Łukasz Warzecha SE.pl

i

Autor: Fotomontaż SE

Łukasz Warzecha: Apteka dla aptekarza, czyli płacz i płać

2016-12-16 3:00

Na początku będzie może trochę nudno, ale proszę się nie zniechęcać, bo chcę wyjaśnić coś ważnego. Otóż gdy rząd lub posłowie przygotowują projekt jakiejś ustawy – w szczególności takiej, która reguluje na nowo ważną dziedzinę – powinni do projektu dołączyć coś, co się fachowo nazywa OSR – ocena skutków regulacji. Wydaje się to oczywiste: skoro wprowadza się poważne zmiany reguł gry, to trzeba się zastanowić, jakie będą rezultaty, co się faktycznie zmieni i w jaki sposób. Kto zyska, kto straci, jak bardzo, ile to będzie kosztować. Wydaje się oczywiste, ale oczywiste nie jest. Rząd ma obowiązek dołączać do swoich projektów OSR, ale posłowie już nie. I proszę mnie nie pytać, jaka za tym stoi myśl, bo na tym pytaniu wyłożyłby się nawet sam Hegel, autor „Nauki logiki”.

Od ogółu, do szczegółu. Grupa posłów PiS przygotowała pod dyktando grupy interesów, reprezentującej część aptekarzy, projekt zmian w prawie farmaceutycznym. Ten projekt wchodzi właśnie pod obrady Sejmu, zapowiadany w skrajnie pompatycznym, hurrapatriotycznym tonie: że oto gnębieni od lat drobni polscy aptekarze, sól polskiej ziemi, dzięki tym przepisom będą wreszcie mogli się przeciwstawić wrażym aptekarskim sieciom zachodnim, które tych dzielnych polskich pigularzy bezwzględnie niszczą, a Polaków trują. Jest to, szanowni państwo, stek żenujących bzdur. Nie o żadną wojnę z zachodnimi sieciami tu chodzi, bo akurat rynek aptek jest w 95 procentach polski, a najważniejsze polskie sieci apteczne to przedsiębiorstwa rdzennie polskie. Tu chodzi po prostu o to, że grupa farmaceutów chce za pomocą grupy posłów i uchwalonych przez nich przepisów wykosić swoją konkurencję, której nie jest w stanie pokonać w warunkach wolnego rynku. Bo ta konkurencja jest tańsza, lepiej zorganizowana, prężniejsza, a klienci – co oczywiste – wolą kupić blisko domu i tanio.

I teraz najlepsze: do projektu, który trafił do Sejmu, nie dołączono OSR. Tak, to nie żart: projekt ustawy, wywracającej do góry nogami rynek aptek w Polsce, nie zawiera oceny skutków regulacji. Za to zawiera mnóstwo absolutnie kuriozalnych rozwiązań: apteki nie będą mogli posiadać nie aptekarze, pomiędzy aptekami ma być odpowiednia odległość w kilometrach i na każdą aptekę ma przypadać odpowiednia liczba osób. Jeśli łapią się teraz państwo za głowę, to całkiem słusznie, bo skutkiem zmian będzie, że po leki trzeba będzie jechać daleko, bez gwarancji, że się je kupi, a jeśli się kupi, to na pewno dużo drożej niż dziś.

Jest oczywiście możliwość, że ktoś ważny w PiS w porę otrzeźwieje, złapie za wszarz posła, który pierwszy dogadał się z lobby farmaceutów, wymierzy mu siarczystego kopa w zadek, a projekt wrzuci do kosza. W ten sposób uratuje dla partii rządzącej niebagatelną część elektoratu, który za drogie leki na pewno odwdzięczyłby się przy urnach.

Co jednak w tym wszystkim najbardziej irytujące, to ubieranie chamskiej, brutalnej i skrajnie nieuczciwej walki o własne interesiki w patriotyczne piórka. Mnie to zwyczajnie brzydzi.

Zobacz także: Michał Krupiński w WIĘC JAK: Jak najwięcej polskich banków powinno być w rękach polskich