Leszek Żebrowski: Rodziny wyklętych patrzą z goryczą

2011-03-02 3:00

Po PRL-u i 20 latach wolnej Polski trudno odbudować pamięć o bohaterach antykomunistycznego powstania

"Super Express": - Wczoraj obchodziliśmy pierwszy raz nowe święto - Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Dlaczego dopiero ponad 20 lat po odzyskaniu niepodległości?

Leszek Żebrowski: - To wytłumaczalne, jeżeli spojrzymy na wszystkie procesy, które zaszły po 1989 r. Kiedy rodziła się nowa Rzeczpospolita, nie powstawała na gruzach PRL odcinając się od niej, ale jednak jako kontynuacja. System prawny, dorobek nauk społecznych, instytucje życia publicznego były zachowane. Tylko częściowo zaszły zmiany w wojsku, policji i wymiarze sprawiedliwości. Zmieniono powierzchnię, ale nie sięgano w głąb. Dziś święto jest już symboliczne, po żołnierzach wyklętych pozostały tylko rodziny. I patrzą na to święto z goryczą...

- Dlaczego?

- Uchwalono je, ale z uzasadnienia ustawy zniknęło określenie "powstanie antykomunistyczne". To błąd, bo to nie była jakaś mgławica, pospolite ruszenie. Istniały instytucje podziemne, ludzie dużego formatu, którzy byli gotowi wziąć odpowiedzialność za Polskę.

- Po 1989 r. wydawało się jednak, że z uhonorowaniem ludzi z podziemia niepodległościowego nie będzie większych problemów. Może nie w ciągu miesięcy, ale kilku lat.

- Ludziom, którzy stali się elitami władzy po 1989 r., było niezręcznie podłączać się pod tradycję tych, którzy po 1945 r. opierali się władzy komunistycznej. Stąd tak częste podkreślanie, że powojenna opozycja narodziła się dopiero w połowie lat 70. Dużą część stanowili ludzie, którzy byli zaangażowani w komunizm, a potem się do niego zrazili. Działali w PZPR, a ze środowiskami antykomunistycznymi mieli kontakt przez rodzinę. Podziemie powojenne zostało kompletnie zmarginalizowane. Często jednak w trudny do zrozumienia sposób. Skazańcy bądź ich rodziny musieli się ubiegać indywidualnie o stwierdzanie nieważności wyroków stalinowskich sądów! Nie unieważniono tych politycznych spraw generalnie. Oznacza to, że zakładano ich słuszność i dopiero w indywidualnych przypadkach rozważano zmianę.

Przeczytaj koniecznie: Amerykańscy żołnierze w Morągu: Mała, ale wszyscy się jej boją!

- Ta data to kolejne z naszych raczej ponurych, a nie radosnych świąt...

- Zgadzam się, ale w dużej mierze taką też mamy historię najnowszą. Dzień 1 marca upamiętnia zamordowanie w 1951 r. kierownictwa IV Komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Na mocy takich mordów sądowych zgładzono tysiące ludzi, ale represje były jeszcze szersze. 10-15 tysięcy zamordowanych w śledztwach i aresztach, pacyfikacje w terenie, zbiorowe egzekucje, tajne morderstwa na zlecenie władz Polski Ludowej. W przypadku większości nie można do dziś wskazać miejsca pochówku. Rodziny do dziś tego nie wiedzą. To wszystko działo się w tym samym czasie, gdy wielu ludzi stanowiących późniejszą elitę studiowało, pisało książki, rozwijało się, robiło kariery. Dla nich lata 50. i 60. to coś innego. Stąd ten problem. Żołnierze wyklęci, ich żony i dzieci funkcjonowali jako "bandyci", mieli problemy z mieszkaniami, pracą, studiami. Obraz "band" utrwalano w szkołach, filmach bardzo znanych reżyserów...

- Dziś wiemy, że opór zbrojny przeciwko władzy komunistycznej dotrwał nawet do lat 60.

- Tak, ale były to sporadyczne przypadki. Po 1948 r. to podziemie było już właściwie rozbite. Na miejscu stacjonowali Rosjanie, oddziały NKWD i cała potęga państwa sowieckiego. Przeciwko ludziom w lesie używano artylerii, samolotów i brygad KBW. Ostatni w latach 50. i 60. byli objęci operacjami, w które angażowano tysiące ludzi! Sprzeciw wobec nowej okupacji narzuconej przez Moskwę nie był jednak niczym zaskakującym, bo choćby na kresach do 1941 r. Polacy poznali jej smak. Setki tysięcy ludzi w wywózkach, dziesiątki tysięcy zabitych. A to były niespełna dwa lata! Ludzie wiedzieli, czym jest komunizm. Dlatego komuniści musieli zgnieść ten opór. Szef jednego z wydziałów warszawskiej bezpieki mjr Herrer podkreślał podczas przesłuchań: "nam nie chodzi tylko o to, żeby was zabić. My musimy was zohydzić".

- Za ustanowieniem tego święta głosowali nawet posłowie SLD. Przed laty rozdzieraliby szaty w obronie PRL. Aż tak zmieniła się świadomość?

- Nie wierzę w żadną przemianę tego środowiska, nawet pod wpływem życiorysów takich ludzi jak rotmistrz Pilecki czy gen. Fieldorf "Nil". Udział w takim głosowaniu nic ich po prostu nie kosztuje, a ładnie wygląda. Zwłaszcza jeżeli chodzi tylko o symbole. W 1994 r. Sejm zdominowany przez SLD potępił zbrodniczą działalność organów komunistycznego państwa. To też było łatwe, bo miało formę uchwały. A uchwała nie ma żadnej mocy prawnej, nie niesie skutków, nie grozi rozliczeniami. Protest przynosiłby zaś rozdrapywanie ran, zagłębianie się w temat.

- Ponad 20 lat nowej Polski to pokolenie, które nie bardzo kojarzy żołnierzy wyklętych. Wcześniej były dwa pokolenia w PRL, którym, jak pan wspomniał, zohydzano ich jako bandytów. Jaka jest świadomość Polaków na temat własnych bohaterów?

- Gdyby po 1989 r. pokazywano w procesach zakres zbrodni, ta świadomość byłaby większa. Przecież zabijanie żołnierzy wyklętych w masowych egzekucjach na rynkach, na które spędzano młodzież szkolną, było normą. Wielu nie zdaje sobie sprawy, że przeciwko komunistycznej okupacji protestowała też polska lewica niepodległościowa, którą nowe władze mordowały. I dla tych trzech pokoleń to niestety tylko jakiś epizod w historii.

Leszek Żebrowski

Historyk, współautor albumu "Żołnierze wyklęci"