Leszek Miller: Dziesięć i 7 tysięcy

2017-05-31 4:00

Pani Anna Pamuła z "Gazety Wyborczej" wśród wielu posiadanych talentów objawiła także zacięcie do matematyki. "Załóżmy, że przyjmujemy 7 tysięcy uchodźców, wśród nich jest jeden zamachowiec. Wysadza w powietrze. Ginie 10 Polaków. No ale uratowaliśmy życie tym 6999 osobom, które przecież uciekały przed wojną" - powiedziała z promiennym uśmiechem. Pogodny nastrój pani Pamuły byłby zapewne zmącony, gdyby założyć, że wśród zabitych znajdują się jej bliscy, ale nie czepiajmy się szczegółów. W końcu uratowaliśmy 6999 osób, tyle że nie uchodźców.

Ten termin nakazuje bowiem uciekającym przed przemocą szukanie azylu w pierwszym kraju, do którego dotrą po przekroczeniu granicy - a więc nie w Polsce. Jeśli tego nie zrobią, stają się nielegalnymi imigrantami. Dodajmy takimi, którzy ciągną do państw bogatych z najlepiej rozwiniętymi świadczeniami. Odkryli oni europejskie państwo socjalne, jak Kolumb odkrył Amerykę, i żądają "socjału", jak Hiszpanie oczekiwali złota. Ponieważ złota nie ma, a rzesze imigrantów słabo integrują się z krajami osiedlenia czy wręcz odrzucają taką możliwość, szybko rodzą się: frustracja, islamska radykalizacja, a wreszcie terroryzm.

Pani Pamuła zapomniała jeszcze o jednym. Polskie władze muszą czynić wszystko, aby nie wysadzono w powietrze nie tylko 10 Polaków, ale nawet jednego. Los własnych obywateli jest ważniejszy niż położenie potencjalnych przybyszów. Dość niespodziewanie zwrócił na to uwagę Barack Obama. Były prezydent USA oświadczył w Berlinie w obecności kanclerz Merkel, że imigranci zasługują na wszechstronną pomoc, ale przywódcy państw ponoszą odpowiedzialność przede wszystkim za własnych obywateli. Obama dodał, że najlepszy sposób na rozwiązanie problemu migracji to pomoc ludziom na miejscu, w ich rodzimych krajach.

Jeśli mówimy o terroryzmie, to minęły już dwa miesiące od czasu, kiedy polski konsulat w Łucku został ostrzelany z granatnika. Zgodnym chórem polscy i ukraińscy politycy oburzyli się na Rosję i wyrazili oczekiwanie rychłego schwytania sprawców. Dziwnym trafem Kijów jakoś nie może wyśledzić i zdemaskować rosyjskich agentów, a nad śledztwem zapadła znamienna cisza. Czyżby dlatego, że ślady wiodą w kierunku miejscowych banderowców?