Łukasz Warzecha: Cyrk pani Ewy w trasie

2015-07-31 4:00

"Wiadomo, że chodzi o to, żeby posiedzenie na pewno nie było nagrane, w związku z tym bezpieczny sprzęt musi być dowieziony" - tak wiceszef MSZ Rafał Trzaskowski komentuje wiadomość, że obwoźny cyrk Ewy Kopacz, zwany dla niepoznaki wyjazdowymi posiedzeniami rządu, wozi z sobą sprzęt w postaci stołów i krzeseł.

Słusznie. Przecież cyrki nie wypożyczają trapezów, podestów czy trampolin na miejscu, ale wożą je z sobą. Narzędzie, na którym się pracuje, musi być pewne i sprawdzone. Te w dyspozycji cyrku Ewy Kopacz są szczególnie pewne, bo pochodzą z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, muszą być więc superbezpieczne. A wiadomo, że najwięcej wypadków zdarza się w domu lub w biurze. W środku ekscytujących i porywających obrad (których nie da się nagrać) taki minister może przysnąć i spaść z niebezpiecznego lokalnego krzesła. I złamać sobie rękę. Co wtedy? Polska bez ministra, który pójdzie na zwolnienie, niechybnie pogrąży się w chaosie. A krzesła z Centrum Bezpieczeństwa na pewno są jakoś zabezpieczone. Bo ja wiem - może mają pasy bezpieczeństwa? Może poduszki powietrzne? To zapewne tajemnica.

Małoduszni krytycy czepiają się kosztów wyjazdowych posiedzeń, a przecież przedstawiciele rządu tłumaczą, że mogą się spotkać ze zwykłymi Polakami. Jest okazja, żeby spędzić kilka godzin ze zwykłym Polakiem - służbowym kierowcą, który musi ministra dowieźć na miejsce, a potem odwieźć. No, chyba że rząd akurat wraca samolotem. Potem ministrowie spotykają w przelocie innych zwykłych Polaków: strażnika w miejscowym urzędzie, któremu może nawet podadzą rękę, czy przemykającą pod ścianą miejscową sekretarkę. No i w posiedzeniach biorą udział inni zwykli Polacy: wojewoda czy prezydent miasta. Poza tym - bądźmy szczerzy - pani premier jest w końcu też bardzo zwykłą Polką, a w czasie takiego posiedzenia może sobie popatrzeć na innego zwykłego Polaka, siedzącego naprzeciwko. Ot, choćby takiego Schetynę.

Nienawistnicy pokrzykują coś, żeby rząd, skoro taki odważny, obradował w odwiedzanych miastach na rynku. Tam się od zwykłych Polaków nasłucha. O nie, proszę państwa! Rynki w miastach odwiedzanych przez cyrk są pełne pisowskich prowokatorów, którzy zaraz zaczęliby zadawać jakieś jątrzące pytania i jeszcze domagaliby się odpowiedzi. Na to nie może być zgody!

Ja życzę cyrkowi jak najlepiej. Mam nadzieję, że przed wyborami da jeszcze wiele przedstawień w różnych miastach Polski i spotka wielu zwykłych Polaków. Ten trud bez wątpienia zostanie doceniony przy urnach, czego artystom cyrkowym z całego serca życzę.

Zobacz: Kulczykowi dopisywał humor po operacji. Godzinę potem zmarł