Marian Kowalski

i

Autor: Stanisław Kowalczuk Mimo, że nie liczy na wygraną, chce startować w wyborach prezydenckich. Chce wypromować swoją partię.

Marian Kowalski w WIĘC JAK?: Nie chcę mieć matury

2015-03-04 9:55

Marian Kowalski, kandydat na prezydenta w rozmowie z redaktorem naczelnym Super Expressu, Sławomirem Jastrzębowskim.

"Super Express": - Pańskim hasłem w wyborach prezydenckich jest: "Silny człowiek na trudne czasy". Pan jest silny?

Marian Kowalski: - Fizycznie byłem kiedyś bardzo silny...

- Kiedyś? Już pan nie jest?

- Mam już 50 lat.

- E tam dopiero. Życie zaczyna się po pięćdziesiątce. Albo dwóch pięćdziesiątkach...

- To natchnął mnie pan optymizmem. Nie jestem słaby tak fizycznie, jak i psychicznie.

- Od 16. roku życia trenuje pan kulturystykę. Jakie ma pan osiągnięcia?

- Mój rekord to sześć powtórzeń na ławce poziomej ze 160 kilogramami.

- Wow! Ile miał pan lat, jak pan to zrobił?

- 18-19 lat.

- A teraz?

- Teraz ćwiczę setką w seriach.

- Biega pan?

- Nie mam już czasu na uprawianie sportu tak, jakbym chciał, ale 4-5 razy w tygodniu spędzam godzinę na siłowni.

- Pracuje pan jako szef ochrony w dużym klubie muzycznym. Czyli nie jest pan zwykłym bramkarzem.

- Zależy kto to jest bramkarz. To może być i ktoś, kto obsługuje koncerty największych światowych gwiazd, ale i ktoś na wiejskiej dyskotece.

- Mnie się kojarzy z kimś, kto pilnuje porządku i jak ktoś jest niegrzeczny, to go wyrzuca.

- W dużym skrócie. Trzeba też umieć zorganizować ludziom pobyt w klubie. Nie wszyscy potrafią się zachować, wiedzą, gdzie pójść. Zdarzają się przestępstwa. W dobrym klubie nie ma na to miejsca.

Zobacz: Marian Kowalski - kandydat na prezydenta. Kim jest? Co osiągnął?

- Dobry, czyli...

- Taki, w którym ja pracuję! Lubelski klub Graffiti. Dobra ochrona praktycznie nic nie musi robić, bo jest spokój, ludzie mogą czuć się bezpiecznie.

- Media donoszą, że ma pan jednak w związku ze swoją pracą kłopoty. Jest pan oskarżony o pobicie.

- Takich interwencji, kiedy usuwamy z lokalu osoby, które źle się zachowują, jest wiele. Tu wystarczyło powiedzieć, żeby ta osoba wyszła. I twierdzi, że później została pobita, żądała pieniędzy od klubu.

- Była trzeźwa?

- Sama przyznaje, że nie. To pracownik firmy miejskiej, sprawą interesują się lokalne media...

- Mówi pan, że to jest nagrane? Dlaczego sprawą interesuje się policja?

- Nie policja, ale prokuratura. Jedynym świadkiem była najbliższa osoba rzekomo poszkodowanego.

- Jest pan niewinny i pewien oczyszczenia z zarzutu?

- Tak. Jeżeli ktoś twierdzi, że osoba z moim doświadczeniem w tej pracy, licencjonowana, kogoś biła pięścią w nos, to nie wie, o czym mówi.

- Kandyduje pan na prezydenta, a skoro jest pan osobą mniej znaną, przyjmijmy, że pana tu przeegzaminuję jako uosobienie wielu wyborców. Jakie ma pan hobby? Tak się pyta ludzi szukających pracy, a pan szuka pracy prezydenta.

- Nie szukam pracy prezydenta. Chcę służyć polskiemu społeczeństwu. Co do hobby, to sport. W wolnym czasie, kiedy naprawdę nie mam nic do roboty, hoduję ryby. Jestem akwarystą od 40 lat.

- Niech pan się czymś pochwali. Ma pan 50 lat i rok temu ożenił się z piękną kobietą, która siedzi tu obok... To pierwsza żona?

- Nie.

- O, a która? I tak to panu wywloką...

- To poczekajmy z tym, bo te ploteczki będą tylko działały na moją korzyść. Moja żona jest moim szczęściem, znamy się od sześciu lat. Jest moją drugą połówką i bez niej nie dałbym sobie rady w życiu. Pracuje jako fizjoterapeutka w lubelskim szpitalu i hospicjum. I teraz mam się pochwalić?

- Tak, przez minutę.

- Moim walorem jest to, że od ponad 20 lat angażuję się w sprawy społeczno-polityczne na własny koszt. Jeżeli kandydowałem w jakichkolwiek wyborach, to zawsze broniłem idei, a nie swojego portfela.

- Jakiej idei?

- Zaangażowałem się w politykę w 1992 po odejściu premiera Olszewskiego. To był pierwszy większy skandal w polityce III RP. Słuchałem tego na żywo w radiu. Zacząłem otwierać szerzej oczy na wiele spraw. I zacząłem działać w RTR, a to była pierwsza partia, która była za wejściem Polski do NATO. Jestem dumny, że chciałem wówczas wejścia do NATO.

- A dziś pan już nie chce?

- Nie mówię, że nie warto tam być. NATO było jednak kiedyś przesiąknięte duchem Reagana, a teraz kruszy się, jest rozmemłane. Gdyby NATO było nadal sojuszem rzetelnym, solidarnym, to warto. Teraz dominują tam interesy poszczególnych państw.

- Lepiej być z Rosją? Niektórzy twierdzą, że Ruch Narodowy jest nieco prorosyjski.

- Nieprawda. Po prostu nie mając żadnego potencjału, nie powinniśmy pyskować. Nie tak jak prezydent Komorowski, który ogłasza, że powinniśmy wysłać broń na Ukrainę!

- Prezydent Komorowski pyskuje?

- Nieroztropnie się wyraża.

- Nie powinniśmy ich zaopatrywać?

- Nie wolno mówić o tym w radiu, żeby Rosjanie mieli argument przeciwko nam!

- Czyli powinniśmy to robić po cichu?

- Pan to powiedział.

- A powinniśmy?

- Ten konflikt będzie trwał i uważam, że powinien trwać jak najdłużej jak najdalej od naszych granic i bez naszego udziału wojskowego. Polska nie jest w ogóle przygotowana do wojny.

- Jak powinniśmy się przygotować do wojny?

- Błędem jest wypuszczanie do cywila najlepiej wyszkolonych osób po 12 latach służby. Powinniśmy też upowszechnić dostęp do broni i szkolenia dla obywateli, byśmy byli gotowi na wojnę, niestety, partyzancką.

- Przystąpił pan do Ruchu Narodowego, bo zaczął pan myśleć jak nacjonalista?

- Nie jest tak, że obalenie rządu Olszewskiego otworzyło mi oczy. Zawsze byłem związany z ojczyzną i narodem uczuciowo.

- Ile miał pan wówczas lat?

- Dwadzieścia osiem.

- Jakie miał pan wykształcenie?

- Skończyłem szkołę na trzeciej klasie liceum ze względu na chorobę ojca.

- Czyli nie ma pan matury?

- Nie mam.

- A nie chce pan zrobić?

- Nie chcę.

- Dlaczego!?

- To miałoby taki sens jak tuszowanie braków urody tylko po to, żeby dobrze wypaść w telewizji. Nie ma sensu.

- Szkoły nie mają sensu?

- Mają, ale coraz więcej osób kończy studia, a i tak nie mogą znaleźć pracy. Mógłbym podjąć naukę w wieczorówce. Wszyscy wiedzą jednak, że nie mam matury, przeżyłem 50 lat na własny rachunek, nikt mnie nie utrzymywał. Po co?

- Czyli jest pan samoukiem.

- Mam w sobie republikański instynkt obywatelski.

- Jakie książki ostatnio pan czytał?

- Na beletrystykę nie mam czasu. Czytałem Ziemkiewicza "Jakie piękne samobójstwo".

- Lubi pan Rafała Ziemkiewicza?

- Tak. Otwarta głowa. Poznałem go, jeszcze gdy razem byliśmy w UPR, gdzie był rzecznikiem, nieraz rozmawialiśmy. Nie mamy towarzyskich kontaktów, ale mam nadzieję, że to się zmieni.

- Ziemkiewicz jest takim waszym jednoosobowym think-tankiem, który wymyśla wam strategię?

- Tak nie jest. Źle go pan postrzega. U nas jest burza mózgów, reagujemy na bieżąco na to, co dzieje się na świecie.

- Ruch Narodowy bywa postrzegany jako źle nastawiony do Żydów.

- Zależy do których Żydów.

- A do których jesteście nastawieni źle?

- Np. do finansistów nowojorskich, którzy podają się za Żydów, by wysuwać różne roszczenia, a z polskimi Żydami nie mają nic wspólnego. Oni chcą 60 mld dolarów za rzekomo pozostawione mienie w Polsce. Tylko z racji tego, że są Żydami. To tak, jakbym ja założył Światowy Związek Polaków i żądał majątku po wszystkich Polakach z Australii, którzy zmarli bezpotomnie. Przecież to nonsens!

- A do jakich jesteście nastawieni pozytywnie?

- Na przykład Leopold Tyrmand. Polski Żyd, który wyemigrował do USA. Prawdziwy, szczery polski patriota i konserwatysta. Bronił dobrego imienia Polski przed amerykańskimi lewakami. Przed wojną żydowski nacjonalista Żabotyński...

- A z obecnie żyjących?

- Nie chcę się posługiwać nazwiskami. Wolę mówić o tych, którzy już przeszli do historii i ich życie już się wypełniło. Są jednak w Polsce Żydzi, którzy nie zhańbili się kolaboracją z komuną, są patriotami, nie próbowali na swojej etniczności robić karier. Ale są i tacy, którzy byli w bezpiece.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail