Łukasz Warzecha

i

Autor: Andrzej Lange

Łukasz Warzecha: Euroelita zasługuje na kopniaka w tyłek

2016-06-24 4:00

Gdy piszę ten tekst, nie wiadomo jeszcze, jak zdecydowali Brytyjczycy: "leave" czy "stay". Niezależnie od tego, jaka jest ich decyzja, sam fakt, że do referendum doszło, a sondaże do ostatniej chwili były wyrównane, oraz atmosfera przed głosowaniem powinny prowadzić do dość oczywistego wniosku: osoby takie jak Jean-Claude Juncker, Martin Schulz czy Guy Verhofstadt powinny dostać siarczystego kopniaka w cztery litery, bo to ich polityka, ich tyrady i pogarda dla obywateli niezgadzających się z ich wizją Europy sprawiły, że dzisiaj Unia Europejska jest na granicy rozpadu.

Wszyscy głosujący za wyjściem z UE i wszyscy ci, którzy im na kontynencie po cichu albo otwarcie kibicowali, mają dość aroganckiego i grubiańskiego traktowania Europejczyków, które jest znakiem firmowym brukselskich bonzów.

Jeśli Brytyjczycy chcieli od czegoś uciekać, to od Unii takiej, jaką reprezentują wspomniani panowie czy - w Polsce - Róża Thun lub podobni jej bałwochwalcy brukselskiego bożka. Mieli dość stetryczałej organizacji, w której najważniejsze decyzje podejmowane są pod wpływem nacisków biurokracji, niemającej najmniejszej demokratycznej legitymacji; w której nikt nie słucha głosu obywateli, a jeśli ich decyzje są nie po myśli wielkich - jak w referendum w Irlandii w 2008 roku czy w Holandii oraz Francji w roku 2005 - trzeba ich zmusić, żeby odpowiedzieli prawidłowo (referendum w Irlandii w roku 2009) albo w ogóle nie pozwolić im się wypowiadać. Dość mieli Unii, której odpowiedzią na kryzys imigracyjny jest propozycja karania krajów, które odmawiają radosnego przyjmowania imigrantów, i gdzie jedyną odpowiedzią na wszelkie problemy pozostają zaklęcia o tym, że potrzeba "więcej integracji".

Brytyjczycy mogli sobie pozwolić na referendum, bo ich pozycja w UE zawsze była szczególna, a do Wspólnoty przystąpili przecież - i to niechętnie - dopiero w roku 1973. Obywatele i rządy innych krajów Unii na takie ryzyko nie mogą sobie pozwolić, ale ich mieszkańcy w kolejnych wyborach pokazują, co myślą o obecnym kierunku rozwoju UE, głosując na partie domagające się zmiany. To powinno brukselskich tetryków otrzeźwić już dawno, ale nie otrzeźwiło. I wszystko wskazuje na to, że nie otrzeźwi. Zresztą patrząc na alkoholowe popisy Junckera, można podejrzewać, że w ogóle rzadko bywa trzeźwy.

Jeśli jednak zeskleroziałej części elity europejskiej nie obudziło nawet brytyjskie referendum, to oznacza, że obudzą się dopiero, gdy zostaną - symbolicznie - wywleczeni ze swoich złotych pałaców i rozszarpani przez wściekły tłum, tak jak rzymianie rozszarpali uciekającego z miasta przed Wandalami cesarza Petroniusza Maksymusa. Na taki los, powiedzmy sobie szczerze, jak najbardziej sobie zasłużyli.

Zobacz: Krzysztof Szczerski: To referendum zmieni UE