Łukasz Warzecha: Egon, klawo jak cholera!

2015-05-29 4:00

Po przegranych przez Bronisława Komorowskiego wyborach Ewa Kopacz oznajmiła, że Platforma zrozumiała swoje błędy, odebrała sygnał i zamierza odnowić przymierze z wyborcami. Trzy dni po fatalnym dla PO wyniku głosowania i dwa dni po tych zapowiedziach w Sejmie głosami PO został w pierwszym czytaniu odrzucony obywatelski projekt zmian w Kodeksie wyborczym, który wprowadzałby rozwiązania zwiększające przejrzystość aktu wyborczego.

To się nazywa konsekwentne wsłuchiwanie się w głos wyborców i zrozumienie lekcji, jaką się dostało w wyborach. Było to widać już podczas kampanii wyborczej, ale dziś jest to już ewidentne: Platforma "Obywatelska" jest w takim stanie, że gang Olsena (młodszym Czytelnikom polecam - kultowa duńska komedia) - trzech pociesznych fajtłapów: Egon, Benny i Kjeld - to przy nich absolutni profesjonaliści. Gdyby ktoś chciał nakręcić komediowy film dokumentalny, wystarczyłoby, żeby dostał się z kamerą za kulisy partii rządzącej. Andrzej Biernat, sekretarz generalny PO (jak tam wyjaśnianie, skąd pan Biernat miał kasę na luksusowego SUV-a?), powiada, że Komorowski to w ogóle nie był kandydat PO, bo takiego kandydata można kupić w każdym sklepie. Paweł Olszewski oburza się, że Komorowski był jak najbardziej kandydatem PO. Rafał Grupiński orzeka, że odchodzący prezydent przegrał, bo na wiecach zwolennicy Dudy mieli na niego wołać "Komoruski". W telewizji Stefan Niesiołowski dostaje fazy, toczy pianę i bardzo dba o to, żeby obrazić wszystkich głosujących nie na kandydata PO. Jednym słowem - idzie z Platformy przekaz spójny, profesjonalny i klarowny. "Egon, klawo jak cholera!" (to znowu z "Gangu Olsena"). Nie ukrywam, że patrzę na te wygibasy z dużą satysfakcją. Okazuje się, że gdy wyjęto z PO kilka kluczowych dla niej osób z Tuskiem na czele, na dokładkę z Ostachowiczem i Arabskim, a byłego premiera zastąpiono rozhisteryzowaną panią doktor od kopania na metr w głąb, już po paru miesiącach cała misterna konstrukcja zaczyna się walić. Partia, która miała stworzyć przyjazne, tanie państwo i przychylać nieba obywatelom, okazuje się zbiorowiskiem odklejonych od rzeczywistości działaczy równie sprawnych w kontaktach z ludźmi, co Józef Cyrankiewicz skrzyżowany z towarzyszem Wiesławem. Mam nadzieję, że ci, którzy za sprawą jakiejś dziwacznej lojalności wciąż trzymają się głosowania na PO i rozważają takie karkołomne posunięcie w jesiennych wyborach, zrozumieją, że teraz właśnie widzimy prawdziwą Platformę "Obywatelską". I to już nawet nie chodzi o to, jaką politykę chce PO realizować (ktoś to w ogóle dzisiaj wie?), ale o to, czy warto oddawać głos na zbieraninę leśnych dziadków (i babć), którzy sprawiają wrażenie, jakby nie mieli pojęcia, co się dookoła nich dzieje. I oni mieliby nadal rządzić krajem? Ja mam wątpliwości, czy poradziliby sobie nawet z małym miasteczkiem.

Zobacz: Jacek Santorski: Zbiorowe zadżumienie pogardą