Anna Maria Anders

i

Autor: Michał Wargin

Anna Maria Anders: Mam poczucie niesprawiedliwości

2018-04-11 4:00

W specjalnej rozmowie z "Super Expressem" senator Anna Maria Anders, sekretarz ds. Dialogu Międzynarodowego.

- Podczas piastowania urzędu Sekretarza ds. Dialogu Międzynarodowego odbyła pani szereg zagranicznych podróży. Pojawiła się teza jakoby „rozdysponowała pani środki podatników na prywatne podróże…"

Anna Maria Anders: - Największe kłamstwo to stwierdzenia, że reprezentując polskiego Premiera w USA tak naprawdę jeździłam „do domu”. Zanim ktoś zechce przedstawić moje podróże jako wyjazdy prywatne, powinien sprawdzić jak faktycznie było. Mam dom w okolicach Bostonu, a większość moich spotkań jest w Waszyngtonie, który znajduje się ponad 700 km od Bostonu. Nevada, gdzie tez byłam z delegacją jest ponad 4000 km od mojego domu, a Atlanta 1700 km. To nie są odległości, które pozwoliłyby na „wpadanie” do domu. Mój syn służy w wojsku, mieszka w Nashville, przez długi czas był w Iraku.. Nie bardzo wiem jak mogłabym spotykać się z synem, który był na zagranicznej misji? Przecież to kuriozalne. Mój mąż zmarł kilka lat temu, w domu rodzinnym prócz mnie nie mieszka nikt. Dlatego twierdzenie, że latam do syna jest kompletną nieprawdą, która bardzo mnie zabolała. Oczywiście, że nie ma. To po prostu kłamstwa. Nigdy nie robiłam sobie prywatnych wypadów za pieniądze publiczne. Ja także płacę podatki w Polsce i wiem, że te pieniądze trzeba szanować i używać tam gdzie jest to konieczne. Suma wyjazdów brzmi jakby była ogromna. Jednak, jeśli spojrzymy ile wyjazdów odbyłam i jak wyglądają kwoty na poszczególne podróże to okazuje się, że nie są to niebotyczne stawki. Proszę zauważyć, iż podróże, o których rozmawiamy to okres ponad dwóch lat. Moje delegacje są tańsze od wielu delegacji polskich polityków. Do Stanów latam sama. Nie towarzyszy mi szeroka delegacja. Zdaję sobie sprawę, że bilety lotnicze są drogie, ale kwestie polityki międzynarodowej to nasze bezpieczeństwo, które ceny nie ma.

- Jednak zwykły podatnik nie generuje takich kosztów. Obywatele wyrażają dezaprobatę wobec ogromnych kwot na transport urzędników państwowych, czego dali wyraz chociażby przy okazji premii ministerialnych. Czy funkcja, którą pani piastuje wymaga aż takich nakładów na przeloty?

W moich kompetencjach leżą trzy główne zadania. Utrzymywanie relacji z naszymi partnerami zagranicznymi, w tym w szczególności z USA. Dbanie i poprawa wizerunku naszego kraju na świecie oraz kontakty z Polonią. Przypomnę, że kiedy senatorowie amerykańscy, m.in. senator McCain, napisali list do polskich władz, w którym bardzo krytyczny wypowiadali się o Polsce, reagowałam natychmiast.. Udało mi się spotkać z senatorem McCainem, który jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w USA, i porozmawiać na temat sytuacji w Polce. Przekonywałam senatora, że przekaz medialny, który wytwarzają ośrodki medialne nie jest stanem faktycznym obrazu naszego kraju. Nasze następne spotkanie było już o wiele bardziej przyjacielskie. W czasie pełnienia przeze mnie funkcji w Kancelarii Premiera stosunki między Polską a Stanami Zjednoczonymi bardzo się poprawiły. To oczywiście nie tylko moja zasługa, ale na pewno miałam w to wkład. Mam w Stanach Zjednoczonych bardzo dobre relacje z wieloma ludźmi . Pomaga mi to, że będąc Polką jestem także Amerykanką. Dzięki temu, że bardzo dobrze mówię po angielsku łatwiej mi dyskutować z władzami amerykańskimi niż innym. Absolutnie się nie chwalę. Stwierdzam jedynie, że to bardzo pomaga w kontaktach międzynarodowych. Nie ukrywam, że pomaga mi także moje nazwisko. Amerykanie mają wielki szacunek do mojego ojca. To duży atut. Staram się to wszystko wykorzystywać, aby jak najlepiej pracować dla polski. Chodziło o to żeby Polska miała swojego reprezentanta na Świecie. Globalnego ambasadora, który będzie miał realny wpływ na to, jak postrzegani są Polacy i Polska. Patrząc na to co udało mi się zrobić przez te dwa lata czuję ogromną satysfakcję. Wyjazdy do Polonii także były ważnym etapem trwania mojego urzędu. Polonia ma do mnie bardzo dobry stosunek.. To dla mnie duże wyróżnienie. Ludzie mają do mnie ogromny sentyment. Myślę, że udało mi się przywrócić Polonii, która przez lata była niezauważana, należne jej miejsce. To dla mnie bardzo ważne, aby ludzie zagranicą dowiedzieli się o naszej historii. Robię wszystko co w mojej mocy, aby pokazywać prawdę o Polsce i o jej historii. Dlatego oskarżanie mnie, że jeżdżę sobie po Świecie na wycieczki i nic nie robię jest kłamstwem. Jestem bardzo rozczarowana oszczerstwami, które czytam na swój temat. Myślę, że na zewnątrz wszyscy powinniśmy być zjednoczeni i walczyć o jak najlepsze miejsce Polski na świecie.

- Publikacja w jednej z gazet o "horrendalnych" kwotach na służbowe wyjazdy odbiła się szerokim echem w przestrzeni publicznej.

- Tak. Dziennikarze "Faktu" poprosili kancelarię, byśmy wskazali, gdzie i za ile podróżowałam. Podeszliśmy do tego poważnie, opisaliśmy kierunki wyjazdów i zadania. Jednak nie opisano ani słowem tego, co robię. Podano jedynie kwotę i wskazano, że moja cała praca jest "nie wiadomo po co" . Bardzo mi przykro z tego powodu. Z publikacji dziennikarzy wspomnianej gazety wynika, że moim jedynym celem podróży do Stanów jest odwiedzenie syna i powrót do domu. To największe kłamstwo.

- Nie tylko media komentowały "aferę Anders". Politycy także nie zostawili na pani suchej nitki...

- Kwestie finansów zawsze budzą emocje. Jestem za pełną transparentnością życia publicznego. Ale ważna jest uczciwość przekazu. OK, mówmy o kosztach, ale mówmy też, co wynika z tych wyjazdów. Mówmy o moich spotkaniach z najważniejszymi i najbardziej wpływowymi ludźmi w Stanach Zjednoczonych. O ułatwieniach dla przedsiębiorców, które zostały stworzone na kanwie proklamacji podpisanej ze stanem Nevada. O rozmowach dotyczących bezpieczeństwa, także militarnego, Polski. Zdaję sobie sprawę, że nadchodzą wybory samorządowe, więc na pewno kolejne osoby zostaną wzięte na tapetę. Ja apeluję tylko o uczciwość w tym, co piszemy i mówimy. To obrzydliwe, że niektórzy posłowie zaczęli używać wobec mnie oszczerczej retoryki. Mam poczucie ogromnej niesprawiedliwości. Przykre, że politycy, w tym liderzy opozycji, którzy doskonale rozumieją, co robię, poszli w czysty populizm. Konstruktywną krytykę zawsze chętnie przyjmuję, możemy dyskutować. Gdy ktoś kłamie, to niestety to nie pomaga w merytorycznej rozmowie...

- Poseł Nowoczesnej Krzysztof Truskolaski, który złożył interpelację dotyczącą wyjaśnienia kosztów i celów pani wyjazdów, zarzucił pani, iż gdy zjawił się osobiście pod siedzibą pani biura, zastał zamknięte drzwi.

- W dniu, w którym pan poseł zechciał mnie odwiedzić, byłam w Łomży, później w Trzciannem i Wiźnie. Biuro w Łomży i w Suwałkach było otwarte. Najgorsze jednak odwiedziny miały miejsce dzień wcześniej. Do mojego biura w Łomży przyszedł dziennikarz, który z włączoną kamerą zaczął wypytywać moją sekretarkę, która jest w ciąży. Dziewczynę całkowicie apolityczną, która po prostu pracuje w moim biurze. Po tym "spotkaniu" bardzo źle się poczuła i musiała pójść na zwolnienie lekarskie. Naprawdę uważam, że wszyscy powinniśmy się bardziej szanować.

- Nie powinno pani dziwić zainteresowanie, jak wydawane są publiczne pieniądze. Wizerunkowe problemy PiS zaczęły się od wysokich nagród i premii?

- Tak prawdopodobnie było. Tu pojawiło się kolejne kłamstwo. W jednym z portali wskazano, "że biorę pensję w Senacie i jeszcze jeżdżę". Otóż ja od początku nie pobieram w Senacie wynagrodzenia. Ponadto mandat senatora nie ma nic wspólnego z moją funkcją w KPRM. Pomysł był taki, aby oddać nagrody. W związku z tym oddałam to, o co mnie poproszono. W tej sprawie powiedziano chyba już wszystko.

- Być może trzeba znaleźć jakiś konsensus, który pozwoli politykom podróżować w ramach kompetencji przy jednoczesnej przejrzystości wydatków, które się z tym wiążą...

- W moim wypadku nie jest wykonalne, abym piastowała swoją funkcję, siedząc przy biurku i nie ruszając się z miejsca. A reprezentując polski rząd, muszę mieścić się w pewnych standardach. Przypominam sobie dyskusję o zakupie samolotów rządowych, która toczyła się kiedyś w Polsce. Media pisały wówczas o niepotrzebnych wydatkach. Apelowano do polityków, żeby nie wydawali pieniędzy na luksusy. Po 10 kwietnia 2010 r., już nikt tej kwestii nie podnosi. Wszyscy zrozumieliśmy, jaki jest koszt pozornych oszczędności. Pieniądze publiczne trzeba szanować, ale nie stać nas na oszczędzanie na bezpieczeństwie.

Zobacz: SONDAŻ. Kto na lewicy ma największe szanse w wyborach prezydenckich? Wyniki