Katarzyna Szymielewicz: ACTA to donosicielstwo

2012-01-25 17:21

Przeciwniczka ACTA, Katarzyna Szymielewicz, o proteście i wypowiedzi ministra Grasia.

"Super Express": - Czym właściwie jest ACTA?

Katarzyna Szymielewicz: - To umowa międzynarodowa, która dotyczy egzekwowania praw autorskich. Jest to niezwykle istotne, bo nie zmienia w żaden sposób samego prawa autorskiego, które już jest złe i wymaga poważnej dyskusji nad jego zmianą. ACTA to więc nic innego jak przykręcenie śruby.

- Którego sposób przyjęcia budzi zresztą sporo kontrowersji.

- Tak, prace nad ACTA były tajne, co jak na umowę międzynarodową jest dość nietypowe. Mówi się, że za tym wszystkim stoją amerykańskie koncerny z branży rozrywkowej, w których interesie leży znaczące ukrócenie wymiany plików w Internecie.

- Co więc te koncerny nam, użytkownikom Internetu, szykują?

- Przede wszystkim chcą ułatwić sobie życie tak, aby nie trzeba było iść do sądu i prowadzić postępowania dowodowego w sprawie łamania prawa. Chcą zaprząc w tym do pomocy kolegów z innych biznesów, jak właściciele gazet i sklepów internetowych czy serwisów społecznościowych, którzy wyłapywaliby po prostu osoby, które naruszają prawo autorskie. Zwiększenie współpracy biznesu i udziału państwa w walce z piractwem było główną filozofią, która stała za ACTA.

- Jaki udział miałyby państwa?

- Mają naciskać na swoich przedsiębiorców, aby w tym wszystkim pomogli.

- Czyli co tak naprawdę proponuje ACTA?

- To rodzaj donosicielstwa, bo jak inaczej nazwać udostępnianie informacji o naruszeniach prawa wielkim koncernom? Widzimy, że takie rzeczy coraz częściej się dzieją, a niekoniecznie są zgodne z prawem, a już na pewno są nieetyczne. Już dziś zwykły Kowalski ma problem z określeniem, co jest legalne, a co nie i jakie konsekwencje mu grożą.

- Podpisanie ACTA sprawi, że każdy z nas stanie się potencjalnym piratem?

- Na razie będzie to miało wymiar symboliczny, bo jeszcze długo ACTA będzie wprowadzana w życie. Niemniej pokazałoby, że rząd ma konkretną wolę polityczną, żeby nie zajmować się problemem piractwa, nie zadawać sobie trudu reformy prawa autorskiego i nie badać przyczyn piractwa internetowego jako zjawiska.

- Czyżby politycy w Europie nie nadążali za zmianami, które niesie ze sobą Internet?

- To istota sprawy. Nie widzą potencjału, jaki niesie ze sobą wymiana plików w Internecie i nie chcą o tym rozmawiać. Na razie potrafią tylko straszyć, a nie jest to zdrowa relacja z obywatelem. Ten powinien wiedzieć, że państwo nie chce go karać za głupoty, ale wspierać i edukować.

- ACTA może uderzyć tylko w wymianę plików w Internecie?

- To o wiele szerszy problem niż tylko wymiana plików. Może okazać się powodem do autocenzury w Internecie, bo jeśli mamy do czynienia z silniejszą egzekucją prawa i niepewnością, co jest dozwolone, a co nie, z ostrożności będziemy taką autocenzurę uprawiać.

- Może, ale nie musi, jednak lepiej dmuchać na zimne?

- Z pewnością. Tym bardziej że mamy do czynienia z trendem, który powstawał przez lata i nie wiadomo, do czego może doprowadzić. Być może na poziomie Unii Europejskiej przejdzie dyrektywa o zaostrzeniu egzekucji prawa autorskiego, bo dla Komisji Europejskiej będzie jasne, że rządy sobie tego życzą, bo podpisały ACTA.

Katarzyna Szymielewicz

Fundacja "Panoptykon"