Leszek Miller

i

Autor: Piotr Piwowarski

Leszek Miller: Przybysz

2016-08-31 4:00

Stalowy ptak leciał w przestworzach, rozglądając się ciekawie. Nagle dostrzegł krainę bieli i czerwieni. To tu - pomyślał. Po wylądowaniu podniebny wędrowiec znalazł miłą gościnę i opiekę. A nawet doczekał się krzepiących słów ze strony prezydenta kraju, w którym pozostał. "Dziesięć lat temu przybył do nas pierwszy samolot F16. Samolot doskonały, sprawdzony w boju" - oświadczył Andrzej Duda na uroczystościach w Krzesinach.

Czekanie na przybyszów z nieba nie jest niczym nowym. Erich von Daniken w swoich książkach pisze o prymitywnych plemionach wyrąbujących w dżungli pasy startowe i zanoszących modły na okoliczność wizyty skrzydlatych bogów. Niektórzy tubylcy ze słomy, patyków, lian budują coś w rodzaju wież obserwacyjnych (kontrolnych?), tańcząc wokół nich całymi dniami. Brazylijscy Indianie ubrani w dziwne stroje ze słomy, przypominające kosmiczne skafandry, podczas obrzędowego tańca odtwarzają historię przybycia, pobytu i odlotu istot z gwiazd.

Gdyby przybysz z dalekiego kraju mógł mówić, nie nawiązałby raczej do wątków z Brazylii czy Nowej Gwinei. Opowiedziałby historię największego polskiego przetargu na samolot wielozadaniowy, w wyniku którego on i jego 47 kolegów trafiło do Polski. Choć konkurencja była silna. Po 675 dniach badania i porównywania 430 parametrów pilotażowych i technicznych, czyli prędkości, właściwości manewrowych, kosztów obsługi oraz wielkości offsetu, komisja przetargowa wskazała na produkt koncernu Lockheed Martin.

W dniu 18 kwietnia 2003 roku w Dęblinie ministrowie mojego rządu, Grzegorz Kołodko, Jerzy Szmajdziński i Jerzy Hausner, podpisali cztery umowy dotyczące wyposażenia polskiej armii w samoloty F-16, sposobu sfinansowania transakcji oraz wymaganego offsetu. Właśnie wtedy uczyniono milowy krok na drodze modernizacji polskiego lotnictwa. Wspomniany wcześniej Erich von Daniken od lat z uporem twierdzi, że kiedyś ludzkość miała kontakt z obcą cywilizacją. Ceremonia w Krzesinach udowadnia, że mamy do czynienia z inną, tyle że polityczną cywilizacją. Kiedy bowiem Andrzej Duda mówi, że trzeba pamiętać o tych, którym zawdzięczamy, że polskie lotnictwo weszło na nową drogę rozwoju, nie ma na myśli ludzi podejmujących strategiczne decyzje o wyborze samolotu, tylko prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W 2003 roku L. Kaczyński był rzeczywiście prezydentem, tyle tylko, że Warszawy, i miał przed sobą inne troski niż kupno myśliwców dla polskiego wojska. Na ogłoszenie wyników przetargu stulecia minister Szmajdziński zaprosił swoich poprzedników: Bronisława Komorowskiego, Janusza Onyszkiewicza oraz Stanisława Dobrzańskiego, chcąc w ten sposób pokazać, że sprawy sił zbrojnych są objęte ponadpartyjnym porozumieniem. To już inny świat. Teraz bajdurzy się w stylu: "Dziesięć lat temu przybył do nas pierwszy samolot F16". Sam przybył, Panie Prezydencie?

Zobacz też: Sławomir Jastrzębowski: Panie mecenasie, niech pan opowie o tej działce