Małgorzata Kidawa-Błońska: Jeśli stadiony mają BYĆ BEZPIECZNE, to nie możemy bać się klubów

2011-05-11 16:15

O problemach z przemocą na stadionach i metodach walki z nią mówi posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska: Czara goryczy przelała się w zeszłym tygodniu w Bydgoszczy. To był finał Pucharu Polski. Kiedyś trzeba było to zrobić, powiedzieć "nie". Mam nadzieję, że część osób, które tolerowały takie zachowania na stadionach, wreszcie się opamięta

"Super Express": - Władze zamknęły stadiony Lecha i Legii po awanturze w Bydgoszczy. Przed rokiem wielu polityków PO, w tym pani, apelowało o niekaranie szalikowców Legii. Zrobiła pani wówczas błąd czy zmieniła się linia partii w tej sprawie?

Małgorzata Kidawa-Błońska: - To była inna sytuacja, w której przed otwarciem nowego stadionu trwał wielomiesięczny konflikt między kibicami Legii a właścicielami klubu. Byliśmy mediatorami w tym sporze. Chcieliśmy namówić obie strony, żeby usiadły razem i zaczęły współpracować dla dobra piłki nożnej. Żeby doprowadziły do tego, że po otwarciu stadionu spektakle, jakimi są mecze, stały się fascynujące, ciekawe i co najważniejsze - bezpieczne. Nie uważam tego listu za błąd. Wręcz przeciwnie, uważam, że jeżeli jest szansa na uzyskanie porozumienia, to trzeba próbować.

- Apel o wpuszczenie kibiców, których Legia z trybun usunęła, był zupełnie czymś innym, niż wykazywana dziś stanowczość w zamykaniu stadionów za awantury.

- Warto podkreślić, że nie dotyczyło to tzw. zakazów stadionowych, bo to często jest mylone. Zakaz stadionowy to coś zupełnie innego od zakazu klubowego. Wówczas chodziło o zakaz nałożony na kibiców przez sam klub. Próbowaliśmy doprowadzić do porozumienia. Zawsze będę za tym, żeby ludzie współpracowali i umieli się dogadać. Niestety, tym razem się nie udało.

- Wkraczamy tu na śliski temat. Mam poważne wątpliwości, czy politycy PO powinni angażować się w mediowanie między prywatną spółką ITI (właściciel Legii) a jej klientami (kibicami). Z tym mamy do czynienia w przypadku waszych starań o zapełnienie nowego stadionu Legii.

Przeczytaj koniecznie: Obława na kiboli: 21 pseudokibiców z Warszawy i Poznania zatrzymanych przez policj

- Mediowaliśmy jako stołeczni samorządowcy i parlamentarzyści. Nie chodziło o prywatną spółkę, bo Legia i Polonia wraz z ich stadionami stanowią jako kluby wartość dla całej Warszawy. To marka naszego miasta i historia. Radziłabym na to patrzeć w ten sposób.

- Kibice Polonii mieliby zapewne na to własny punkt widzenia. Dominująca we władzach miasta Platforma zbudowała stadion tylko Legii, a nie obu klubom.

- Nowoczesny stadion Legii i imprezy odbywające się na nim miały być dowodem na to, że mecze mogą się odbywać w przyjaznej atmosferze. Dla kobiet, całych rodzin z małymi dziećmi. Taki cel nam przyświecał.

- Rząd i premier zamykając stadiony Lecha i Legii, wykazują się zdecydowaniem. To może być popularne, ale nie zmienia faktu, że zamknięto stadiony uważane za najbezpieczniejsze, na których akurat do zadym nie doszło...

- To prawda, ale kibice obu drużyn, którzy mają te piękne i bezpieczne stadiony, rozrabiali w Bydgoszczy.

- Nie ma jakiegoś błędu w tym, że nie zamknięto obu stadionów po jakichś wydarzeniach akurat na nich?

- Do takich zadym tam nie dochodziło i nie było pretekstu do zamknięcia. Kibice z obu miast rozrabiali w Bydgoszczy i na wyjazdach. Trzeba było to przerwać i wyciągnąć konsekwencje. Tym bardziej że próby wychowawcze w łagodniejszej formie nie dawały rezultatu.

- W Warszawie doszło do ataku szalikowca na jednego z piłkarzy. Nie słyszałem wówczas zdecydowanych słów premiera Tuska ani innych polityków PO zapowiadających zamknięcie stadionu.

- Czara goryczy przelała się w zeszłym tygodniu w Bydgoszczy. To był finał Pucharu Polski. Kiedyś trzeba było to zrobić, powiedzieć "nie". Mam nadzieję, że część osób, które tolerowały takie zachowania na stadionach, wreszcie się opamięta.

- Wojewodowie zamknęli stadiony, ale wątpię, czy rządowi wystarczy konsekwencji. Zbliża się mecz towarzyski na Lechu z mistrzem Niemiec Borussią Dortmund. I mam dziwne przekonanie, że z tej okazji konsekwencja w walce z chuligaństwem zmięknie i zakaz zostanie zniesiony.

- Nikt nie twierdził, że wprowadzone na obu stadionach zakazy są wprowadzone na zawsze. Chcemy, żeby ludzie przychodzili na stadiony, ale muszą mieć świadomość, że nieodpowiednie zachowanie doprowadzi do zamknięcia tych miejsc.

- Nie obawia się pani, że właściciele klubów odwołają się do sądu i wygrają odszkodowanie?

- Jeżeli jesteśmy przekonani, że stadiony mają być bezpieczne, to nie możemy kierować się strachem przed właścicielami klubów. Jestem przekonana, że właścicielom zależy także na tym, żeby atmosfera podczas rozgrywek była inna. Dochody są ważne, ale bezpieczeństwo jest zdecydowanie ważniejsze.

- Wojewoda z Bydgoszczy związana z Platformą Obywatelską dopuściła do rozegrania meczu, na którym doszło do zadym. Premier Tusk powinien ją odwołać ze stanowiska?

- Niewątpliwie powinna wykazać większą staranność w podejściu do tej kwestii. Dziś wiemy, że ta decyzja była błędem.

- Policja wiedziała to przed meczem, wydając opinię, że w Bydgoszczy nie powinien być rozgrywany finał Pucharu Polski ze względu na bezpieczeństwo. Wojewoda uznała, że większym niebezpieczeństwem jest niedopuszczenie do meczu.

- Nie mam wystarczającej wiedzy, by stwierdzić, która ze stron miała tu rację. Na pewno osoby odpowiedzialne za to będą musiały to sprawdzić i rozważyć wszystkie te możliwości.

- Zamknięcie stadionów to jednorazowa reakcja. Czy PO ma jakiś głębszy pomysł na to, co robić z tym problemem dalej?

- Premier i prokurator podkreślili, że musimy wreszcie przestać mówić, ale wprowadzić w życie zasadę "zero tolerancji". Kibic, który wtargnie na murawę pomimo zakazu, musi mieć świadomość kary, może nawet dożywotniego zakazu stadionowego. I to skuteczne pociąganie do odpowiedzialności musi przynieść skutki. Doświadczenia z Anglii pokazują, że można. Mieli jeszcze większe problemy i dziś niemal przestały istnieć.

- Pociągniecie do odpowiedzialności PZPN jako organizatora meczu, na którym doszło do zadym?

- Jestem przekonana, że wszędzie tam, gdzie rząd może i ma instrumenty do reakcji, na pewno będzie reagował.

- Nawet na rok przed EURO?

- Działanie PZPN też jest pewnym świadectwem jakości piłki nożnej w Polsce...

- Oj, niestety jest...

- I też musi zacząć dbać o swój wizerunek. Wiem, jak to wygląda i choćby po zachowaniu PZPN widzimy, z jaką skalą problemów mamy do czynienia

Małgorzata Kidawa-Błońska

Wiceprzewodnicząca Klubu PO

Nasi Partnerzy polecają