.

- Jak pan tłumaczy ten pośpiech? Potrzeby w kampaniach wyborczych, budżetu, brak wiary w system?

- Uważam, że premier Tusk padł trzy lata temu ofiarą złych doradców. Przekonali go, że w systemie OFE leży jakiś podstawowy błąd nazywany "finansowaniem długu". Ekonomiści wykazali jednak, że to kompletne nieporozumienie. Premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, prezydent - oni nie są ekonomistami i dali się uwieść zwolennikom likwidacji systemu kapitałowego.

- Zwolennicy ustawy mówią, że to nie likwidacja, tylko ograniczenie.

- Ależ to jest likwidacja! Premier dał się omotać takim wizjom, a posłowie boją się premiera. Chcą się znaleźć na listach wyborczych. I głosują posłusznie bez względu na to, co myślą. Głośno mówią to dopiero, kiedy wyjdą z partii, jak np. ludzie Gowina. Znaczenie tej zmiany jest jednak poważniejsze. To tragiczny zwrot w rozwoju naszej gospodarki rynkowej. Ciągle chcę wierzyć, że prezydent RP jest strażnikiem konstytucji. Choć w przypadku tej ustawy jest to już trochę bez znaczenia.

- Dlaczego?

- Ustawę zaskarżą do Trybunału posłowie. Są też niezadowoleni ludzie, których ograbiono z oszczędności, i należy się spodziewać wielu procesów sądowych i skarg konstytucyjnych. Chaos, który z tego wyniknie, jest niewyobrażalny. Decyzja TK pokaże też, czy traktujemy konstytucję poważnie, czy jak kwiatek do kożucha.

- Argumentem rządu było ratowanie budżetu.

- Podkreślano potrzebę zmniejszenia długu publicznego. Tyle że zmniejszenie tego długu jest wyłącznie księgowe, a nie realne. To da rządowi złudne przekonanie, że ten 55-proc. próg jest dość odległy. Przez dwa lata będą mogli się spokojnie zadłużać. W tym sensie może to oznaczać jakieś rozdawnictwo w kampaniach wyborczych, żeby zyskać sobie zwolenników.

- To prawda, że na pańskie argumenty usłyszał pan od strony prezydenckiej, pani Chojny-Duch, że... nie jest pan profesorem?

- Ta zabawna opinia pojawiła się na etapie prac rządowych. Na spotkaniu z doradcami prezydenta byłem akurat z trójką profesorów. I tam chodziło o poziom kwalifikacji, a nie stopnie naukowe istotne na uczelniach. Niestety, konkretnych kontrargumentów nie usłyszałem. Mam wrażenie, że przyjęli nasze argumenty do wiadomości, ale np. prof. Osiatyński od początku był zwolennikiem likwidacji systemu kapitałowego.

Jerzy Stępień

Prawnik, były prezes Trybunału Konstytucyjnego