Leszek Miller (66 l.), szef SLD

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Leszek Miller: Orły, sokoły, bażanty

2013-07-17 4:00

Przyjęcie przez Sejm uchwały "o czystkach etnicznych na Wołyniu mających cechy ludobójstwa" wywołało burzę, która na długo zapadnie w pamięć. Jestem zdecydowanym zwolennikiem dialogu, wspólnego wyjaśniania złej przeszłości i budowania na prawdzie nowej.

Stosunki polsko-niemieckie są dowodem na to, że można tak postępować. Jednak na kierunku wschodnim wszystkie rządy prawicowe, łącznie z obecnym, kontynuują starą koncepcję Piłsudskiego, który chciał odgrodzić Polskę od ZSRR "kordonem sanitarnym" z Ukrainy, Białorusi i Litwy. Najświeższy dowód, że prawica gotowa jest do wszelkich poświęceń byle tylko ten anachronizm podtrzymać przy życiu, dał minister Sikorski, prosząc Sejm, by rzezi wołyńskiej nie nazywać ludobójstwem, gdyż mogłoby to przynieść straty tzw. polityce wschodniej i mogłoby też upokorzyć Ukraińców… Nie wiem, o jakich jeszcze "stratach" minister mówił, skoro już stosunki z Ukrainą są dwuznaczne, z Litwą chłodne, a z Białorusią lodowate. Jedynym ugrupowaniem, które w sposób szczególny byłoby dotknięte określeniem zbrodni wołyńskiej mianem ludobójstwa, jest ukraińska Swoboda, partia jawnie nacjonalistyczna, faszyzująca oraz antypolska. Swoboda ma 36 miejsc w ukraińskim parlamencie, a stanęła na nogi za prezydentury Wiktora Juszczenki, wielkiego przyjaciela prezydenta Kaczyńskiego. Wcześniej, za Kuczmy, z którym z kolei dobre stosunki utrzymywał prezydent Kwaśniewski, nie było żadnych powodów do polskiego niepokoju. Juszczenko i Kaczyński byli zdeklarowanymi zwolennikami "polityki historycznej". Tyle że w imię swej antyrosyjskiej fobii prezydent Kaczyński konsekwentnie przymykał oczy na fakty świadczące o tym, że "polityka historyczna" Juszczenki wymierzona jest w znacznym stopniu także w Polskę. Juszczenko podpisał dekret uznający UPA za ruch wyzwoleńczy, a Stepanowi Banderze nadał tytuł Bohatera Ukrainy. Dekrety te zniósł jego następca, prezydent Janukowycz, uważany jednak w Polsce za prorosyjskiego ze wszystkimi tego konsekwencjami. "Polityka historyczna" Juszczenki to jeden z owoców pomarańczowej rewolucji popieranej przez polskie elity polityczne, które nie posiadały się z radości, że zagrały Kremlowi na nosie. Ostatecznie Lech Kaczyński pod wpływem krzyczącej rzeczywistości potępił wynoszenie Bandery ponad jego ofiary. Niemniej nie zmieniło to już faktu, że "polityka wschodnia" poniosła całkowitą klęskę. A jednak obecny rząd brnie w tę klęskę z zadziwiającą determinacją. Nawet premier Tusk. Broniąc w Sejmie rządowej wersji uchwały o rzezi wołyńskiej, powiedział, że według definicji ONZ Ukraińcy podobnie mogliby zdefiniować akcję "Wisła". ONZ określa ludobójstwo jako czyn "dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich". Akcja "Wisła", czyli wysiedlenie szeroko rozumianej ludności ukraińskiej z terenu południowo-wschodniej Polski, miała na celu pozbawienie baz wsparcia dla band UPA. Była akcją wojskową, ale nie eksterminacyjną. Żołnierze polscy nikogo nie zabijali bagnetami ani nie kosili seriami karabinów. Ludność z południowo-wschodniej Polski przesiedlano na Ziemie Odzyskane. Warunki, jak to po wojnie, były trudne, ale nie zabójcze. Jeśli to jest ludobójstwo, to czytaliśmy z panem premierem jakiś inne konwencje.